niedziela, 24 listopada 2013

Slipping through my fingers [1]

  No to ruszamy z kolejnym opowiadaniem. Jest ono dla mnie bardzo ważne, choć sama nie wiem czemu. Taki mały sentyment. Dlatego będę wdzięczna za każdy komentarz. Za każdą odsłonę na blogu. Liczę na szczerą opinię i dziękuję, że wciąż tu jesteście!

Wasza Hal ♥




 Nazywam się Hermiona Granger i mam 28 lat. Moje życie nie potoczyło się tak, jakbym chciała. Nie narzekam, bo mam swoje małe szczęście, moją Jean. Kim jest Jean? To moja córeczka. Opowiem wam w skrócie moją historię.
   Wychowuję Jean samotnie. Mieszkamy w niemagicznej części Londynu, w sąsiedztwie Pansy i Blaise'a Zabinich. Moich przyjaciół. Pans i Blaise są rodzicami Stelli, uroczej dwulatki. Moja Jean wprost ją uwielbia.
   Tak się przykro złożyło, że zaszłam w ciążę na krótko przed wojną, więc w walce mogłam pomagać tylko od wewnątrz, z bazy. Byłam strategiem. Jean urodziła się dwa miesiące po zakończeniu wojny - nigdy nie poznała swojego ojca, ani on jej. Do tej pory nie wiem co się z nim stało. Mówią, że zginął, ale ciała nigdy nie odnaleziono. I tylko moja córka trzyma mnie przy życiu, bo bez niego wszystko inne straciło sens.
   Wojna zebrała wielkie żniwa śmierci. Ron Weasley zginął w pierwszych dniach, gdy Śmierciożercy napadli na ulicę Pokątną. Nie umarł jako bohater, raczej jak głupek, bo na własne życzenie. O zmarłych nie powinno się mówić źle, ale kto mądry wychodzi z domu bez różdżki, wiedząc, że wróg czai się za każdym rogiem? Wszyscy myśleli, że noszę w sobie jego dziecko, nie mówili tego głośno, chyba myśląc, że tak kochałam Rona, że na jakąkolwiek wzmiankę o nim, wpadnę w głęboką depresję. Głupcy. Ja z nim nigdy nie spałam. Wielką niespodzianką dla nich były narodziny mojego dziecka. Jean jest jak skóra zdjęta ze swojego ojca. Wszyscy spodziewali się brązowookiej, rudej dziewczynki, a tymczasem urodził się jasnowłosy aniołek, o szarych, wręcz stalowych oczach. Molly Weasley wyszła z sali, uprzednio nazywając mnie zdzirą. Przecież nie obiecywałam jej nigdy, że urodzę jej wnuczkę.
    Ginny Weasley chyba też nie mogła mi wybaczyć, że to nie jej brat jest ojcem mojej córki. Wysłała mi pełen żalu list, na który nigdy nie odpisałam, i od tamtej pory udaje, że mnie nie zna. To bywa całkiem zabawne, zwłaszcza, że mieszkamy w tej samej okolicy. Często spotykały się w osiedlowym supermarkecie, ale zawsze wtedy zawzięcie mnie ignoruje. Raz, moja Jean, wjechała wózkiem na zakupy w jej wózek. Sytuacja była komiczna, Ginny zaczerwieniła się jak piwonia, i zanim zdążyłam dobiec, zrugała moje dziecko. Jean ma charakter ojca, więc uśmiechnęła się ironicznie, i odpyskowała, śmiejąc jej się w twarz. A potem ignorując jej dalszy wywód, odwróciła się na pięcie i ruszyła w moją stronę. Ginevra ruszyła za nią i stanęła na wprost mnie, zwracając się do mnie tonem obrażonej dziewczynki:
   - Mogłaby PANI bardziej pilnować swojego dziecka. Widać, że jest niewychowana, a geny ma iście po tatusiu... - wzięłam przykład z Jean i zaśmiałam jej się w twarz. Merlinie, to było tak żałosne, że aż śmieszne. Doprawdy, czy aż tak dosadnie musiała akcentować słowo "pani"?
   A Harry? Przyszedł do szpitala, kiedy urodziłam. Wziął Jean na ręce i pogratulował mi. Był pierwszą osobą, która to zrobiła. Nie oceniał mnie, nie odrzucił. Myślę, że nasza przyjaźń by przetrwała, gdyby nie wyjechał, ale ciągnął go świat. Spakował więc walizkę, i wyruszył w podróż życia. Zostawił Londyn za sobą, a w nim mnie i całą przeszłość. I tylko od czasu do czasu, przysyła mi kartkę z pozdrowieniami, z miejsca w którym aktualnie jest. Zostałam sama z moją córką i dwójką przyjaciół, którzy okazali mi na prawdę duże wsparcie po urodzeniu dziecka. Dziś to ja pomagam im, bo Stella jest bardzo ciekawym świata dzieckiem, i wszędzie jej pełno. Jestem jej matką chrzestną, tak jak oni są rodzicami chrzestnymi Jean.
   Po wojnie Ministerstwo uznało mnie za osobę zasłużoną i przyznali mi całkiem spore wynagrodzenie, dzięki któremu mogłam kupić nam dom. Jean dostała też rentę po ojcu, w końcu wojna odebrała jej jednego rodzica. Dużym zaskoczeniem dla mnie był list od Harry'ego, który będąc gdzieś w Sri Lance, postanowił oddać połowę swojego honorarium mojej córce. Nie chciałam przyjąć tych pieniędzy, ale Harry się uparł, twierdząc, że Jean nie ma ojca, więc nie może jej zabraknąć czegoś innego. Resztę pieniędzy przeznaczył na podróże. Nigdy mu tego nie zapomnę.
   Dziś siedzę w moim ogrodzie, piję mrożoną herbatę i wspominam. Patrzę na moją córkę, huśtającą się na huśtawce i widzę w niej miłość mojego życia. Miłość, której doznałam bardzo krótko, ale bardzo intensywnie. Miłość, która zostawiła swój ślad w moim dziecku, bo to właśnie Jean Sophia Granger, córka Dracona Malfoy'a, jest dziś całym moim światem.

