wtorek, 15 lipca 2014

Slipping Through My Fingers [6]

   Czas pobytu w Hogwarcie nieuchronnie zbliżał się ku końcowi. Było mi strasznie żal, że po raz kolejny zmuszona byłam opuścić tak ukochane przeze mnie mury zamku. Dzisiejszy bal miał zakończyć nasz pobyt tutaj, a następnego poranka, wraz z naszymi pociechami mieliśmy wrócić do domów. Postanowiłam zabrać Jean na wspólny spacer po błoniach i opowiedzieć jej nieco o Draco. Skorzystałam z okazji, gdy Blaise zabrał Stellę, by pochwalić się nią swoim kolegom z roku, i zabrałam swoje jedyne dziecko w miejsca bliskie memu sercu. Mróz szczypał nasze policzki, ale mimo to z chęcią spacerowałyśmy, podziwiając hogwardzkie błonia otulone białym puchem. Jean miała na głowie zieloną czapkę, spod której kaskadami wypływały jej niemalże białe loki. Uwielbiałam na nią patrzeć, na ten jej Malfoy'owski uśmiech. Zawsze wtedy żałowałam, że odebrałam jej możliwość bycia małą Malfoy'ówną, ostatnią z rodu. Westchnęłam ciężko, gdy moja córka spojrzała na mnie spod uniesionej brwi - dokładnie to samo robił Draco, gdy oczekiwał na jakiś ruch z mojej strony.
   - Nie patrz tak na mnie - powiedziałam pół żartem, pół serio.
   - Czyli jak? - zapytała unosząc brew jeszcze wyżej.
   - Właśnie tak... Identycznie jak twój tata. Draco unosił brew zupełnie tak samo jak ty - uśmiechnęłam się blado, chcąc dodać otuchy, tylko nie wiedziałam której z nas.
   - A więc tata ma na imię Draco...
   - Draco Malfoy - uściśliłam.
   - Opowiesz mi coś o nim? Jaki jest? Gdzie mieszka? Dlaczego go z nami nie ma? Czy on mnie nie kocha, mamusiu?
   - Och, Jean! Doprawdy, jak możesz w ten sposób myśleć? Twój ojciec to wspaniały człowiek, który na pewno bardzo by cię kochał... ale nie miał szansy się o tobie dowiedzieć. Zginął podczas wojny, gdy ty byłaś w moim brzuszku.
   - Tatuś nie żyje?! - w oczach mojej córki pojawiły się łzy. Chyba właśnie dlatego nigdy nie chciałam jej o tym mówić. Bałam się rozpaczy własnego dziecka.
   - Przykro mi, córeczko. Ale jesteś już wystarczająco duża by poznać prawdę. Draco był najwspanialszym mężczyzną jakiego w życiu poznałam. Od zawsze przyjaźnił się z ciocią Pansy i wujem Blaise'm. Tak jak ty był w Slytherinie. Twoja babcia, a jego mama, prowadzi sklep na Pokątnej, więc jeśli będziesz chciała ją poznać, to zabiorę cię do niej - wzięłam głęboki oddech i nie pozwalając łzom płynąć po moich policzkach, kontynuowałam - Córeczko, kiedy ja dowiedziałam się, że zostanę mamą, moje serce przepełniła radość. Bardzo chciałam podzielić się tym szczęściem z Draconem, ale to był ciężkie czasy dla czarodziejskiego świata. Tatuś nie miał wyjścia, musiał być po ciemnej stronie. Tylko  ten sposób mógł uratować siebie i swoją matkę, a mnie uchronić przed najgorszym co mogło wtedy spotkać osoby o takim statusie krwi jak moja. Twój tata nie zdążył dowiedzieć się o tobie, ponieważ zginął podczas wojny. Jednak jestem pewna, że kochałby cię nad życie i gdyby żył byłabyś jego oczkiem w głowie, większym niż jesteś dla Blaise'a - gdy skończyłam Jean niemal zanosiła się płaczem. Chciałam ją przytulić, ale kiedy tylko zrobiłam krok w jej stronę, ona uciekła do zamku. Być może powinnam była dać jej czas na przemyślenie, ale instynkt macierzyński kazał mi za nią pobiec. Jean biegła w stronę lochów, i niemalże od razu wiedziałam dokąd zmierza. Kiedy zjawiłam się na miejscu, widziałam ogromny szok wymalowany na twarzy Damona i moją córkę tulącą się do niego. Mężczyzna kucnął, by małej łatwiej było się do niego przytulić, a mi zachciało się płakać, bo oczami wyobraźni widziałam Jean tulącą się do swojego prawdziwego ojca. W tym momencie znienawidziłam Voldemorta jeszcze mocniej, ponieważ przez niego moje dziecko nie miało już nigdy poznać swojego drugiego rodzica. Kiedy Jean odsunęła się od nauczyciela, otarła łzy chudymi rączkami i odwróciła się w moją stronę:
   - Przepraszam mamusiu, że uciekłam. Ta sytuacja mnie lekko przerosła - moja córka była bardzo dojrzała jak na swój wiek, dopiero teraz dostrzegłam to tak naprawdę. Damon wstał i spojrzał na mnie pytająco.
