piątek, 20 grudnia 2013

Slipping through my fingers [3]


                                                                                                                     
                                                                                                                             Hogwart,3/09/2009    Kochana mamusiu!

   Zgadnij w którym jestem domu?! Taaaak! W Slytherinie! Jestem bardzo szczęśliwa. Poznałam dwójkę przyjaciół - Jai'a i Ami.
   Naszym opiekunem jest profesor Damon Darknesshole, uczy nas eliksirów i jest super! I bardzo przystojny! Wiesz, że będziemy mieli bal? Wyślesz mi tą moją zieloną sukienkę od babci Mirandy?
   Bardzo Cię kocham mamusiu, ale już kończę bo będziemy grać w Eksplodującego Durnia. Ucałuj Stellę i uściskaj wujka i ciocię.

                                                                                                                           Twoja Jean.
   PS. Jai i Ami przesyłają pozdrowienia.



  
Moja córcia dostała się do Slytherinu, tak jak jej ojciec. Jego krew. Wiedziałam, że tak będzie, choć w głębi duszy liczyłam, że trafi do Gryffindoru. Jestem z niej dumna, mimo wszystko. Jean jest po prostu idealnie wierną kopią Draco.
   Usłyszałam dzwonek do drzwi. Położyłam list na ławie i poszłam otworzyć. Stella rzuciła się na mnie.
   - Cioooociaaaa! Mam źilafe! - mała brunetka wyjęła zza pleców maskotkę. Spojrzałam na nią czule. Miała wielkie, brązowe, roześmiane oczy i tego samego koloru loki na głowie. Cerę odziedziczyła raczej po Pansy niż po Blaise'ie, wyglądała jakby była tylko lekko opalona. Wiele osób myślało, że to moja córka, a ja lubiłam to porównanie, bo kochałam ją jak własne dziecko.
   - Śliczna żyrafka, Stell. Wchodź Pans, zrobię ci kawy..
   Brunetka usiadła w fotelu, a Stella pobiegła na górę do pokoju Jean.
   - Jean napisała do mnie list. Przeczytaj sobie, leży na ławie - Pansy rozparła się wygodnie i zaczęła czytać, a ja poszłam zaparzyć kawę. Kiedy wróciłam, podałam jej filiżankę i usiadłam obok, na kanapie.
   - No pięknie, moja chrześnica poszła w moje ślady. Slytherin... - Pansy poczęstowała się ciastkiem, a ja za pomocą różdżki włączyłam radio. Nie chciało mi się wstać.
   - Po cichu liczyłam, że trafi do Gryffindoru - przyznałam.
   - Draco byłby z niej dumny - westchnęła moja przyjaciółka.
   - No... gdyby w ogóle wiedział, że ma córkę.
   - Czemu mu nie powiedziałaś o ciąży? - całe jedenaście lat czekałam na to pytanie. Pansy zawsze była taktowna, ale wiedziałam, że kiedyś mnie o to zapyta.
   - Sama dowiedziałam się dosyć późno. Dobrze wiesz, że Draco musiał przerwać naukę w Hogwarcie i wrócić do domu, gdzie trwały przygotowania do wojny. O dziecku dowiedziałam się, gdy przebywał już w Malfoy Manor, więc nie mogłam ryzykować i wysłać mu sowy. Nie mogliśmy też się widywać.. Liczyłam, że powiem mu po wojnie, ale on nie wrócił - głos mi się lekko załamał. To boli tak bardzo chyba dlatego, że nie mogłam go pożegnać, pochować tak jak na to zasługiwał. Gdyby znaleźli jego ciało, gdybym dowiedziała się co mu się przydarzyło.. Aurorzy wciąż prowadzą śledztwo w tej sprawie, mimo upływu jedenastu lat. Wynajmuję prywatnych aurorów, którzy próbują dowiedzieć się prawdy o losie Dracona, ale wciąż ich wysiłki idą na marne. Malfoy przepadł jak kamień w wodę.
   Oparłam się o oparcie i podciągnęłam nogi pod brodę. Pansy patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, chyba wspominając okres, gdy wszyscy byliśmy szczęśliwi i beztroscy.
   - Chciałabym opowiedzieć Jean o Draco...
   - Zrób to.
   - Nie jest za mała? Powiedz mi tak szczerze..
   - Jean to bardzo mądra dziewczynka, myślę, że chętnie pozna historię waszej miłości. Zasłużyła na to, by znać prawdę.
   Wiedziałam, że Pans ma rację. Moja córka była wyjątkową dziewczynką. Postanowiłam, że wszystko opowiem jej, gdy przyjedzie na święta.