sobota, 23 listopada 2013

Pytanie

Witajcie kochani,
Powiedzcie czy mam już wstawić kolejne opowiadanie? Piszcie w komentarzu odpowiedź, jeśli się zdecydujecie, ruszymy z opowiadaniem pt.: " Slipping through my fingers" :D

Wasza Hal ♥

niedziela, 17 listopada 2013

Złączeni przeszłością [EPILOG]

  Przede wszystkim chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali i komentowali tę historię. To dla mnie wiele znaczy ♥ Złączeni przeszłością dobiegło dziś końca. Wstawiam krótki epilog, z którego nie jestem zadowolona, aczkolwiek chciałam jak najszybciej zakończyć to opowiadanie. Na dniach ruszę z kolejnym. Jeszcze raz dziękuję, że jesteście ;***
Wasza Hal ♥



Z pamiętnika Hermiony Granger

  Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Rica, kiedy powiedziałam mu o Bonnie. Tego się nie da opisać. Radość, niedowierzanie, lęk i ból. Jak można czuć tyle emocji jednocześnie? Pansy zaprowadziła go do salonu, gdzie siedziała dziewczynka. Automatycznie ruszyliśmy za nimi, ja i Draco. Późniejsze wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Ric klęczący przed córką, płakał i przytulał ją do siebie. Przepraszał za wszystko co złe. Pansy, która próbowała zapanować nad ich emocjami, i Draco patrzący na tę scenkę z bladym uśmiechem. Nikt nawet nie zauważył, że zniknęłam. Zamknęłam się w sypialni i osunęłam po drzwiach. Byłam szczęśliwa, że odnalazłam Bonnie, ale wiedziałam że to był ten czas... Czas pożegnania z moim synem. Wzięłam zdjęcie Gabriela do ręki i stanęłam z nim przed lustrem. Otarłam łzy i wymusiłam uśmiech. Ucałowałam drobniutką buźkę mojego dziecka i wyszeptałam patrząc w swoje odbicie.
 - To nie twoja wina, Hermiono.
 I właśnie wtedy to zrozumiałam. Poczułam jakby ktoś zabrał z mych ramion niesamowity ciężar. Odżyłam. Już wiedziałam, że muszę żyć dalej, iść do przodu. Mój synek nie żył, a ja kiedyś do niego dołączę. Muszę tylko czekać na swój czas. Spakowałam walizkę i deportowałam się z mojego domu, zostawiając ich samych sobie. Wylądowałam na Hawajach.