   - Coś się stało? Mogę jakoś pomóc?
   - Och! Własnie opowiadałam Jean o jej tatusiu. Chyba to był dla niej wstrząs. Mam nadzieję, że się na nas nie pogniewasz - starałam się przybrać lekki, luźny ton.
   - Ależ skąd! Jakże mógłbym się gniewać na moją ulubioną uczennicę - pogłaskał Jen po głowie, na co ona zareagowała ogromnym uśmiechem. Musiała go szczerze polubić... i chyba tak było rzeczywiście, ponieważ jej następne słowa są tego dowodem... a ja poczułam się lekko skonfundowana.
   - Mamo, czy profesor Darknesshole może razem z Mayą przyjechać do nas na święta? My spędzamy je tylko we dwie, a oni także sami. Będzie nam raźniej i weselej. Proszę! Proszęproszęproszę! - Jean podskakiwała w miejscu, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na Damona, który wydawał się być równie zszokowany. Musiałam się jednak odezwać, żeby nie wyjść na niemiłą.
   - Oczywiście, jeśli tylko profesor się zgodzi, to nie mam nic przeciwko - posłałam mu uśmiech, który szybko odwzajemnił. Przystał na naszą propozycję pod warunkiem, że będzie mógł czynnie uczestniczyć w przygotowaniach do świąt, na co nie mogłam się nie zgodzić. Moja córka z radości rzuciła się nam w objęcia, po czym wybiegła poszukać Mayi, aby jej o tym powiedzieć. Zostaliśmy sami.
   - Napijesz się czegoś? - zapytał kurtuazyjnie.
   - Ognistej, jeśli mogę prosić - kiwnął głową i podszedł do barku by do dwóch szklaneczek nalać złocistego trunku. Ja w tym czasie rozejrzałam się po jego komnacie. Na ścianie wisiało mnóstwo zdjęć, przedstawiających nieznanych mi ludzi. Wystrój wnętrza był mocno minimalistyczny, suchy i widać było w nim brak kobiecej ręki. Paprotka na parapecie przywiędła przez co komnata wyglądała jeszcze smutniej. Damon podał mi szklankę z Whisky i zaprosił bym usiadła przy stole. Postawił na nim dyniowe ciasteczka i placek z rabarbarem. O, całkiem kobiecy gest. Widocznie jego żona była dobrą gospodynią.
   - Podziwiałam przed chwilą wiszące na ścianie zdjęcia. Opowiesz mi o nich trochę? - kiwnął głową, więc podeszłam do ściany i wskazałam jedno z nich - Kto to jest? - zapytałam.
   - Hmm, to Arabella. Mama Mayi. To było kilka dni przed narodzinami naszej córki.
   - Wyglądała pięknie, tak kwitnąco...
