wtorek, 22 kwietnia 2014

Slipping Through My Fingers [5]

   Stałam na stacji King's Cross i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że cofnęłam się w czasie. Obok mnie leżał mój kufer, a ja z zafascynowaniem wpatrywałam się w czerwoną lokomotywę Express Hogwart. Na peronie nie panował taki sam popłoch jak zazwyczaj - matki nie żegnały swych dzieci, a uczniowie nie biegali w poszukiwaniu swoich kolegów i koleżanek. Nikt też nie przekrzykiwał się w opowiadaniu przygód przeżytych podczas ferii czy wakacji. Teraz było inaczej, spokojniej. Na peronie znajdowała się garstka dzieci, w tym nasza Stella, która aktualnie spała w moich ramionach. Były to przeważnie brzdące w wieku Stelluni, lub trochę starsze. W końcu uczniowie wciąż mieli rok szkolny. Rozejrzała się w okół, ale nie zauważyłam nawet jednej znajomej twarzy. Zorientowałam się, że bardzo wielu rodziców jechało odwiedzić swoje dzieci. Obok mnie stał Blaise Zabini, mój najlepszy przyjaciel. On chyba też popadł w zadumę, bo milczał, uparcie wpatrując się w lokomotywę. Spojrzałam na niego z czułością i wdzięcznością. Blaise był dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Kochałam go i szanowałam, ale to nie on powinien wtedy koło mnie stać. To powinien być Draco. Na samą myśl o moim ukochanym ścisnęło mnie w gardle. Przypomniałam sobie rozmowę z detektywem Greene i jego pomocnikiem, panem Rutzem. Nie powiedzieli tego wprost, ale ja widziałam po nich, że nie mają wątpliwości czyje zwłoki znaleźli. Mimo to, wciąż żywiłam nadzieję, że on gdzieś tam jest. Błąka się po świeci, próbując przywrócić sobie równowagę psychiczną po ciężkiej i krwawej wojnie. Albo stracił pamięć. Albo założył nową rodzinę. Na samą myśl o tym, wzdrygnęłam się. Teoretycznie, wszystko byłoby lepsze, jeśli tylko okazałoby się, że on żyje. Z drugiej strony świadomość, że w jego życiu może być inna kobieta, bardzo bolała. Jean nigdy nie poznała swojego ojca, nie miała takiej możliwości, ponieważ Draco nawet nie dowiedział się nigdy, że zostanie ojcem. Nie zdążył. A później to ja byłam za słaba, by pozwolić własnemu dziecku poznać ojca. Zakazałam wszystkim wspominać o Draconie, sama również trzymając się tej zasady. Jean nie nosiła nawet jego nazwiska. Bałam się słyszeć, bałam się wymawiać jego imię. Przez jedenaście lat swojego życia, moja córka żyła ze świadomością, że istnieje jakiś mężczyzna, który jest jej tatusiem, ale kim był to nie miała pojęcia. Jestem złą matką, uświadomiłam to sobie. Postanowiłam dać jej szansę poznać Draco. Żałuję, że nie osobiście go pozna, ale opowiem jej całą naszą historię.
   - Chciałabym już znać wyniki. Czuję, że to on, a ten list może mi wiele wyjaśnić. Zasłużyłam na to, prawda? - zapytałam ledwo hamując łzy. Blaise spojrzał na mnie spod swoich długich rzęs. Zadziwiające, że facet ma ładniejsze rzęsy niż niejedna kobieta. Jego spojrzenie pełne buło czułości, złapał mnie za rękę i delikatnie ją ścisnął.
   - Oczywiście, że zasłużyłaś, słoneczko. I jestem pewien, że gdy już wszystko się wyjaśni, będziesz mogła zacząć nowy etap w życiu. Obiecasz mi coś? - spojrzałam na niego pytająco. Ścisnął moją dłoń nieco mocniej, zapewne próbując dodać mi otuchy. - Znajdź sobie kogoś. Zasługujesz na szczęście, a Jean potrzebuje ojca. Miej oczy i uszy szeroko otwarte. Granger, ja nie żartuję - warknął, kiedy spojrzałam na niego z uśmiechem. Wiedziałam, że mówił poważnie, że razem z Pansy troszczyli i martwili się o mnie. Postanowiłam dać sobie szansę na szczęście. Jeszcze tak nieoficjalnie, ale być może wkrótce coś zmienię. Nie mogę całe życie wegetować, z myślą, że on kiedyś wróci. Bo nie wróci.