 
Słońce chyliło się ku zachodowi. Brązowowłosa kobieta spacerowała brzegiem morza. Od kilku dni codziennie pojawiała się na plaży, by w blasku zachodzącego słońca, spacerować po piasku. Ciepłe fale obmywały jej stopy, dając uczucie ukojenia. Chciała być sama, potrzebowała tych kilku dni samotności, by w pełni wrócić do siebie. By móc ruszyć dalej w podróż zwaną życiem.
  Zatrzymała się koło baru. i zdecydowała na drinka. Ostatni raz. Biała sukienka podwiewała w rytm wiatru, a ona z uśmiechem ruszyła do przodu. Usiadła na barowym krześle i zamówiła margaritę. Wciąż ciepły piasek przykleił się do jej mokrych stóp. Barman postawił przed nią kieliszek i oddalił się do kolejnej klientki, a ona złapała ćwiartkę pomarańczy i zjadła ją. Zabrała kieliszek i znowu ruszyła w stronę wody.
 - Nie wiesz, że po alkoholu nie wchodzi się do wody? - usłyszała za plecami. Przeszedł ją dreszcz. Powoli odwróciła się i wciągnęła głośno powietrze.
 - Jak mnie tu znalazłeś? - wyszeptała.
 - Przeszukałem cały Londyn, ale nigdzie cie nie było. Pomyślałem o miejscu, w którym spotkaliśmy się ostatnio i znalazłem cię. Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść, rozumiesz?!
 - Draco.. - nie pozwolił jej dokończyć. Złapał jej twarz w dłonie i zachłannie pocałował. Oddała pocałunek. Oboje byli spragnieni swych warg, już od wielu lat.


 Z pamiętnika Hermiony Malfoy
 Kiedy jest się szczęśliwym, czas bieganie jakoś szybciej. Zdaje się jakby to było wczoraj, kiedy Draco odnalazł mnie na Hawajach, a minęło już dziesięć lat. Jak dotąd dotrzymał słowa i nie pozwolił mi więcej odejść, choć bywało różnie. Rok po tamtym zdarzeniu stanęliśmy przed ołtarzem. Zostałam panią Malfoy. Pięć lat temu powitaliśmy na świecie naszą córeczkę, Ginę. Trzy lata temu przeżyliśmy kryzys, Draco oddał się pracy do tego stopnia, że nasza córka prawie zapomniała, że ma ojca. Spakowałam wtedy nasze walizki, moje i Giny, chciałam z nią lecieć na Hawaje, do naszego domu letniego. Nie pozwolił na to. Wybłagał drugą szansę, którą mu dałam. Nie żałuję swojej decyzji. Dziś jesteśmy szczęśliwą rodziną. Ja jestem szczęśliwa, bo choć w pamięci wciąż mam Gabriela, to moim całym światem jest teraz Gina.. i Scorpius, który urodzi się za kilka miesięcy. 
 Życie znowu nabrało kolorów nie tylko dla mnie. Osiem lat temu Ric i Pansy postanowili się pobrać. Stworzyli wspaniałą rodzinę. Pansy jest wspaniałą matką, zarówno dla Bonnie, jak i dla Katherine i Charlusa, bliźniąt które urodziła dwa lata temu.
  I to już koniec naszej historii, choć życie pisać ją będzie dalej. Zamykam pamiętnik.


 

sobota, 2 listopada 2013

Złączeni przeszłością [10]