   Kolejnego dnia sowa przyleciała do mnie w porze obiadowej. Odpięłam od niej pergamin i zaczęłam czytać.


                                                                                                                               
                                                                                                                           Hogwart, 4/09/2009

   Kochana mamusiu!
   Dzisiaj zdobyłam na eliksirach pięćdziesiąt punktów. Profesor pochwalił moją wiedzę, pytał o wszystko co wyczytałam w Twoich książkach.
   Wczoraj z Ami znalazłyśmy Pokój Życzeń. Jest cudowny, miałaś rację. To nasza tajemnica, wiemy o tym tylko ja, Ami i Jai.
   Mam też już swojego pierwszego wroga. To taka wstrętna Martina z Gryffindoru. Bardzo jej nie lubię i ma wstrętne włosy. Profesor Darknesshole chyba też jej nie lubi, bo odjął jej domowi dwadzieścia punktów, kiedy jej eliksir wybuchł.
   Jest tu też taka słodka Maya, jest córką profesora Darknesshole'a. Chyba nie ma mamy, bo mieszka ze swoją nianią, taką miłą panią, która trochę przypomina mi babcię Mirandę.  Maya ma cztery latka i mieszka w zamku. Nie jest podobna do swojego taty, bo ma blond włosy, a pan profesor brązowe, jak Ty. Ale w sumie to nie ważne, bo ja też mam inny kolor włosów niż Ty.
   Muszę już kończyć bo idziemy z Ami i Jai'em popatrzeć na trening Quidditch'a. Wyślij mi zgodę na wyjście do Hogsmeade . Ucałuj Stellę, wujka i ciocię.

                                                                                                                         Kocham Cię,
                                                                                                                              Jean

   
Położyłam list na kuchennym blacie i zabrałam się za obiad. Nie zdążyłam obrać ziemniaków, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
   - Halo?
   - No słoneczko ty moje, mam sprawę..
   - Cześć Blaise. U mnie bardzo dobrze, dzięki że pytasz. A co u ciebie? - odparłam butnie.
   - Och, słoneczko, wybacz! Po prostu jestem w kryzysie, no! Linda się rozchorowała, Pans ma służbowe spotkanie w Mediolanie, a ja muszę lecieć do biura i nie mam co zrobić ze Stellą..
   - Przyprowadź ją.
   - Serio? Jesteś moim wybawcą, słoneczko! Będę za chwilę - rozłączyłam się. Położyłam telefon na parapecie i usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i moje nogi zostały zgniecione przez "kogoś". Stella wtuliła się mocniej.
   - Blaise, dzwoniłeś spod drzwi, prawda? - zaśmiałam się biorąc Stell na ręce. Dziewczynka wtuliła się we mnie i cmoknęła lekko w szyję.
   - Czułem, że mi nie odmówisz - mój przyjaciel uśmiechnął się rozbrajająco. Pokręciłam głową i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Zza nich usłyszałam jego śmiech. Wiedziałam, że się nie obrazi, a przynajmniej dziecko miało małą frajdę. Po chwili dostałam sms'a. Blaise napisał, że przyjdzie po małą po dwudziestej drugiej. Odpisałam mu, żeby zostawili ją u mnie na noc. Zgodził się. Posadziłam malutką na krześle kuchennym.
   - To co dziś robimy? - zapytałam.
   - Choć* na śpaciel! - mała podskoczyła na krześle, zupełnie tak samo jak Jean, gdy była w jej wieku. Szybko ugotowałam obiad i poszłyśmy ze Stellą do parku.