   - To prawda, ciąża dodała jej blasku - nawet nie wiem kiedy znalazł się obok mnie. Jego perfumy podrażniły moje zmysły. Matko, o czym ja myślę!
   - Czy na tym zdjęciu jest Maya? - spytałam wskazując zdjęcie noworodka.
   - Tak, miała tutaj pięć tygodni. Strasznie ciężko było mi wychowywać ją samotnie.
   - Nie miałeś znikąd pomocy? A jej dziadkowie? - miałam nadzieję, że moje pytania nie są wścibskie, że nie urażę nimi Damona.
   - Rodzice Arabelli zginęli gdy była mała. Moi nie przeżyli wojny. Widzisz tę fotografię, o tutaj? - spytał pokazując mi zdjęcie kobiety z długimi, czarnymi włosami i wielkimi orzechowymi oczami, siedzącą na marmurowej ławce obok przystojnego blondyna z lekkim zarostem. Patrzył na nią swoimi zielonymi oczami z taką miłością, z jaką zawsze marzyłam by Draco obdarzał mnie na starość. Za nimi rozciągał się widok na ogromny ogród w stylu francuskim. Kiwnęłam głową, by dać mu odpowiedź na jego pytanie.
   - To moi rodzicie: Austin i Harriet Darknesshole. Zdjęcie zostało zrobione kilka miesięcy przed wojną w ich wakacyjnej posiadłości w Normandii.
   - Piękne miejsce, niemal baśniowe. Czy nie będzie zbyt wścibskie z mojej strony, jeśli zapytam, czemu tam nie mieszkasz? - uśmiechnął się do mnie tajemniczo.
   - Wolę Anglię, ale nie wykluczam, że kiedyś tam zamieszkam - podszedł do stolika i złapał kawałek placka z rabarbaru. Domyśliłam się, że tym samym uciął rozmowę na temat jego przeszłości. Usiadłam z powrotem na moje miejsce i zamoczyłam usta w bursztynowym trunku.
   - Wybierasz się dziś na bal? - zapytał po chwili milczenia.
   - O, tak. Zamierzam porządnie się dziś wybawić, gdy tylko odprowadzę Jean do dormitorium - uśmiechnęłam się niemal lubieżnie.
   - Czy pozwolisz zatem, że skradnę ci choć jeden taniec? - kiwnęłam głową na znak zgody.


   W Wielkiej Sali nie pozostało już żadne dziecko. Bal przeistoczył się w istną popijawę dla dorosłych. Damon, tak jak obiecał skradł mi taniec, ale nie jeden, a wszystkie. W jego ramionach czułam się bezpieczna, niemal jakby zostały stworzony specjalnie dla mnie. W głowie mi szumiało i jakaś natrętna myśl wciąż powtarzała, że zaczynam się zakochiwać w nauczycielu mojej córeczki. Zrzucałam to jednak na karb upojenia alkoholowego. Mimo lekkich problemów z równowagą, doskonale utrzymywałam się na moich czternastocentymetrowych szpilkach, które idealnie komponowały się z moją butelkowozieloną sukienką przed kolano. Sukienka była piękna, dekolt w serce idealnie opinał moje piersi, dopasowany gorset połyskiwał gdzieniegdzie srebrnymi aplikacjami, a od talii w dół materiał opadał kaskadami, gdyż sukienka była na kole. Włosy zaczesałam wysoko do tyłu, a resztę lekko zakręciłam, co nadało im wygląd artystycznego nieładu. Srebrna tasiemka, która podtrzymywała włosy, idealnie pasowała do mojej fryzury i ubioru. Kiedy wyszliśmy z sali i przemierzaliśmy korytarze Hogwartu, Damon szepnął mi do ucha:
   - Wyglądasz jak Ślizgońska księżniczka - przyjęłam jego słowa jak komplement, a alkohol rozpływający się po moich żyłach, sprawił, że na twarzy wykwitł mi brunatny pąs. Zachichotałam, gdyż poczułam się jak nastolatka, i wtedy Damon mnie pocałował. Na początku stałam nieruchomo, ponieważ przed oczami stanął mi obraz Draco, ale on stopniowo zaczął się oddalać, a wraz z nim jakiekolwiek opory. Oddałam pocałunek i pozwoliłam ponieść się rozkoszy.