   Dziewczynka ubrana w błękitną sukienkę do kolan, przepasaną w pasie białą wstążką, podbiegła do zszokowanej blondynki i wyciągnęła drobne rączki w górę:
 - Mamusiu, chcę na rączki! - Megan rozpłakała się i przytuliła dziewczynkę do siebie, pragnąc dać jej schronienie w swych ramionach. Hermiona spojrzała na dziecko i nie mogła wyjść z szoku. Nic nie rozumiała. Machnęła różdżką, rzucając na małą zaklęcie ujawniające, ale wygląd dziecka nie uległ zmianie. Dziewczynka znajdująca się w objęciach Megan była na oko trzyletnią, drobną blondynką o szarych oczkach i słodkim uśmiechu. Zupełne przeciwieństwo poszukiwanej przez nich Bonnie. Hermiona opadła na kanapę, zupełnie zrezygnowana.
 - Megan.. czy mogłabyś nam to wszystko wytłumaczyć? - Blondynka kiwnęła głową i zawołała Dee, która odebrała z jej rąk dziecko i wyprowadziła je z salonu. Kobieta usiadła na wprost Hermiony i śmiało spojrzała jej w oczy.
 - To nie jest poszukiwane przez ciebie dziecko. Ma na imię Tess i ma trzy latka. Jej matką jest piętnastoletnia ćpunka, z patologicznej rodziny. Czarownica wychowana wśród mugoli. Znalazłam tą dziewczynę kiedy była w szóstym miesiącu ciąży, na wielkim głodzie. Żebrała na działkę.. Przygarnęłam ją, pomagałam odzwyczaić się od heroiny, starałam się jak mogłam. Wydawało mi się, że sprowadziłam ją na dobrą drogę, ale kiedy Neva urodziła małą, uciekła. Nawet nie nazwała dziecka. Zostawiła ją i ślad po niej zaginął. Szukałam jej wszędzie, ale zupełnie przepadła. Przygarnęłam więc Tess,  i wychowałam jak własną córeczkę, zawsze chciałam mieć córeczkę. I dobry los mi ją zesłał, zesłał mi moją malutką Tess. Ja nie chciałam cię okłamać, Hermiono.. Bałam się. Bałam się, że odbierzecie mi ją. Bo nie jestem jej biologiczną matką, nawet jej nie adoptowałam. Wiem, że źle postąpiłam, ale zarejestrowałam ją jako swoje dziecko, żeby nikt mi jej nie zabrał, chociaż na chwilę. A teraz każdego dnia drżę, że ktoś mi odbierze moją córeczkę! - Kobieta schowała twarz w dłoniach. Hermionę ścisnęło serce.
  - Megan, pomogę ci. Obiecuję, że załatwię sprawę tak, aby nikt nigdy nie odebrał ci Tess. Ale ty musisz pomóc nam!
 - Jak mogę ci pomóc? - pani Malfoy ożywiła się nagle i z wielkim zainteresowaniem spojrzała w oczy Granger. Hermiona wyciągnęła w jej stronę fotografię, którą Megan pochwyciła szybko i zerknęła na nią. Jej oczy wyrażały ogromne zdumienie.
 - Podejrzenie padło na ciebie, ponieważ kobieta, która porwała Bonnie wygląda zupełnie jak ty. Możesz nam to wyjaśnić? - twarz Megan nie była już przeraźliwie blada, przeciwnie, nabrała kolorytu, a jej policzki zdobiły szkarłatne rumieńce.
 - To niemożliwe - szepnęła, patrząc przerażona na Malfoy'a. Ten odczytując jej myśli, poruszył się niespokojnie na kanapie. Hermiona zerknęła to na jedno, to na drugie.
 - Chcecie mi o czymś powiedzieć? - zapytała, ignorując Dave'a, który złapał ją za ramię. Pani Malfoy zamrugała powiekami, jakby nie wiedząc co czynić.
 - Powiedz jej, Megs - Draco podszedł do kuzynki i stanął za nią, kładąc dłonie na jej ramionach. Chciał w ten sposób dodać jej otuchy. Przekonał się, że nie jest winną porwanie tej małej Bułgarki, więc jego uczucia do Megan wzięły górę nad maską opanowania.
 - Miałam siostrę bliźniaczkę, ale zmarła pięć lat temu. Longina już w dzieciństwie miała wykrytą schizofrenie. Nasza matka za życia pilnowała jej by przyjmowała leki, ale.. po jej śmierci Longina przestała je brać. Twierdziła, że czuje się dobrze, że nie potrzebuje lekarstw. Na prawdę zachowywała się dobrze, póki nie umarła Kitty. Kitty miała cztery latka, kiedy Longina zabrała ją do Cardiff, a tam mała spadła z klifu. Zabiła się, a moja siostra nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią córeczki. Nie wiem Hermiono, czy to jest możliwe, ale wydaje mi się, że.. że Longina mogła tylko upozorować swoją śmierć.
 - Niech to Merlin kopnie! - zezłościła się Hermiona - jak mam w takim razie odnaleźć Bonnie?! Przecież nie wejdę do każdego domu w Brixton, i nie zacznę tam szukać małej..
 - W Brixton? - Megan spojrzała na Granger, a w jej oczach widniało zdumienie. Brunetka przytaknęła.
 - Och! Całkiem możliwe, że pomogę ci odnaleźć dziewczynkę, Hermiono. W Brixton znajduje się dom, który nasza prababka zapisała Longinie. Byłam tam tylko raz, ale myślę, że zdołam wskazać wam parcelę.