   Znaleźliśmy wolny przedział i usadowiliśmy się w nim. Stella wciąż spała, a ja ułożyłam ją sobie na kolanach i oparłam o moje ramię, bo zaczęły mi już lekko drętwieć ręce. Mała miała dziś identyczną fryzurę jak ja - wysokiego, niedbałego koka, z wpiętą w niego czerwoną kokardką. Obie też miałyśmy na sobie białe bluzeczki i czarne legginsy ze złotymi suwakami, a na nogach czerwone Vansy. Moja młodsza wersja. Stella uwielbiała ubierać się w to samo co ja, a ponieważ byłam projektantką mody w firmie Pansy, często tworzyłam kolekcje specjalnie dla mnie i małej. Wygrzebałam z torebki czekoladę i podałam Blaise'owie, który ochoczo przyjął smakołyk.
   - Mam nadzieję, że Jean ucieszy się na widok ulubionego wuja! - zaśmiał się, ukazując rząd ubrudzonych czekoladą zębów. Pokręciłam głową udając zdegustowanie. Chciałam rozpocząć temat Dracona, ale drzwi do przedziału rozsunęły się i do przedziału weszła drobna blondynka ubrana w zielono-fioletowe szaty.
   - Dzień dobry państwu. Czy wraz z mężem moglibyśmy dosiąść się do państwa? Wszędzie taki tłok, a my już swoje lata mamy, przydałoby się usiąść - uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech i zaprosiłam ich do środka. Usiedli naprzeciwko nas i spojrzeli na nas z wdzięcznością.
   - Nazywam się Madelayn, a to mój mąż Harrold - przedstawiła nam siebie i męża.
   - Bardzo nam miło. Ja nazywam się Hermiona, to jest Blaise, a ta drzemiąca panna to Stella.
   - Jaki uroczy aniołek. Cóż, czeka nas fantastyczna przygoda. Tak dawno nie byłam w Hogwarcie, ostatnio chyba kiedy Tommy prawie wyleciał ze szkoły. Wie pani, nasi synowie zawsze byli psotni. Najstarszego chcieli wyrzucić ze szkoły, podpalił chatkę gajowego. Na szczęście Hagrid bardzo polubił Thomasa, i wstawił się ze nim. Do prawdy, zawsze się zastanawiam po kim oni są tacy butni.
   - Odwiedzają państwo syna w szkole? - zapytał Blaise.
   - Och, nie! Tommy skończył szkołę parę lat temu. Rzeczywiście, dawno nie byłam w Hogwarcie - dodała jakby do siebie - w Hogwarcie aktualnie przebywa piątka naszych dzieci. Jesteśmy wielodzietną rodziną. Aaron i Emmet, nasze bliźniaki są na szóstym roku, Simon jest na czwartym, Jessica na drugim i Aria na pierwszym. W domu mamy jeszcze najstarszego Thomasa, który pracuje w Ministerstwie. Thomas Ranford, może państwo kojarzą? No nie ważne. Mamy też córkę Julię, która właśnie kończy Magiczne Prawo, bliźniaczki Veronicę i Dianę, które są czołowymi zawodniczkami w Harpiach z Holyhead, syna Erika, ale mój biedny synek nie ma koncepcji na życie. Natomiast za rok do Hogwartu pójdzie Mike, a za trzy lata nasza najmłodsza, słodziutka Renee.
   - Rzeczywiście, liczna rodzinka. Musi być wspaniale mieć taką rodzinę - rzuciłam z podziwem. Dwunastka dzieci, Merlinie! Sama chciałam mieć liczną rodzinę, ale nie jestem pewna czy dwanaścioro dzieci to nie lekka przesada.
   - Są i złe tego strony - mruknął Harrold, uśmiechając się spod wąsa. Przyjrzałam mu się uważnie, w jego oczach zauważyłam wesołe ogniki, które świadczyły o jego pogodnej naturze. Widać byli szczęśliwą rodziną. Madelayn była nieco gadatliwa, ale bardzo przyjazna.
   - A państwo mają dwójkę dzieci czy więcej? - zapytała.
   - Właściwie to po jednym. Jedziemy na Zjazd Rodziców do mojej córki. Jean jest na pierwszym roku. Stella jest moją chrześnicą i córeczką Blaise'a. A my przyjaźnimy się od wielu lat, więc to właśnie on towarzyszy mi podczas zjazdu, bo ojciec mojej córki nie żyje.