   Na drugi dzień obudziłam się bez bólu głowy, zupełnie jakbym nie wypiła tylu trunków, ile jednak wczorajszej nocy w siebie wlałam. Czułam się rześka i wypoczęta. I nawet nie zarumieniłam się, kiedy zorientowałam się, że obok mnie leży Damon. Oboje byliśmy zupełnie nadzy, co zauważyłam dopiero, gdy chciałam wstać do łazienki. Opadłam z powrotem na jego łóżko, przytłoczona nagłym powrotem wspomnień wspólnej nocy. Poczułam się strasznie źle, więc szybko zebrałam swoje rzeczy i uciekłam do swojej komnaty. Długi, zimny prysznic doprowadził mnie do stanu emocjonalnej używalności, ale nie miałam siły aby się malować. Ubrałam się w czarne getry, jeansową koszulę z ćwiekami i czarne lity. Włosy spięłam w luźnego, wysokiego koka. Uprosiłam skrzaty, by ostatni posiłek przyniosły mi do mojej komnaty, gdyż nie chciałam pojawiać się w Wielkiej Sali. Obawiałam się, że o moim nocnym występku wiedziała cała szkoła... Teoretycznie, powinno mi to zwisać, bądź co bądź byłam już dorosłą kobietą, a jednak czułam się jak uczennica. Pijąc mocną, czarną kawę, dokładnie taką jaką lubił Draco, miałam cholerne wyrzuty sumienia. Zdradziłam Dracona. A właściwie zdradziłam moją miłość do niego. Łzy kapały mi ciurkiem, ale nawet ich nie ocierałam. W takim stanie zastał mnie Blaise.
   - Heeej, słoneczko... co się dzieje? - przeraził się na mój widok. Usiadł obok mnie, a ja wtuliłam się w jego umięśniony tors. Był moim przyjacielem i wiedziałam, że mogę mu się wygadać.
   - Chyba poczułam coś do Damona... - szepnęłam.
   - To chyba dobrze, nie sądzisz? - zapytał nieco szorstko. Wiedziałam, że pragnie mojego szczęścia, a moje ciągłe egzystowanie w samotności denerwowało go jak mało co.
   - I przespałam się z nim. Czuję się jakbym zdradziła Draco... - rozpłakałam się jak małe dziecko.
   - Posłuchaj, skarbie. Może zabrzmię brutalnie, ale Draco nie żyje. Musi to do ciebie dotrzeć. Minęło prawie dwanaście lat, a ty nadal kurczowo trzymasz się żałoby. Czas zacząć nowy rozdział, zrób to dla siebie i dla Jen.
   - Powiedziałam jej o Draco. Tak ogólnikowo. Myślisz, że powinnam pokazać jej moje wspomnienia? - Blaise wyrwał mi z rąk kubek z kawą i upił z niego łyka. Przez chwilę delektował się smakiem mocnego trunku, a po chwili westchnął i odstawił kawę na stolik. Przytulił mnie jak małą dziewczynkę.
   - W domu masz myślodsiewnię. Wrzuć do niej kilka najlepszych wspomnień o Smoku i pozwól jej tam wejść. Ona tak samo jak ty będzie musiała zmierzyć się z demonami przeszłości. Pozwól jej poznać ojca, ale samej. I zacznij żyć, bo życie ucieka ci przez palce, wiesz?
   - Slipping through my fingers... - zanuciłam pod nosem. Dotarło do mnie, że mój przyjaciel ma rację. Musiałam iść dalej. Damon był doskonałą przepustką do normalności. Teraz musiałam go tylko dobrze poznać i sprawić, że będzie chciał zostać. Miałam nadzieję, że te święta, które spędzimy wspólnie, zmienią coś w naszym życiu. I nie myliłam się, jak się później okazało. Tylko jeszcze wtedy nie wiedziałam, że tak bardzo...