 Dom wyglądał na opuszczony. Zaczynało już zmierzchać, a zarośnięte podwórze dodawało domostwu grozy. Dave posłużył się uniwersalną różdżką do otworzenia starej, zardzewiałej bramy. Szli w stronę willi po żwirowej ścieżce, zostawiając auto przed ogrodzeniem. Doszli do wielkich, mosiężnych drzwi, które David otworzył tym samym sposobem co bramę.
 - Wchodzimy - szepnęła Hermiona. - Cywile idą za nami, trzymajcie różdżki w pogotowiu. Pamiętajcie, że w środku może znajdować się dziecko, więc zachowajcie szczególną ostrożność. Idziemy!
 Weszli do środka. Znaleźli się w Sali Wejściowej, która swymi gabarytami przypominała Wielką Salę w Hogwarcie. Wszędzie zwisały pajęczyny, zasłony, nadjedzone przez mole leżały pod oknami, a na podłodze znajdował się gruz. Przed nimi znajdowały się wielkie schody, pnące wysoko w górę. Hermiona przytknęła palec do ust, nakazując im ciszę, a potem machnęła ręką w stronę schodów. Każde z nich miało przygotowane różdżki, i najciszej jak tylko potrafili, wspinali się po schodach. Na piętrze znajdowało się kilka drzwi, lecz tylko zza jednych słychać było melodię, do złudzenia przypominającą dziecięce kołysanki. Hermiona podeszła bliżej i zaczęła nasłuchiwać. Była pewna, że w środku ktoś jest. Dała znak pozostałym, po czym z całej siły pchnęła drzwi i z wycelowaną różdżką stanęła na wprost zszokowanej kobiety. Pozostali wbiegli do pomieszczenia za nią. Granger zerknęła na stojącą przy kobiecie dziewczynkę - nie miała wątpliwości, to musiała być Bonnie. Miała oczy Rica, a usta układała w ten sam sposób co jej ojciec.
 - Longina Malfoy? - spytała Hermiona.
 - Baxter, Longina Baxter. Ale kim pani, u licha jest? - zapytała mrużąc oczy. Jej spojrzenie powędrowało po pozostałych przybyszach, a kiedy wśród nich dostrzegła swoją siostrę.. W ułamku sekundy pchnęła dziecko pod ścianę i przystawiła jej różdżkę do skroni.
 - Jeden.Fałszywy.Krok.A.Ją.Zabiję. - wycedziła przez zęby.
 - Longi, proszę cię. To ja, Megan.. poznajesz mnie? - Megan próbowała ratować sytuację.
 - Och, pierdol się, Megs! Jesteś taka sama jak wszyscy! Przyszłaś tu zabrać mi moją Kitty! Derek cię przysłał, tak? Przysłał was wszystkich, tak?!  - w pierwszej chwili Hermiona nie zrozumiała o co jej chodzi, ale po chwili przypomniała sobie, że ma do czynienia ze schizofreniczką.
 - Longino, to nie jest Kitty. To jest Bonnie, a ty nie jesteś jej matką - Granger nieznacznie przysunęła się w stronę kobiety, ale tak mocniej przystawiła różdżkę do głowy dziecka. Mała Bonnie nie rozumiała co się dzieje, zaczęła głośno płakać. Longina wydawała się być wytrącona z równowagi, mrugała zawzięcie oczami. Płacz dziewczynki i cztery skierowane w jej stronę różdżki sprawiły, że czuła się niepewnie.
 - To jest moja Kit! Skrzywdzę ją, jeśli się zbliżysz, ty mała suko! - rzuciła w stronę Hermiony.
 - Longi, proszę cię, nie rób głupstw. Ta dziewczynka nie może być Kitty, nie pamiętasz? Kitty nie żyje, spadła z klifu.
 - NIE!! To jest Kitty! Ona przeżyła, fale ją porwały i ktoś ją uratował, ale odebrałam im moje dziecko. To jest moja malutka córeczka - kobieta pogłaskała wystraszone dziecko po policzku, a potem pocałowała ją w czoło.
 - Longino, to nie może być twoja córka. Ta dziewczynka ma cztery latka, a Kitty w tym momencie miałaby dziewięć. Spójrz na nią! - kobieta posłusznie spojrzała na dziecko, a jej oczy momentalnie pociemniały. Zacisnęła zęby i wycedziła:
 - Ty faktycznie nie jesteś Kitty, ty mała, nędzna szujo! - po czym wymierzyła dziewczynce siarczysty policzek. Główka dziecka odbiła się od dłoni kobiety, a Bonnie upadła na podłogę. W tym momencie Hermiona, Dave i Draco rzucili zaklęcie obezwładniające kobietę. Dave szybko podbiegł do niej i skuł jej ręce magicznymi kajdankami. Megan załkała cicho, a Hermiona podbiegła do Bonnie i wzięła ją na ręce.
 - Zostaw ją! Zostaw ją ty brudna szmato! Nie masz prawa dotykać mojego dziecka! - Hermiona nie słuchała jej, tylko pośpiesznie opuściła pokój. Za sobą słyszała tylko kroki Malfoy'ów i desperacki krzyk Longiny:
 - KITTYYYY! ODDAJ MI MOJE DZIECKO!! ODDAJ JĄ, SŁYSZYSZ?! KITTY, KITTY!!! CÓRECZKO!!!! - Hermiona teleportowała się z małą koło samochodu i posadziła dziewczynkę na fotelu z tyłu.
 - Jestem Hermiona Granger, zawiozę cię do tatusia. Jesteś Bonnie, prawda?
 - Do mojego prawdziwego tatusia? - zapytała z obcym akcentem.
 - Tak, Bonnie. Do twojego prawdziwego tatusia, do Rica.