   - Och, Godryku! Przykro mi, nie wiedziałam. Hmm, pomyślałam, że państwo są parą, a to wasza córeczka. Stella jest bardzo do pani podobna.
   - Każdy nam to mówi - zaśmiałam się. Podróż minęła nam na miłej pogawędce. Państwo Ranford byli sympatycznymi ludźmi po czterdziestce i podczas rozmowy z nimi nie czuło się różnicy wieku. Madelayn zaproponowała abyśmy zwracali się do siebie po imieniu, na co razem z Blaise'm przystaliśmy ochoczo. Do zamku pojechaliśmy powozami ciągniętymi przez testrale. Wszyscy je widzieliśmy. Wojna sprawiła, że chyba każdy widział na własne oczy śmierć. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że czeka mnie coś niesamowitego w murach ukochanego zamku. Hogwart jest miejscem magicznym, dlatego wcale bym się nie zdziwiła, gdyby udało mi się przeżyć tutaj jeszcze jedną przygodę. Nieco posmutniałam na widok wieżyczek zamku, które przypomniały mi o bliskich mi kiedyś osobach, które gdzieś po drodze życia utraciłam. O Ginny, Draco, Harrym i Weasleyach. Otrząsnęłam się, kiedy Stella zaczęła mi się wiercić niespokojnie na kolanach. Przytuliłam ją mocno i wciągnęłam w nozdrza jej dziecięcy zapach. Włoski pachniały jej malinowym szamponem. Tak bardzo ją kochałam. Powóz zatrzymał się gwałtownie, tak że Madelayn prawie się przewróciła, na szczęście obok był Harrold, który złapał ją w pasie. Wysiedliśmy z powozu i nasze ciała otulił przyjemny wiatr. Stella wyciągnęła rączki by wziąć ją na ręce, a potem wtuliła się w moją szyję. Odwróciłam się w stronę szkoły i zaparło mi dech w piersiach. Stella wciągnęła głośno powietrze do płuc.
   - O wow! Śłonećko, telas będę księśniczką - złapała moją twarz w drobne dłonie - śpakowałaś moją siukinećkę?
   - Oczywiście, ubierzesz ją na bal.
   - Ooooooch!
   Weszliśmy do zamku, gdzie u szczytu schodów czekała na nas McGonagall. Miała na sobie długą, zieloną szatę i brązową, szpiczastą tiarę. Na jej smukłej twarzy przybyło nieco zmarszczek, ale wciąż wydawała się pełna życia.
   - Witam szanownych rodziców i opiekunów! Mam zaszczyt gościć państwa w Hogwarcie. Dla wielu z was jest to powrót w dawne, ukochane mury szkoły, dla innych jest to pierwsze spotkanie z tym miejscem. Żywię nadzieję, że pobyt tutaj będzie dla państwa udany i wyniesiecie stąd wiele wspaniałych wspomnień, a także będziecie się państwo szampańsko bawić na balu. Wasze dzieci skończyły już lekcje i czekają na państwa w Wielkiej Sali. Aby nie robić niepotrzebnego harmideru, będę wyczytywać nazwiska dzieci, a rodzice i opiekunowie wejdą do Wielkiej Sali. Zaczniemy od pierwszego roku.
   - Arrow, Lilian - czarnowłosa kobieta niemal wbiegła do sali. Niecierpliwie czekałam na swoją kolej. Tak bardzo stęskniłam się za moją małą dziewczynką.
   - Fillwood, George Aaron - nawet nie zorientowałam się, kiedy lista tak szybko posunęła się do przodu. Do Wielkiej Sali aktualnie wchodził nieco przygruby mężczyzna w bardzo obcisłej, brązowej szacie.
   - Galtwick, Samantha.
   - Granger, Jean Sophia - kiedy usłyszałam nazwisko swojej córeczki poczułam mrowienie w brzuchu. Złapałam Blaise'a za rękę i pociągnęłam go w stronę Wielkiej Sali. Po przekroczeniu progu poczułam się nieco oszołomiona. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Zerknęłam ukradkiem w stronę stołu nauczycielskiego i rozpoznałam kilku dawnych belfrów. Moją uwagę przykuł młody, przystojny profesor, ale nie miałam czasu mu się przyglądać. Czułam na sobie wzrok całego grona nauczycielskiego, no tak, w końcu słynna Hermiona Granger ponownie odwiedziła mury Hogwartu. Zauważyłam jak moja Jean podnosi się ze stołu i biegnie w naszą stronę.