* Nie jest to błąd, tylko sposób wypowiadania słowa "chodź" przez dwuletnią Stells :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Slipping through my fingers [2]

   A oto i kolejny rozdział mojej Perełki ♥ Proszę o szczere opinie, na prawdę zależy mi żeby poznać wasze zdanie :)

Wasza Hal ♥


Dzień jej narodzin pamiętam jakby to było wczoraj, a dziś moje dziecko ma już jedenaście lat i zaczyna swoją własną przygodę życia. Dzisiejszego dnia pierwszy raz jedzie do Hogwartu.
   Wstałam o świcie i zaparzyłam sobie kawy. W holu stał spakowany kufer Jean, na wieszaku wisiał granatowy płaszczyk, a przy drzwiach stały jej czarne pantofelki. W salonie, na ławie leżała rzucona opaska do włosów, spod kanapy wystawał jej różowy kapeć, a obok kominka, na dywaniku, leżał jej pluszowy króliczek. Widać było obecność Jean w domu. Jeszcze.
   Usiadłam w fotelu z kubkiem gorącej kawy w ręku i spojrzałam na zdjęcia stojące na kominku. Po kolei, w kolejności chronologicznej, stały białe ramki z podobizną mojego dziecka. Jean dwa dni po narodzinach, roczna Jean z chrzestnymi, trzyletnia Jean siedząca na kolanach babci, sześcioletnia Jean ucząca się latać na miotle z Blaise'em i teraźniejsze zdjęcie - moja jedenastolatka z blond lokami rozwianymi na wietrze i stalowymi oczami, wpatrzonymi z uwielbieniem w Blaise'a, który biegł w jej stronę. Jean bardzo kocha swojego chrzestnego. Wydaje mi się, że w pewnym stopniu zastępuje jej ojca. Szkoda mi mojej córki. Chciałabym dać jej pełną rodzinę, ale nie mam takiej możliwości. Nie wiem nawet czy Draco żyje. Czy poległ razem z innymi. Wszystko bym oddała, by dowiedzieć się prawdy.
   Dopiłam kawę i postanowiłam wyprasować Jean ubrania. Rozłożyłam deskę i podłączyłam żelazko, z szafy wyjęłam czarną sukienkębiałe rajstopki w serdeuszka i jasną marynarkę a'la chanelkę. Włączyłam radio, leciała piosenka "I am a woman in love", zaczęłam prasować. Uprasowane ubrania położyłam na kanapie, a ja poszłam do kuchni przygotować mojemu dziecku śniadanie. Wstawiłam garnek z mlekiem na gaz, z szafki wyjęłam czekoladowe kuleczki i miskę. Nasypałam płatki i zalałam zagotowanym już mlekiem. Postawiłam miseczkę na kuchennej wysepce i nalałam do szklanki sok pomarańczowy - jej ulubiony. Czas było obudzić Jean.
   Weszłam do jej pokoju, ale moja córka już nie spała. Siedziała na parapecie i pisała coś w pamiętniku.
   - Jean? - odezwałam się po chwili. Patrzyłam na nią z czułością, czując strach, bo zaraz miała wyjechać. Zostawić mnie samą. Jak miałam sobie bez niej poradzić? Była dla mnie wszystkim, moim powietrzem, moim życiem. Spojrzała na mnie i zamknęła pamiętnik.
   - Słucham? - jej rozmarzone wiecznie oczy spojrzały a mnie z wesołymi iskierkami. Może i była podobna do Draco z wyglądu i charakteru, ale pasje i upodobania miała takie jak ja. Uwielbiała czytać, uczyć się i była wieczną marzycielką. To dobrze. Ja już dawno przestałam marzyć, chyba w momencie, gdy wszyscy wrócili, tylko nie Draco.
   - Zrobiłam ci śniadanie. Chodź na dół - zeskoczyła z parapetu, rzuciła pamiętnik na łózko i wybiegła z pokoju. Westchnęłam. Kiedy ona mi tak wyrosła? Ruszyłam za nią na dół.
   Jean siedziała przy wysepce i jadła śniadanie. Blaty były pozalewane, widać było, że się spieszy. Jak zwykle śniadanie pochłonęła w pośpiechu i już jej nie było. Podążyłam za nią do salonu, gdzie mała zbierała swoje rzeczy. Patrzyłam na nią i serce ściskał mi żal. Jean podniosła z podłogi swojego pluszowego króliczka i schowała do torebki. Zapatrzyła się w telewizor, na jej ulubioną bajkę. Jej śmiech wypełnił wnętrze naszego domu. Westchnęłam głośno, patrząc jak moje dziecko stoi ze szkolną torbą w ręku i szykuje się do wyjścia. Moja mała cząstka Draco odchodzi. Cieszę się, gdy kiedykolwiek mogę usłyszeć jej śmiech. Taka zabawna dziewczynka. I nagle przypomniała mi się piosenka, którą śpiewała mi moja mama. Zaczęłam śpiewać.                         >MUSIC<