 Hermiona poprosiła Rica o spotkanie. Nie mówiła mu w jakim celu, wiedziała, że lepiej jeśli osobiście przekaże mu wieść o odnalezieniu dziecka. Przez te dwa dni, kiedy oczekiwała przyjaciela, Bonnie była u niej w domu. Razem z nimi pomieszkiwała również Pansy, która z zawodu była dziecięcym psychologiem. Obie czuwały nad dobrem dziecka. Hermiona zadbała o to, by sprawa nie była rozgłośniona. Media nie mogły dowiedzieć się o pojmaniu Longiny i odnalezieniu zaginionego przed dwoma laty dziecka.
 Bonnie była wyjątkowo grzecznym i silnym dzieckiem. Jej psychika zdawała się nie ucierpieć przez porwanie. Bonnie doskonale pamiętała swojego biologicznego ojca i matkę, pamiętała okoliczności, w których została porwana. Mówiła, że porwał ją pan, który przywiózł ją do cioci Longiny. Kobieta była dla niej dobra, tylko kazała jej nazywać się "mamusią". Bonnie jadła właśnie tartę z borówkami, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ku wielkiej uldze Hermiony, nie był to wcale Ric.
 - Cześć. Przepraszam, że cię nachodzę, ale pomyślałem sobie, że może.. Może chciałabyś abym był, kiedy Ric przyjedzie po małą? - Draco spojrzał na szatynkę z wyczekiwaniem, a ta uśmiechnęła się tylko, by po chwili mocno go przytulić.
 - Dziękuję. Cieszę się, że jesteś.. - szepnęła mu do ucha. Nie zdążyła nawet oderwać się od Malfoy'a, kiedy na teren jej posesji wjechało czarne BMW x6. Hermiona przełknęła ślinę, a Draco widząc nadchodzącego Rica, złapał Hermionę za rękę. Blondyn zdziwił się widząc Hermionę z Draconem, ale nie okazał tego.
 - Hermiona! - przytulił ją, a zaraz potem uścisnął dłoń Malfoy'owi.
 - Wejdź Ric. Musimy porozmawiać. - zamknęła drzwi wejściowe i krzyknęła - Pansy! Mogłabyś tu przyjść?
 - Kim jest Pansy? - zapytał szeptem Alaric. W tym momencie w progu pojawiła się wymieniona kobieta.
 - To moja przyjaciółka. Pansy jest psychologiem dziecięcym. Ric, to jest Pansy, Pans to jest Alaric. - obydwoje wymienili się uściskami dłoni i uśmiechami.
 - Cóż, miło mi poznać twoich przyjaciół, Hermiona. Jednak nie rozumiem...
 - Odnalazłam Bonnie.