   - JEEEEEAAN! Moja kochana siostsycka!!!! - Stella wydarła się na cały głos. A Jean, jak to Jean rzuciła się wujowi na szyję. Blaise okręcił się z nią wokół własnej osi, ucałował ją, przytulił i postawił na ziemi. Wtedy wreszcie razem ze Stellą mogłyśmy i my przywitać się z naszą młodą czarownicą. Wyściskałam moje dziecko i muszę przyznać, że w oczach czaiły mi się łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że moja córka urosła przez te kilka miesięcy. Brakowało mi jej obecności w domu. Jean zaprowadziła nas do swojego stołu, a gdy usiedliśmy czułam się nieco nieswojo siedząc przy stole Ślizgonów. Blaise natomiast szybko się odnalazł i już po chwili opowiadał dowcipy kilku młodym Ślizgonom. Rasowy Ślizgon. W mgnieniu oka Wielka Sala zapełniła się ludźmi, a na stołach znalazło się jedzenie. Muszę przyznać, że brakowało mi hogwardzkiego jedzenia. Nałożyłam sobie zupy z dyni, a Stelli pieczonych ziemniaczków i piersi z kurczaka. Moja córeczka także nalała sobie do miseczki zupy z dyni. Przypomniałam sobie, że był to przysmak Dracona. Blaise chyba pomyślał o tym samym, bo pod stołem złapał mnie za rękę i puścił mi oczko. Po skończonym posiłku, McGonagall podniosła się z miejsca, i rzekła:
   - Drodzy państwo, obok waszych talerzy znajdują się mapki. Proszę ich użyć, aby trafić do swoich sypialni. Serdecznie państwa zapraszam na wszystkie posiłki, jakie każdego dnia są wydawane, a także zachęcam do zwiedzania szkoły i odwiedzania starych, dobrych nauczycieli. Jednocześnie pragnę poinformować szanowną młodzież, iż na czas Zjazdu Rodziców, wszystkie zajęcia dydaktyczne zostają odwołane! - na sali rozbrzmiały się gromkie oklaski i krzyki zadowolenia. Moja Jean stanęła na ławce, włożyła palce do ust i zaczęła głośno gwizdać. Byłam w szoku, moje dziecko zachowywało się jak chłopak. Cały tatuś, przeszło mi przez myśl.
   Bagaże rozpakowałam za pomocą jednego zaklęcia. Jean siedziała ze Stella na łóżku i oglądały zdjęcia, które zrobiła moja córka podczas tych kilku miesięcy nauki. Stella była wpatrzona w Jean jak w obrazek. Blaise wrócił z balkonu, gdzie wyszedł zapalić.
   - Wiesz co? - zwrócił się do mnie - nie zgadniesz kto tutaj jest! Longbottom, Crabbe i Goyle, a także Mili. Idziemy się przywitać?
   - Mili jest tutaj? - kiwnął głową. Przypomniałam sobie jak w ostatnich miesiącach szkoły Mili trochę przytyła. Spekulowałyśmy wtedy z Pansy, że może być w ciąży, więc jednak nasze domysły okazały się prawdą. Uśmiechnęłam się pod nosem.
   - Mamuś, muszę się zbierać. Umówiłam się z Ami i Jai'em. Czy mogę wieczorem przyprowadzić ich do waszego salonu? Może mogliby zabrać ze sobą swoich rodziców?
   - To świetny pomysł, myszeczko! Wujo ma nawet ze sobą magiczny napój dla silnych mężczyzn - Blaise uśmiechnął się zniewalająco, a ja lekko prychnęłam.
   - Ognistą Whisky? - zapytała dziwnie ożywiona Jean. Zabini przytaknął, a Jean klasnęła w dłonie i wybiegła z pokoju. Czułam się będzie ciekawie.