Schoolbag in hand, she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile
I watch her go with a surge of that well-known sadness
And I have to sit down for a while
The feeling that I losing her forever
And without really entering her world
I'm glad whenever I can share her laughter
The funny little girl

Slipping through my fingers all the time
I try to capture every minute
The feeling in it
Slipping through my fingers all the time
Do I really see what's in her mind
Each time I think I'm close to knowing
She keeps on growing
Slipping through my fingers all the time

Sleeps in our eyes, her and me at the breakfast table
Barely awake, I let precious time go by
Then when she's gone there's that odd melancholy feeling
And a sense of guilt I can't deny
What happened to the wonderful adventures
The places I had planned for us to go
(Slipping through my fingers all the time)
Well, some of that we did but most we didn't
And why I just don't know

Slipping through my fingers all the time
I try to capture every minute
The feeling in it
Slipping through my fingers all the time
Do I really see what's in her mind
Each time I think I'm close to knowing
She keeps on growing
Slipping through my fingers all the time

Sometimes I wish that I could freeze the picture
And save it from the funny tricks of time
Sleeping through my fingers...
Slipping through my fingers all the time

Schoolbag in hand, she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile.

   Poczułam łzę na moim poliku, ale szybko ją wytarłam. Nie będę płakać, muszę być silna. Pomogłam Jean się ubrać, rozczesałam jej loki i spięłam je opaską. Moja córcia koniecznie chciała obejrzeć końcówkę ulubionej bajki, więc ja w tym czasie spakowałam jej kufer do bagażnika naszej Audi Q7 i wróciłam po małą. Na stację King's Cross pojechali z nami państwo Zabini ze Stellą. Przeszliśmy przez barierkę, a naszym oczom ukazał się Hogwart Express. Stella rzuciła się Jean na szyję.
   - Jean, nie jeć.
   - Stella, niedługo wrócę. Przyjadę na święta i pójdziemy na sanki, tak? - moja córeczka przytuliła kuzynkę i ucałowała ją w czółko. Stella zrobiła dzióbek, a jej oczy się zaszkliły.
   - Ja ciem ś tobom jechaś do Hogwaltu! Plose..
   - Stell, kiedyś i ty będziesz uczyć się w Hogwarcie. Teraz musisz zostać z rodzicami i moją mamusią. Będziesz grzeczna?  - niunia pokiwała główką i wyciągnęła rączki w moją stronę. Musiałam wziąć ją na ręce. Jean pożegnała się z nami szybkim całusem i uciekła do pociągu. Do domu wróciłam sama.