   Miło było spotkać dawnych przyjaciół, a jeszcze milej było dowiedzieć się, że tak im się pięknie ułożyło w życiu. Neville doczekał się syna, któremu dał na imię Harry. Harry Longbottom był w Gryffindorze. Luna Lovegood wyszła za mąż za Olivera Wood'a i urodziła mu córeczkę Hermionę, małą Gryfonkę. Harry i Hermiona byli na pierwszym roku. Przeszło mi przez myśl, że brakuje jeszcze małego Ronalda i stworzyłoby się drugie Złote Trio. Crabbe został ojcem Anny i Marcusa, ale dziwnym trafem żadne z bliźniaków nie trafiło do Slytherinu. Goyle miał syna Isaaca, który był jak ojciec w Slytherinie, przez co Goyle pękał z dumy. A Mili? Milicenta urodziła córkę, Tarę, Ślizgonkę, która była aktualnie na drugim roku. Bardzo przyjemnie nam się rozmawiało, wszyscy myśleli, że jesteśmy z Blaise'm parą, a Stella jest naszym drugim dzieckiem, więc nie wyprowadzaliśmy ich z błędu. Nie chciałam wszystkim tłumaczyć czyją córką jest Jean, ani dlaczego wychowuję ją samotnie. Tak było prościej. Nie mogłam porozmawiać z dawnymi przyjaciółmi zbyt długo, ponieważ Stella koniecznie chciała wyjść na dwór. Przeprosiłam więc wszystkich i wyszłyśmy z małą na błonia. Blaise został w zamku, a my postanowiłyśmy zrobić sobie spacer. Usiadłyśmy na pomostach i wystawiłyśmy buźki do słońca. Przypomniałam sobie chwile, gdy z Pansy siadałyśmy tutaj, opalałyśmy się i obgadywałyśmy ludzi. Byłyśmy wtedy takie młodziutkie i beztroskie. Każdy dzień wydawał się bajką, a teraz brutalna rzeczywistość jakby wdarła się do naszego życia. Będąc w Hogwarcie ponownie, mogłam dostrzec to ze zdwojoną siłą. To właśnie tu, na tym pomoście, Draco pocałował mnie pierwszy raz, to właśnie na tym pomoście płakałam mu w rękaw bojąc się tego co przyniesie wojna. To właśnie na tym pomoście ja, Draco, Pansy i Blaise upiliśmy się do nieprzytomności, próbując zapomnieć o zbliżającej się wojnie. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości przy dziecku. Otworzyłam oczy i zamarłam.Stelli nigdzie nie było! Musiałam za bardzo odpłynąć w wspomnienia i nie zauważyłam, kiedy mała się oddaliła. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam biec na oślep. Na całe gardło krzyczałam jej imię.
   - O Merlinie, Stella! - głos mi się załamał z powodu zbierającej się w gardle guli, ale i dlatego, że z kimś się zderzyłam - Najmocniej przepraszam...
   - Nic nie szkodzi. Pani wybaczy, to moja wina. Zagapiłem się, ale... Czy wszystko w porządku? - zapytał.
   - Stella... ona zniknęła! Na Salazara, ona ma zaledwie dwa latka! Co robić, co robić?! - panikowałam kręcąc się w kółko i rozglądając dookoła.
   - Pomogę pani szukać córeczki - zaoferował się nieznajomy, a ja nawet nie poprawiałam go, że to moja chrześnica, a nie córka. Razem biegliśmy przez błonia rozglądając się za małą, ale nigdzie nie było po niej śladu. Zrezygnowana usiadłam na ławce i zalałam się łzami. Co miałam powiedzieć Blaise'owi? Że zgubiłam mu dziecko? Nieznajomy usiadł obok mnie i delikatnie pogłaskał moją dłoń.
   - Spokojnie, proszę się nie martwić. Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce na świecie, Stella na pewno się znajdzie. Obiecuję - przypomniałam sobie, że Dumbledore zawsze powtarzał te słowa: "Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce". Nie wiedzieć czemu, zaufałam mężczyźnie i Dumbledorowi.
   - Nazywam się Damon. Damon Darknesshole - wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uścisnęłam mu rękę, podając jedynie swoje imię. Nagle usłyszałam najsłodszy głosik na świecie:
   - Śłonećko! Tu jeśteś! - odwróciłam się i zauważyłam Stellę zmierzającą w moim kierunku razem z Jean, jej koleżanką i malutką blondyneczką z daleka wyglądającą jak moja Jean w dzieciństwie. Żołądek mi się zacisnął, bo uświadomiłam sobie, że Stella jest cała. Mała panna Zabini wskoczyła mi na kolana i przytuliła się do mnie.
   - Mamuś, wszędzie cie szukałyśmy - Jean stanęła obok mnie. Złapałam ją za dłoń i nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć.
   - Cześć, Jean.
   - Witam, panie profesorze - moja córka uśmiechnęła się wesoło, a w jej oczach zapłonęły wesołe ogniki. Rzeczywiście musiała lubić swojego profesora. Zauważyłam, że mała blondyneczka wskakuje na kolana naszego towarzysza, a on przytula ją do siebie i całuje w pulchny policzek.
   - Mamo, to jest Ami, moja przyjaciółka - wskazała stojącą obok niej, roześmianą, czarnowłosą dziewczynkę.
   - Dzień dobry, pani. Mam na imię Amelia, ale przyjaciele wołają na mnie Ami - uśmiechnęła się przyjaźnie.
   - Witaj, Ami - wreszcie wydusiłam z siebie słowo.
   - Hermiono, to moja córcia, Maya - odwróciłam się w stronę Damona. Maya nie była do niego zupełnie podobna. Musiała być wierną kopią własnej matki, tak jak Jean swojego ojca.
   - Cześć, Maya. Jestem Hermiona. A to jest właśnie moja zguba - Stella. Całe szczęście, że się znalazła, bo Blaise urwałby mi głowę o swoją małą księżniczkę - Widziałam jak przez twarz profesora przemyka jakiś cień smutku. Widocznie pomyślał, że ja i Blaise jesteśmy parą. Mimo to zaprosił mnie wieczorem na spacer. Zanim cokolwiek odpowiedziałam, przypomniałam sobie słowa Zabiniego, które wypowiedział do mnie na peronie. Zgodziłam się.

   Spacer z Damonem musiałam zaliczyć do bardzo udanych. Dziewczynki zostały z Blaise'm, który gdy tylko dowiedział się, że wychodzę z Damonem, mało nie zwariował ze szczęścia. Obiecał przypilnować ich i zająć się szykowaniem wszystkiego na wieczór, ponieważ Jean zaprosiła swoich przyjaciół i ich rodziców. Wróciliśmy właśnie z Hogsmeade i usiedliśmy na pomostach. Tych pomostach. Nie udało mi się ukryć smutku, który na chwilę zagościł na mojej twarzy. Damon musiał to zauważyć.
   - Wszystko w porządku? - zapytał.
   - Tak, jest okej. Tylko... tutaj na tym pomoście przeżyłam najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Tutaj pocałowałam się pierwszy raz z największą miłością mojego życia, a teraz te wspomnienia wracają tak silnie.
   - To chyba są dobre wspomnienia? - zauważył.
   - I tak, i nie. Widzisz, on nie przeżył wojny. Minęło jedenaście lat, ale chyba do końca się z tym nie pogodziłam.
   - Och, myślałem, że cały czas mówisz o swoim mężu...
   - Ja nie mam męża - odparłam nieco wstydliwie.
   - A... Blaise? - zmrużył oczy, jak zawsze robili Draco i Blaise, kiedy coś ich intrygowało. Chyba kolejna Ślizgońska cecha.
   - To mój najlepszy przyjaciel. Mąż mojej przyjaciółki.
   - Wybacz... ja... nie rozumiem, chyba. Nie jesteście razem, macie dwójkę dzieci, a on ma inną żonę? Twoją przyjaciółkę? Tak? - zaśmiałam się. Rzeczywiście, nasza historia była mocno pokręcona, i każdy miał prawo się w niej nieco pogubić.
   - Nie, nie. Blaise to mój przyjaciel, który ożenił się z moją przyjaciółką Pansy. Razem mają cudowną córeczkę, Stellę. Czyli moją chrześnicę. A Jean jest moją córeczką i tego, który zginął na wojnie. Mojego Draco.
   - Och! Teraz rozumiem - i być może zrozumiał, ale na twarzy miał wymalowany szok. Chyba za dużo informacji jak na jeden raz. A może zniechęciłam go do siebie ciągle wspominając Dracona? Byłoby szkoda, bo Damon zaczynał mi się podobać.
   - No, dosyć o mnie. Opowiedz o sobie.
   - Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Zaraz po zakończeniu wojny wyjechałem do Hiszpanii, gdzie poznałem Arabellę. Na początku byliśmy przyjaciółmi, przez wiele lat. Ona podczas wojny straciła męża, ja narzeczoną. Wspieraliśmy się, świetnie dogadywaliśmy. Później nadeszło uczucie. Kochałem ją, chociaż z perspektywy czasu myślę, że kochałem ją braterską miłością. Okazało się, że Bella jest w ciąży, urodziła się nasza Maya, a kilka godzin później Bella zmarła. Straciła za dużo krwi. I tak sobie żyjemy z moją małą we dwójkę - uśmiechnął się lekko.
   - Przykro mi...
   - Daj spokój, minęło tyle lat. Opowiedz mi o tym swoim Draco.
   - Hmm... To była dziwna miłość. Nieco szalona. Najpierw byliśmy wrogami, a później przyszło uczucie. Spotykaliśmy się potajemnie, bo pochodziliśmy z dwóch różnych światów, a w powietrzu wisiała wojna. Wiedzieli o nas tylko jego przyjaciele, na początku tylko Blaise i Pansy, później jeszcze inni. Akceptowali to. Jestem szlamą - dodałam, tak by zrozumiał - Draco od dziecka miał wpajane wartości, mówiące, że liczy się czysta krew, ale później zrozumiał, że to nie jest najważniejsze. Z czasem Pansy i Blaise stali się także moimi przyjaciółmi, aż do dzisiaj. Kilka miesięcy przed wojną Draco pojechał do domu i nie wrócił już. Jego rodzina była po stronie Voldemorta, został zmuszony by mu służyć. Nie miał nawet jak się z nami skontaktować, bo jego poczta była inwigilowana. Od czasu do czasu pisał tylko Blaise'owi, że wszystko z nim w porządku. Ja w tym czasie dowiedziałam się, że jestem w ciąży, ale nawet nie miałam jak mu o tym powiedzieć. Wojna się skończyła, a on nie wrócił. Czekałam i czekałam. W lipcu na świat przyszła Jean, a moi przyjaciele odwrócili się ode mnie, gdy zorientowali się, że to mała Malfoy'ówna. Zostali mi tylko Pans i Blaise. I tak minęło jedenaście lat, a ja na niego czekam i czekam. Ale koniec z tym. Wczoraj byli u mnie moi detektywi. Znaleźli ciało Dracona. Zostało go już tylko pochować. - Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Łzy toczyły się po moich polikach. Damon objął mnie i delikatnie starł łzy z moich policzków. Wydawał mi się taki bliski.

   W salonie wszystko było przyszykowane. Dziewczynki siedziały na kanapie, wcinając chipsy, a Zabini chłodził kolejną butelkę Whisky. Rozległo się pukanie do drzwi, i Jean zerwała się z kanapy by wpuścić gości. Ona i Ami rzuciły się sobie na szyję jakby nie widziały się dwa miesiące, a nie dwie godziny. Zaraz za Amelią do pomieszczenia weszli jej rodzice i, zdaje się siostra.
   - Dzień dobry, dziękujemy za zaproszenie! - przywitała się kobieta. Była nieco krępą kobietą o pięknej twarzy i ciemnych, kręconych włosach. Patrzyła na wszystkich z uśmiechem, a jej brązowe oczy schowane były pod ciężkimi powiekami. - Jestem Angelica Rodriguez, mama Amelii. To jest mój mąż, Diego. A to nasza najmłodsza córeczka, Violetta.
   - Bardzo nam miło! - przedstawiłam nas wszystkich i zaprosiłam gości do salonu. Po chwili znowu rozległo się pukanie, a zaraz potem Jean ściskała chłopca w swoim wieku.
   - Dzień dobry, witamy państwa serdecznie. Jest nam ogromnie miło, że dostaliśmy od państwa zaproszenie. Jestem Elladora Somerset, a to mój mąż Dante.
   - A ja jestem Jai - chłopiec podał mi rękę, którą uścisnęłam i zaprosiłam go wraz z rodzicami do środka. Państwo Somerset przypominali mi nieco Malfoy'ów, widać musieli być arystokratyczną rodziną. Niewiele później dołączyli do nas Madelayn i Harrold wraz z Jessicą i Arią, bo starsze dzieci nie chciały przyjść. Spędziliśmy wspaniały wieczór. Stella i Violetta usnęły po 23:00, natomiast starsze dzieci bawiły się w najlepsze, podczas gdy ich rodzicie pili Ognistą Whisky i drinki. Czułam się wtedy wyluzowana, szczęśliwa i chwilowo wolna od wszystkich problemów. W tamtej chwili czułam, że Hogwart jest moim wybawieniem.

13 komentarzy:

  1. O Boże, tak się cieszę i równocześnie dziwię (pozytywnie) że znalazłaś czas na napisanie tego rozdziału! Jak zawsze fantastycznie! Stella-urocza, Jean-cały tatuś, Hermiona-na wpół smutna, na wpół szczęśliwa, Blaise-wieczny ślizgon ze swoją wielką miłością: Ognistą ;) No i Damon... Nie pogardziłabym takim nauczycielem... ;) Mam nadzieję, że będzie go więcej... No chyba, że Draco żyje (a tak najprawdopodobniej jest ponieważ, co to za Dramione bez żywego Draco ;)) wtedy niech profesor idzie szukać swojej miłości gdzie indziej ;)
    "Zauważyłam, że mała blondyneczka wskakuje na kolana naszego towarzysza, a on przytula ją do siebie i całuje w pulchny policzek."-nie doczytałam i na początku myślałam, że to Jean wskoczyła mu na kolana ;)
    No i jeszcze jak był fragment, kiedy Ranfordowie wymieniali swoje dzieci to ja zaczęłam je liczyć i tak: cholera! 12 dzieci?! Nie, pewnie coś źle policzyłam. Przeliczyłam trzy razy i zawsze było 12. "No dobra, trudno. Niektórzy kolekcjonują znaczki pocztowe, inni dzieci ;)
    Czytam następne zdanie: "Dwunastka dzieci, Merlinie!"
    Mój mózg: kur... ;) Jestem geniuszem :D
    Trzymaj się Kochana!!! :****
    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, kochana moja, nawet nie wiesz jaką przyjemność sprawił mi Twój komentarz! :*** Co prawda w mojej obecnej sytuacji ciężko było mi się zebrać żeby napisać cokolwiek, ale pomyślałam, że czas najwyższy. Długo nic nie pisałam, wiedziałam jednak, że są osoby - w tym właśnie Ty - które czekają na rozdział, nie mogłam was zawieść. Z tą dwunastką dzieci to sama się zdziwiłam, ale tak fajnie mi się wypisywało te imiona, że w pewnym momencie sama mówię do siebie "Hal, przystopuj trochę" :D Ale na prawdę Twój komentarz poprawił mi humor skutecznie :) Dziękuję kochana, że jesteś! :**

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę że po tak długim czasie coś wstawiłaś.
    Wspaniały rozdział.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na:
    http://miniaturki-roznej-tresci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło :) Aktualnie mam trochę nieciekawą sytuację, ale jak tylko coś się zacznie układać, i będę mieć wolną chwilkę to na pewno odwiedzę Twojego bloga :)

      Usuń
  3. Wow, interesujaca koncepcja- dorosla Hermiona, zaginiony Draco, perypetie ich corki w Hogwarcie... Zaczyna sie nieszablonowo, co jest dużym plusem.
    Podoba mi się, i czekam na kolejne :)
    Zapraszam do mnie :)
    taksobiewymyslam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, może się mylę, ale mam pewne podejrzenia co do tego nauczyciela. I jeśli to prawda, to będę szczęśliwa. No cóż, wszystkie tropy na to wskazują i myślę, że jednak jest tak, jak myślę. No ale, wszystko może być inaczej ;)
    Boski rozdział ... Czekam na next
    Życzę weny
    i
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam nowy rozdział! :D
    coś niesamowitego. uwielbiam kiedy pojawiają się jakieś nowe pomysły, tutaj np. ten z zjazdem. fajnie że poznali nowych znajomych. tylko.. gdzie Draco? Czekam na niego tutaj z utęsknieniem ;)
    Kocham tą uroczą kruszynkę :D Stell jest cudna! Uwielbiam to "śłonećko", od razu mam uśmiech na twarzy :D oczywiście w wykonaniu Blaise'a też bym chciała usłyszeć, ba! i to nie raz ;D kocham go takiego uroczego i czułego ;]
    podobają mi się imiona dzieci Nevilla i Luny :D
    bardzo mi się podobało, i tak jak Herm myślała, mam nadzieję że przeżyje tu wiele wspaniałych chwil i kolejną świetną przygodę... :)
    Pozdrawiam cieplutko :*
    Do następnego,
    SWK <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczna notka! Czekam na kolejne :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie wiesz jak bardzo to mi sie podoba! Szkoda by bylo Draco, ale mysle ze jesli Hermiona moze byc znow szczesliwa to niech bedzie z Damonem. Opiszesz tez jego historie? Jak stracil narzeczona... bardzo niecierpliwie czekam na kolejna notke i mam nadzieje ze opiszesz cos wiecej o ich znajomosci... a i skoro to dramione to mam nadzieje ze miona zacznie opowiadac Jean swoja historie milosci z Draco <3 czeeeeekam buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  8. Damon kojarzy mi się z Ianem Somerhalderem, ale to już moje lekkie skrzywienie, bo uważam go za najprzystojniejszego faceta we wszechświecie :) (Dlatego był moją inpiracją do Oriona w GJS) :) Bardzo mnie interesuje czy Draco jednak żyje, dlatego zaraz, pędem lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam swoją teorie ale nie będę na razie nic zdradzać. :) Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń