piątek, 20 grudnia 2013

Slipping through my fingers [3]


                                                                                                                     
                                                                                                                             Hogwart,3/09/2009    Kochana mamusiu!

   Zgadnij w którym jestem domu?! Taaaak! W Slytherinie! Jestem bardzo szczęśliwa. Poznałam dwójkę przyjaciół - Jai'a i Ami.
   Naszym opiekunem jest profesor Damon Darknesshole, uczy nas eliksirów i jest super! I bardzo przystojny! Wiesz, że będziemy mieli bal? Wyślesz mi tą moją zieloną sukienkę od babci Mirandy?
   Bardzo Cię kocham mamusiu, ale już kończę bo będziemy grać w Eksplodującego Durnia. Ucałuj Stellę i uściskaj wujka i ciocię.

                                                                                                                           Twoja Jean.
   PS. Jai i Ami przesyłają pozdrowienia.



  
Moja córcia dostała się do Slytherinu, tak jak jej ojciec. Jego krew. Wiedziałam, że tak będzie, choć w głębi duszy liczyłam, że trafi do Gryffindoru. Jestem z niej dumna, mimo wszystko. Jean jest po prostu idealnie wierną kopią Draco.
   Usłyszałam dzwonek do drzwi. Położyłam list na ławie i poszłam otworzyć. Stella rzuciła się na mnie.
   - Cioooociaaaa! Mam źilafe! - mała brunetka wyjęła zza pleców maskotkę. Spojrzałam na nią czule. Miała wielkie, brązowe, roześmiane oczy i tego samego koloru loki na głowie. Cerę odziedziczyła raczej po Pansy niż po Blaise'ie, wyglądała jakby była tylko lekko opalona. Wiele osób myślało, że to moja córka, a ja lubiłam to porównanie, bo kochałam ją jak własne dziecko.
   - Śliczna żyrafka, Stell. Wchodź Pans, zrobię ci kawy..
   Brunetka usiadła w fotelu, a Stella pobiegła na górę do pokoju Jean.
   - Jean napisała do mnie list. Przeczytaj sobie, leży na ławie - Pansy rozparła się wygodnie i zaczęła czytać, a ja poszłam zaparzyć kawę. Kiedy wróciłam, podałam jej filiżankę i usiadłam obok, na kanapie.
   - No pięknie, moja chrześnica poszła w moje ślady. Slytherin... - Pansy poczęstowała się ciastkiem, a ja za pomocą różdżki włączyłam radio. Nie chciało mi się wstać.
   - Po cichu liczyłam, że trafi do Gryffindoru - przyznałam.
   - Draco byłby z niej dumny - westchnęła moja przyjaciółka.
   - No... gdyby w ogóle wiedział, że ma córkę.
   - Czemu mu nie powiedziałaś o ciąży? - całe jedenaście lat czekałam na to pytanie. Pansy zawsze była taktowna, ale wiedziałam, że kiedyś mnie o to zapyta.
   - Sama dowiedziałam się dosyć późno. Dobrze wiesz, że Draco musiał przerwać naukę w Hogwarcie i wrócić do domu, gdzie trwały przygotowania do wojny. O dziecku dowiedziałam się, gdy przebywał już w Malfoy Manor, więc nie mogłam ryzykować i wysłać mu sowy. Nie mogliśmy też się widywać.. Liczyłam, że powiem mu po wojnie, ale on nie wrócił - głos mi się lekko załamał. To boli tak bardzo chyba dlatego, że nie mogłam go pożegnać, pochować tak jak na to zasługiwał. Gdyby znaleźli jego ciało, gdybym dowiedziała się co mu się przydarzyło.. Aurorzy wciąż prowadzą śledztwo w tej sprawie, mimo upływu jedenastu lat. Wynajmuję prywatnych aurorów, którzy próbują dowiedzieć się prawdy o losie Dracona, ale wciąż ich wysiłki idą na marne. Malfoy przepadł jak kamień w wodę.
   Oparłam się o oparcie i podciągnęłam nogi pod brodę. Pansy patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, chyba wspominając okres, gdy wszyscy byliśmy szczęśliwi i beztroscy.
   - Chciałabym opowiedzieć Jean o Draco...
   - Zrób to.
   - Nie jest za mała? Powiedz mi tak szczerze..
   - Jean to bardzo mądra dziewczynka, myślę, że chętnie pozna historię waszej miłości. Zasłużyła na to, by znać prawdę.
   Wiedziałam, że Pans ma rację. Moja córka była wyjątkową dziewczynką. Postanowiłam, że wszystko opowiem jej, gdy przyjedzie na święta.

   Kolejnego dnia sowa przyleciała do mnie w porze obiadowej. Odpięłam od niej pergamin i zaczęłam czytać.


                                                                                                                               
                                                                                                                           Hogwart, 4/09/2009

   Kochana mamusiu!
   Dzisiaj zdobyłam na eliksirach pięćdziesiąt punktów. Profesor pochwalił moją wiedzę, pytał o wszystko co wyczytałam w Twoich książkach.
   Wczoraj z Ami znalazłyśmy Pokój Życzeń. Jest cudowny, miałaś rację. To nasza tajemnica, wiemy o tym tylko ja, Ami i Jai.
   Mam też już swojego pierwszego wroga. To taka wstrętna Martina z Gryffindoru. Bardzo jej nie lubię i ma wstrętne włosy. Profesor Darknesshole chyba też jej nie lubi, bo odjął jej domowi dwadzieścia punktów, kiedy jej eliksir wybuchł.
   Jest tu też taka słodka Maya, jest córką profesora Darknesshole'a. Chyba nie ma mamy, bo mieszka ze swoją nianią, taką miłą panią, która trochę przypomina mi babcię Mirandę.  Maya ma cztery latka i mieszka w zamku. Nie jest podobna do swojego taty, bo ma blond włosy, a pan profesor brązowe, jak Ty. Ale w sumie to nie ważne, bo ja też mam inny kolor włosów niż Ty.
   Muszę już kończyć bo idziemy z Ami i Jai'em popatrzeć na trening Quidditch'a. Wyślij mi zgodę na wyjście do Hogsmeade . Ucałuj Stellę, wujka i ciocię.

                                                                                                                         Kocham Cię,
                                                                                                                              Jean

   
Położyłam list na kuchennym blacie i zabrałam się za obiad. Nie zdążyłam obrać ziemniaków, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
   - Halo?
   - No słoneczko ty moje, mam sprawę..
   - Cześć Blaise. U mnie bardzo dobrze, dzięki że pytasz. A co u ciebie? - odparłam butnie.
   - Och, słoneczko, wybacz! Po prostu jestem w kryzysie, no! Linda się rozchorowała, Pans ma służbowe spotkanie w Mediolanie, a ja muszę lecieć do biura i nie mam co zrobić ze Stellą..
   - Przyprowadź ją.
   - Serio? Jesteś moim wybawcą, słoneczko! Będę za chwilę - rozłączyłam się. Położyłam telefon na parapecie i usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i moje nogi zostały zgniecione przez "kogoś". Stella wtuliła się mocniej.
   - Blaise, dzwoniłeś spod drzwi, prawda? - zaśmiałam się biorąc Stell na ręce. Dziewczynka wtuliła się we mnie i cmoknęła lekko w szyję.
   - Czułem, że mi nie odmówisz - mój przyjaciel uśmiechnął się rozbrajająco. Pokręciłam głową i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Zza nich usłyszałam jego śmiech. Wiedziałam, że się nie obrazi, a przynajmniej dziecko miało małą frajdę. Po chwili dostałam sms'a. Blaise napisał, że przyjdzie po małą po dwudziestej drugiej. Odpisałam mu, żeby zostawili ją u mnie na noc. Zgodził się. Posadziłam malutką na krześle kuchennym.
   - To co dziś robimy? - zapytałam.
   - Choć* na śpaciel! - mała podskoczyła na krześle, zupełnie tak samo jak Jean, gdy była w jej wieku. Szybko ugotowałam obiad i poszłyśmy ze Stellą do parku.

* Nie jest to błąd, tylko sposób wypowiadania słowa "chodź" przez dwuletnią Stells :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Slipping through my fingers [2]

   A oto i kolejny rozdział mojej Perełki ♥ Proszę o szczere opinie, na prawdę zależy mi żeby poznać wasze zdanie :)

Wasza Hal ♥


Dzień jej narodzin pamiętam jakby to było wczoraj, a dziś moje dziecko ma już jedenaście lat i zaczyna swoją własną przygodę życia. Dzisiejszego dnia pierwszy raz jedzie do Hogwartu.
   Wstałam o świcie i zaparzyłam sobie kawy. W holu stał spakowany kufer Jean, na wieszaku wisiał granatowy płaszczyk, a przy drzwiach stały jej czarne pantofelki. W salonie, na ławie leżała rzucona opaska do włosów, spod kanapy wystawał jej różowy kapeć, a obok kominka, na dywaniku, leżał jej pluszowy króliczek. Widać było obecność Jean w domu. Jeszcze.
   Usiadłam w fotelu z kubkiem gorącej kawy w ręku i spojrzałam na zdjęcia stojące na kominku. Po kolei, w kolejności chronologicznej, stały białe ramki z podobizną mojego dziecka. Jean dwa dni po narodzinach, roczna Jean z chrzestnymi, trzyletnia Jean siedząca na kolanach babci, sześcioletnia Jean ucząca się latać na miotle z Blaise'em i teraźniejsze zdjęcie - moja jedenastolatka z blond lokami rozwianymi na wietrze i stalowymi oczami, wpatrzonymi z uwielbieniem w Blaise'a, który biegł w jej stronę. Jean bardzo kocha swojego chrzestnego. Wydaje mi się, że w pewnym stopniu zastępuje jej ojca. Szkoda mi mojej córki. Chciałabym dać jej pełną rodzinę, ale nie mam takiej możliwości. Nie wiem nawet czy Draco żyje. Czy poległ razem z innymi. Wszystko bym oddała, by dowiedzieć się prawdy.
   Dopiłam kawę i postanowiłam wyprasować Jean ubrania. Rozłożyłam deskę i podłączyłam żelazko, z szafy wyjęłam czarną sukienkębiałe rajstopki w serdeuszka i jasną marynarkę a'la chanelkę. Włączyłam radio, leciała piosenka "I am a woman in love", zaczęłam prasować. Uprasowane ubrania położyłam na kanapie, a ja poszłam do kuchni przygotować mojemu dziecku śniadanie. Wstawiłam garnek z mlekiem na gaz, z szafki wyjęłam czekoladowe kuleczki i miskę. Nasypałam płatki i zalałam zagotowanym już mlekiem. Postawiłam miseczkę na kuchennej wysepce i nalałam do szklanki sok pomarańczowy - jej ulubiony. Czas było obudzić Jean.
   Weszłam do jej pokoju, ale moja córka już nie spała. Siedziała na parapecie i pisała coś w pamiętniku.
   - Jean? - odezwałam się po chwili. Patrzyłam na nią z czułością, czując strach, bo zaraz miała wyjechać. Zostawić mnie samą. Jak miałam sobie bez niej poradzić? Była dla mnie wszystkim, moim powietrzem, moim życiem. Spojrzała na mnie i zamknęła pamiętnik.
   - Słucham? - jej rozmarzone wiecznie oczy spojrzały a mnie z wesołymi iskierkami. Może i była podobna do Draco z wyglądu i charakteru, ale pasje i upodobania miała takie jak ja. Uwielbiała czytać, uczyć się i była wieczną marzycielką. To dobrze. Ja już dawno przestałam marzyć, chyba w momencie, gdy wszyscy wrócili, tylko nie Draco.
   - Zrobiłam ci śniadanie. Chodź na dół - zeskoczyła z parapetu, rzuciła pamiętnik na łózko i wybiegła z pokoju. Westchnęłam. Kiedy ona mi tak wyrosła? Ruszyłam za nią na dół.
   Jean siedziała przy wysepce i jadła śniadanie. Blaty były pozalewane, widać było, że się spieszy. Jak zwykle śniadanie pochłonęła w pośpiechu i już jej nie było. Podążyłam za nią do salonu, gdzie mała zbierała swoje rzeczy. Patrzyłam na nią i serce ściskał mi żal. Jean podniosła z podłogi swojego pluszowego króliczka i schowała do torebki. Zapatrzyła się w telewizor, na jej ulubioną bajkę. Jej śmiech wypełnił wnętrze naszego domu. Westchnęłam głośno, patrząc jak moje dziecko stoi ze szkolną torbą w ręku i szykuje się do wyjścia. Moja mała cząstka Draco odchodzi. Cieszę się, gdy kiedykolwiek mogę usłyszeć jej śmiech. Taka zabawna dziewczynka. I nagle przypomniała mi się piosenka, którą śpiewała mi moja mama. Zaczęłam śpiewać.                         >MUSIC<

Schoolbag in hand, she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile
I watch her go with a surge of that well-known sadness
And I have to sit down for a while
The feeling that I losing her forever
And without really entering her world
I'm glad whenever I can share her laughter
The funny little girl

Slipping through my fingers all the time
I try to capture every minute
The feeling in it
Slipping through my fingers all the time
Do I really see what's in her mind
Each time I think I'm close to knowing
She keeps on growing
Slipping through my fingers all the time

Sleeps in our eyes, her and me at the breakfast table
Barely awake, I let precious time go by
Then when she's gone there's that odd melancholy feeling
And a sense of guilt I can't deny
What happened to the wonderful adventures
The places I had planned for us to go
(Slipping through my fingers all the time)
Well, some of that we did but most we didn't
And why I just don't know

Slipping through my fingers all the time
I try to capture every minute
The feeling in it
Slipping through my fingers all the time
Do I really see what's in her mind
Each time I think I'm close to knowing
She keeps on growing
Slipping through my fingers all the time

Sometimes I wish that I could freeze the picture
And save it from the funny tricks of time
Sleeping through my fingers...
Slipping through my fingers all the time

Schoolbag in hand, she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile.

   Poczułam łzę na moim poliku, ale szybko ją wytarłam. Nie będę płakać, muszę być silna. Pomogłam Jean się ubrać, rozczesałam jej loki i spięłam je opaską. Moja córcia koniecznie chciała obejrzeć końcówkę ulubionej bajki, więc ja w tym czasie spakowałam jej kufer do bagażnika naszej Audi Q7 i wróciłam po małą. Na stację King's Cross pojechali z nami państwo Zabini ze Stellą. Przeszliśmy przez barierkę, a naszym oczom ukazał się Hogwart Express. Stella rzuciła się Jean na szyję.
   - Jean, nie jeć.
   - Stella, niedługo wrócę. Przyjadę na święta i pójdziemy na sanki, tak? - moja córeczka przytuliła kuzynkę i ucałowała ją w czółko. Stella zrobiła dzióbek, a jej oczy się zaszkliły.
   - Ja ciem ś tobom jechaś do Hogwaltu! Plose..
   - Stell, kiedyś i ty będziesz uczyć się w Hogwarcie. Teraz musisz zostać z rodzicami i moją mamusią. Będziesz grzeczna?  - niunia pokiwała główką i wyciągnęła rączki w moją stronę. Musiałam wziąć ją na ręce. Jean pożegnała się z nami szybkim całusem i uciekła do pociągu. Do domu wróciłam sama.



niedziela, 24 listopada 2013

Slipping through my fingers [1]

  No to ruszamy z kolejnym opowiadaniem. Jest ono dla mnie bardzo ważne, choć sama nie wiem czemu. Taki mały sentyment. Dlatego będę wdzięczna za każdy komentarz. Za każdą odsłonę na blogu. Liczę na szczerą opinię i dziękuję, że wciąż tu jesteście!

Wasza Hal ♥




 Nazywam się Hermiona Granger i mam 28 lat. Moje życie nie potoczyło się tak, jakbym chciała. Nie narzekam, bo mam swoje małe szczęście, moją Jean. Kim jest Jean? To moja córeczka. Opowiem wam w skrócie moją historię.
   Wychowuję Jean samotnie. Mieszkamy w niemagicznej części Londynu, w sąsiedztwie Pansy i Blaise'a Zabinich. Moich przyjaciół. Pans i Blaise są rodzicami Stelli, uroczej dwulatki. Moja Jean wprost ją uwielbia.
   Tak się przykro złożyło, że zaszłam w ciążę na krótko przed wojną, więc w walce mogłam pomagać tylko od wewnątrz, z bazy. Byłam strategiem. Jean urodziła się dwa miesiące po zakończeniu wojny - nigdy nie poznała swojego ojca, ani on jej. Do tej pory nie wiem co się z nim stało. Mówią, że zginął, ale ciała nigdy nie odnaleziono. I tylko moja córka trzyma mnie przy życiu, bo bez niego wszystko inne straciło sens.
   Wojna zebrała wielkie żniwa śmierci. Ron Weasley zginął w pierwszych dniach, gdy Śmierciożercy napadli na ulicę Pokątną. Nie umarł jako bohater, raczej jak głupek, bo na własne życzenie. O zmarłych nie powinno się mówić źle, ale kto mądry wychodzi z domu bez różdżki, wiedząc, że wróg czai się za każdym rogiem? Wszyscy myśleli, że noszę w sobie jego dziecko, nie mówili tego głośno, chyba myśląc, że tak kochałam Rona, że na jakąkolwiek wzmiankę o nim, wpadnę w głęboką depresję. Głupcy. Ja z nim nigdy nie spałam. Wielką niespodzianką dla nich były narodziny mojego dziecka. Jean jest jak skóra zdjęta ze swojego ojca. Wszyscy spodziewali się brązowookiej, rudej dziewczynki, a tymczasem urodził się jasnowłosy aniołek, o szarych, wręcz stalowych oczach. Molly Weasley wyszła z sali, uprzednio nazywając mnie zdzirą. Przecież nie obiecywałam jej nigdy, że urodzę jej wnuczkę.
    Ginny Weasley chyba też nie mogła mi wybaczyć, że to nie jej brat jest ojcem mojej córki. Wysłała mi pełen żalu list, na który nigdy nie odpisałam, i od tamtej pory udaje, że mnie nie zna. To bywa całkiem zabawne, zwłaszcza, że mieszkamy w tej samej okolicy. Często spotykały się w osiedlowym supermarkecie, ale zawsze wtedy zawzięcie mnie ignoruje. Raz, moja Jean, wjechała wózkiem na zakupy w jej wózek. Sytuacja była komiczna, Ginny zaczerwieniła się jak piwonia, i zanim zdążyłam dobiec, zrugała moje dziecko. Jean ma charakter ojca, więc uśmiechnęła się ironicznie, i odpyskowała, śmiejąc jej się w twarz. A potem ignorując jej dalszy wywód, odwróciła się na pięcie i ruszyła w moją stronę. Ginevra ruszyła za nią i stanęła na wprost mnie, zwracając się do mnie tonem obrażonej dziewczynki:
   - Mogłaby PANI bardziej pilnować swojego dziecka. Widać, że jest niewychowana, a geny ma iście po tatusiu... - wzięłam przykład z Jean i zaśmiałam jej się w twarz. Merlinie, to było tak żałosne, że aż śmieszne. Doprawdy, czy aż tak dosadnie musiała akcentować słowo "pani"?
   A Harry? Przyszedł do szpitala, kiedy urodziłam. Wziął Jean na ręce i pogratulował mi. Był pierwszą osobą, która to zrobiła. Nie oceniał mnie, nie odrzucił. Myślę, że nasza przyjaźń by przetrwała, gdyby nie wyjechał, ale ciągnął go świat. Spakował więc walizkę, i wyruszył w podróż życia. Zostawił Londyn za sobą, a w nim mnie i całą przeszłość. I tylko od czasu do czasu, przysyła mi kartkę z pozdrowieniami, z miejsca w którym aktualnie jest. Zostałam sama z moją córką i dwójką przyjaciół, którzy okazali mi na prawdę duże wsparcie po urodzeniu dziecka. Dziś to ja pomagam im, bo Stella jest bardzo ciekawym świata dzieckiem, i wszędzie jej pełno. Jestem jej matką chrzestną, tak jak oni są rodzicami chrzestnymi Jean.
   Po wojnie Ministerstwo uznało mnie za osobę zasłużoną i przyznali mi całkiem spore wynagrodzenie, dzięki któremu mogłam kupić nam dom. Jean dostała też rentę po ojcu, w końcu wojna odebrała jej jednego rodzica. Dużym zaskoczeniem dla mnie był list od Harry'ego, który będąc gdzieś w Sri Lance, postanowił oddać połowę swojego honorarium mojej córce. Nie chciałam przyjąć tych pieniędzy, ale Harry się uparł, twierdząc, że Jean nie ma ojca, więc nie może jej zabraknąć czegoś innego. Resztę pieniędzy przeznaczył na podróże. Nigdy mu tego nie zapomnę.
   Dziś siedzę w moim ogrodzie, piję mrożoną herbatę i wspominam. Patrzę na moją córkę, huśtającą się na huśtawce i widzę w niej miłość mojego życia. Miłość, której doznałam bardzo krótko, ale bardzo intensywnie. Miłość, która zostawiła swój ślad w moim dziecku, bo to właśnie Jean Sophia Granger, córka Dracona Malfoy'a, jest dziś całym moim światem.

sobota, 23 listopada 2013

Pytanie

Witajcie kochani,
Powiedzcie czy mam już wstawić kolejne opowiadanie? Piszcie w komentarzu odpowiedź, jeśli się zdecydujecie, ruszymy z opowiadaniem pt.: " Slipping through my fingers" :D

Wasza Hal ♥

niedziela, 17 listopada 2013

Złączeni przeszłością [EPILOG]

  Przede wszystkim chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali i komentowali tę historię. To dla mnie wiele znaczy ♥ Złączeni przeszłością dobiegło dziś końca. Wstawiam krótki epilog, z którego nie jestem zadowolona, aczkolwiek chciałam jak najszybciej zakończyć to opowiadanie. Na dniach ruszę z kolejnym. Jeszcze raz dziękuję, że jesteście ;***
Wasza Hal ♥



Z pamiętnika Hermiony Granger

  Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Rica, kiedy powiedziałam mu o Bonnie. Tego się nie da opisać. Radość, niedowierzanie, lęk i ból. Jak można czuć tyle emocji jednocześnie? Pansy zaprowadziła go do salonu, gdzie siedziała dziewczynka. Automatycznie ruszyliśmy za nimi, ja i Draco. Późniejsze wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Ric klęczący przed córką, płakał i przytulał ją do siebie. Przepraszał za wszystko co złe. Pansy, która próbowała zapanować nad ich emocjami, i Draco patrzący na tę scenkę z bladym uśmiechem. Nikt nawet nie zauważył, że zniknęłam. Zamknęłam się w sypialni i osunęłam po drzwiach. Byłam szczęśliwa, że odnalazłam Bonnie, ale wiedziałam że to był ten czas... Czas pożegnania z moim synem. Wzięłam zdjęcie Gabriela do ręki i stanęłam z nim przed lustrem. Otarłam łzy i wymusiłam uśmiech. Ucałowałam drobniutką buźkę mojego dziecka i wyszeptałam patrząc w swoje odbicie.
 - To nie twoja wina, Hermiono.
 I właśnie wtedy to zrozumiałam. Poczułam jakby ktoś zabrał z mych ramion niesamowity ciężar. Odżyłam. Już wiedziałam, że muszę żyć dalej, iść do przodu. Mój synek nie żył, a ja kiedyś do niego dołączę. Muszę tylko czekać na swój czas. Spakowałam walizkę i deportowałam się z mojego domu, zostawiając ich samych sobie. Wylądowałam na Hawajach.

 
Słońce chyliło się ku zachodowi. Brązowowłosa kobieta spacerowała brzegiem morza. Od kilku dni codziennie pojawiała się na plaży, by w blasku zachodzącego słońca, spacerować po piasku. Ciepłe fale obmywały jej stopy, dając uczucie ukojenia. Chciała być sama, potrzebowała tych kilku dni samotności, by w pełni wrócić do siebie. By móc ruszyć dalej w podróż zwaną życiem.
  Zatrzymała się koło baru. i zdecydowała na drinka. Ostatni raz. Biała sukienka podwiewała w rytm wiatru, a ona z uśmiechem ruszyła do przodu. Usiadła na barowym krześle i zamówiła margaritę. Wciąż ciepły piasek przykleił się do jej mokrych stóp. Barman postawił przed nią kieliszek i oddalił się do kolejnej klientki, a ona złapała ćwiartkę pomarańczy i zjadła ją. Zabrała kieliszek i znowu ruszyła w stronę wody.
 - Nie wiesz, że po alkoholu nie wchodzi się do wody? - usłyszała za plecami. Przeszedł ją dreszcz. Powoli odwróciła się i wciągnęła głośno powietrze.
 - Jak mnie tu znalazłeś? - wyszeptała.
 - Przeszukałem cały Londyn, ale nigdzie cie nie było. Pomyślałem o miejscu, w którym spotkaliśmy się ostatnio i znalazłem cię. Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść, rozumiesz?!
 - Draco.. - nie pozwolił jej dokończyć. Złapał jej twarz w dłonie i zachłannie pocałował. Oddała pocałunek. Oboje byli spragnieni swych warg, już od wielu lat.


 Z pamiętnika Hermiony Malfoy
 Kiedy jest się szczęśliwym, czas bieganie jakoś szybciej. Zdaje się jakby to było wczoraj, kiedy Draco odnalazł mnie na Hawajach, a minęło już dziesięć lat. Jak dotąd dotrzymał słowa i nie pozwolił mi więcej odejść, choć bywało różnie. Rok po tamtym zdarzeniu stanęliśmy przed ołtarzem. Zostałam panią Malfoy. Pięć lat temu powitaliśmy na świecie naszą córeczkę, Ginę. Trzy lata temu przeżyliśmy kryzys, Draco oddał się pracy do tego stopnia, że nasza córka prawie zapomniała, że ma ojca. Spakowałam wtedy nasze walizki, moje i Giny, chciałam z nią lecieć na Hawaje, do naszego domu letniego. Nie pozwolił na to. Wybłagał drugą szansę, którą mu dałam. Nie żałuję swojej decyzji. Dziś jesteśmy szczęśliwą rodziną. Ja jestem szczęśliwa, bo choć w pamięci wciąż mam Gabriela, to moim całym światem jest teraz Gina.. i Scorpius, który urodzi się za kilka miesięcy. 
 Życie znowu nabrało kolorów nie tylko dla mnie. Osiem lat temu Ric i Pansy postanowili się pobrać. Stworzyli wspaniałą rodzinę. Pansy jest wspaniałą matką, zarówno dla Bonnie, jak i dla Katherine i Charlusa, bliźniąt które urodziła dwa lata temu.
  I to już koniec naszej historii, choć życie pisać ją będzie dalej. Zamykam pamiętnik.


 

sobota, 2 listopada 2013

Złączeni przeszłością [10]

   Dziewczynka ubrana w błękitną sukienkę do kolan, przepasaną w pasie białą wstążką, podbiegła do zszokowanej blondynki i wyciągnęła drobne rączki w górę:
 - Mamusiu, chcę na rączki! - Megan rozpłakała się i przytuliła dziewczynkę do siebie, pragnąc dać jej schronienie w swych ramionach. Hermiona spojrzała na dziecko i nie mogła wyjść z szoku. Nic nie rozumiała. Machnęła różdżką, rzucając na małą zaklęcie ujawniające, ale wygląd dziecka nie uległ zmianie. Dziewczynka znajdująca się w objęciach Megan była na oko trzyletnią, drobną blondynką o szarych oczkach i słodkim uśmiechu. Zupełne przeciwieństwo poszukiwanej przez nich Bonnie. Hermiona opadła na kanapę, zupełnie zrezygnowana.
 - Megan.. czy mogłabyś nam to wszystko wytłumaczyć? - Blondynka kiwnęła głową i zawołała Dee, która odebrała z jej rąk dziecko i wyprowadziła je z salonu. Kobieta usiadła na wprost Hermiony i śmiało spojrzała jej w oczy.
 - To nie jest poszukiwane przez ciebie dziecko. Ma na imię Tess i ma trzy latka. Jej matką jest piętnastoletnia ćpunka, z patologicznej rodziny. Czarownica wychowana wśród mugoli. Znalazłam tą dziewczynę kiedy była w szóstym miesiącu ciąży, na wielkim głodzie. Żebrała na działkę.. Przygarnęłam ją, pomagałam odzwyczaić się od heroiny, starałam się jak mogłam. Wydawało mi się, że sprowadziłam ją na dobrą drogę, ale kiedy Neva urodziła małą, uciekła. Nawet nie nazwała dziecka. Zostawiła ją i ślad po niej zaginął. Szukałam jej wszędzie, ale zupełnie przepadła. Przygarnęłam więc Tess,  i wychowałam jak własną córeczkę, zawsze chciałam mieć córeczkę. I dobry los mi ją zesłał, zesłał mi moją malutką Tess. Ja nie chciałam cię okłamać, Hermiono.. Bałam się. Bałam się, że odbierzecie mi ją. Bo nie jestem jej biologiczną matką, nawet jej nie adoptowałam. Wiem, że źle postąpiłam, ale zarejestrowałam ją jako swoje dziecko, żeby nikt mi jej nie zabrał, chociaż na chwilę. A teraz każdego dnia drżę, że ktoś mi odbierze moją córeczkę! - Kobieta schowała twarz w dłoniach. Hermionę ścisnęło serce.
  - Megan, pomogę ci. Obiecuję, że załatwię sprawę tak, aby nikt nigdy nie odebrał ci Tess. Ale ty musisz pomóc nam!
 - Jak mogę ci pomóc? - pani Malfoy ożywiła się nagle i z wielkim zainteresowaniem spojrzała w oczy Granger. Hermiona wyciągnęła w jej stronę fotografię, którą Megan pochwyciła szybko i zerknęła na nią. Jej oczy wyrażały ogromne zdumienie.
 - Podejrzenie padło na ciebie, ponieważ kobieta, która porwała Bonnie wygląda zupełnie jak ty. Możesz nam to wyjaśnić? - twarz Megan nie była już przeraźliwie blada, przeciwnie, nabrała kolorytu, a jej policzki zdobiły szkarłatne rumieńce.
 - To niemożliwe - szepnęła, patrząc przerażona na Malfoy'a. Ten odczytując jej myśli, poruszył się niespokojnie na kanapie. Hermiona zerknęła to na jedno, to na drugie.
 - Chcecie mi o czymś powiedzieć? - zapytała, ignorując Dave'a, który złapał ją za ramię. Pani Malfoy zamrugała powiekami, jakby nie wiedząc co czynić.
 - Powiedz jej, Megs - Draco podszedł do kuzynki i stanął za nią, kładąc dłonie na jej ramionach. Chciał w ten sposób dodać jej otuchy. Przekonał się, że nie jest winną porwanie tej małej Bułgarki, więc jego uczucia do Megan wzięły górę nad maską opanowania.
 - Miałam siostrę bliźniaczkę, ale zmarła pięć lat temu. Longina już w dzieciństwie miała wykrytą schizofrenie. Nasza matka za życia pilnowała jej by przyjmowała leki, ale.. po jej śmierci Longina przestała je brać. Twierdziła, że czuje się dobrze, że nie potrzebuje lekarstw. Na prawdę zachowywała się dobrze, póki nie umarła Kitty. Kitty miała cztery latka, kiedy Longina zabrała ją do Cardiff, a tam mała spadła z klifu. Zabiła się, a moja siostra nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią córeczki. Nie wiem Hermiono, czy to jest możliwe, ale wydaje mi się, że.. że Longina mogła tylko upozorować swoją śmierć.
 - Niech to Merlin kopnie! - zezłościła się Hermiona - jak mam w takim razie odnaleźć Bonnie?! Przecież nie wejdę do każdego domu w Brixton, i nie zacznę tam szukać małej..
 - W Brixton? - Megan spojrzała na Granger, a w jej oczach widniało zdumienie. Brunetka przytaknęła.
 - Och! Całkiem możliwe, że pomogę ci odnaleźć dziewczynkę, Hermiono. W Brixton znajduje się dom, który nasza prababka zapisała Longinie. Byłam tam tylko raz, ale myślę, że zdołam wskazać wam parcelę.


 Dom wyglądał na opuszczony. Zaczynało już zmierzchać, a zarośnięte podwórze dodawało domostwu grozy. Dave posłużył się uniwersalną różdżką do otworzenia starej, zardzewiałej bramy. Szli w stronę willi po żwirowej ścieżce, zostawiając auto przed ogrodzeniem. Doszli do wielkich, mosiężnych drzwi, które David otworzył tym samym sposobem co bramę.
 - Wchodzimy - szepnęła Hermiona. - Cywile idą za nami, trzymajcie różdżki w pogotowiu. Pamiętajcie, że w środku może znajdować się dziecko, więc zachowajcie szczególną ostrożność. Idziemy!
 Weszli do środka. Znaleźli się w Sali Wejściowej, która swymi gabarytami przypominała Wielką Salę w Hogwarcie. Wszędzie zwisały pajęczyny, zasłony, nadjedzone przez mole leżały pod oknami, a na podłodze znajdował się gruz. Przed nimi znajdowały się wielkie schody, pnące wysoko w górę. Hermiona przytknęła palec do ust, nakazując im ciszę, a potem machnęła ręką w stronę schodów. Każde z nich miało przygotowane różdżki, i najciszej jak tylko potrafili, wspinali się po schodach. Na piętrze znajdowało się kilka drzwi, lecz tylko zza jednych słychać było melodię, do złudzenia przypominającą dziecięce kołysanki. Hermiona podeszła bliżej i zaczęła nasłuchiwać. Była pewna, że w środku ktoś jest. Dała znak pozostałym, po czym z całej siły pchnęła drzwi i z wycelowaną różdżką stanęła na wprost zszokowanej kobiety. Pozostali wbiegli do pomieszczenia za nią. Granger zerknęła na stojącą przy kobiecie dziewczynkę - nie miała wątpliwości, to musiała być Bonnie. Miała oczy Rica, a usta układała w ten sam sposób co jej ojciec.
 - Longina Malfoy? - spytała Hermiona.
 - Baxter, Longina Baxter. Ale kim pani, u licha jest? - zapytała mrużąc oczy. Jej spojrzenie powędrowało po pozostałych przybyszach, a kiedy wśród nich dostrzegła swoją siostrę.. W ułamku sekundy pchnęła dziecko pod ścianę i przystawiła jej różdżkę do skroni.
 - Jeden.Fałszywy.Krok.A.Ją.Zabiję. - wycedziła przez zęby.
 - Longi, proszę cię. To ja, Megan.. poznajesz mnie? - Megan próbowała ratować sytuację.
 - Och, pierdol się, Megs! Jesteś taka sama jak wszyscy! Przyszłaś tu zabrać mi moją Kitty! Derek cię przysłał, tak? Przysłał was wszystkich, tak?!  - w pierwszej chwili Hermiona nie zrozumiała o co jej chodzi, ale po chwili przypomniała sobie, że ma do czynienia ze schizofreniczką.
 - Longino, to nie jest Kitty. To jest Bonnie, a ty nie jesteś jej matką - Granger nieznacznie przysunęła się w stronę kobiety, ale tak mocniej przystawiła różdżkę do głowy dziecka. Mała Bonnie nie rozumiała co się dzieje, zaczęła głośno płakać. Longina wydawała się być wytrącona z równowagi, mrugała zawzięcie oczami. Płacz dziewczynki i cztery skierowane w jej stronę różdżki sprawiły, że czuła się niepewnie.
 - To jest moja Kit! Skrzywdzę ją, jeśli się zbliżysz, ty mała suko! - rzuciła w stronę Hermiony.
 - Longi, proszę cię, nie rób głupstw. Ta dziewczynka nie może być Kitty, nie pamiętasz? Kitty nie żyje, spadła z klifu.
 - NIE!! To jest Kitty! Ona przeżyła, fale ją porwały i ktoś ją uratował, ale odebrałam im moje dziecko. To jest moja malutka córeczka - kobieta pogłaskała wystraszone dziecko po policzku, a potem pocałowała ją w czoło.
 - Longino, to nie może być twoja córka. Ta dziewczynka ma cztery latka, a Kitty w tym momencie miałaby dziewięć. Spójrz na nią! - kobieta posłusznie spojrzała na dziecko, a jej oczy momentalnie pociemniały. Zacisnęła zęby i wycedziła:
 - Ty faktycznie nie jesteś Kitty, ty mała, nędzna szujo! - po czym wymierzyła dziewczynce siarczysty policzek. Główka dziecka odbiła się od dłoni kobiety, a Bonnie upadła na podłogę. W tym momencie Hermiona, Dave i Draco rzucili zaklęcie obezwładniające kobietę. Dave szybko podbiegł do niej i skuł jej ręce magicznymi kajdankami. Megan załkała cicho, a Hermiona podbiegła do Bonnie i wzięła ją na ręce.
 - Zostaw ją! Zostaw ją ty brudna szmato! Nie masz prawa dotykać mojego dziecka! - Hermiona nie słuchała jej, tylko pośpiesznie opuściła pokój. Za sobą słyszała tylko kroki Malfoy'ów i desperacki krzyk Longiny:
 - KITTYYYY! ODDAJ MI MOJE DZIECKO!! ODDAJ JĄ, SŁYSZYSZ?! KITTY, KITTY!!! CÓRECZKO!!!! - Hermiona teleportowała się z małą koło samochodu i posadziła dziewczynkę na fotelu z tyłu.
 - Jestem Hermiona Granger, zawiozę cię do tatusia. Jesteś Bonnie, prawda?
 - Do mojego prawdziwego tatusia? - zapytała z obcym akcentem.
 - Tak, Bonnie. Do twojego prawdziwego tatusia, do Rica.

 Hermiona poprosiła Rica o spotkanie. Nie mówiła mu w jakim celu, wiedziała, że lepiej jeśli osobiście przekaże mu wieść o odnalezieniu dziecka. Przez te dwa dni, kiedy oczekiwała przyjaciela, Bonnie była u niej w domu. Razem z nimi pomieszkiwała również Pansy, która z zawodu była dziecięcym psychologiem. Obie czuwały nad dobrem dziecka. Hermiona zadbała o to, by sprawa nie była rozgłośniona. Media nie mogły dowiedzieć się o pojmaniu Longiny i odnalezieniu zaginionego przed dwoma laty dziecka.
 Bonnie była wyjątkowo grzecznym i silnym dzieckiem. Jej psychika zdawała się nie ucierpieć przez porwanie. Bonnie doskonale pamiętała swojego biologicznego ojca i matkę, pamiętała okoliczności, w których została porwana. Mówiła, że porwał ją pan, który przywiózł ją do cioci Longiny. Kobieta była dla niej dobra, tylko kazała jej nazywać się "mamusią". Bonnie jadła właśnie tartę z borówkami, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ku wielkiej uldze Hermiony, nie był to wcale Ric.
 - Cześć. Przepraszam, że cię nachodzę, ale pomyślałem sobie, że może.. Może chciałabyś abym był, kiedy Ric przyjedzie po małą? - Draco spojrzał na szatynkę z wyczekiwaniem, a ta uśmiechnęła się tylko, by po chwili mocno go przytulić.
 - Dziękuję. Cieszę się, że jesteś.. - szepnęła mu do ucha. Nie zdążyła nawet oderwać się od Malfoy'a, kiedy na teren jej posesji wjechało czarne BMW x6. Hermiona przełknęła ślinę, a Draco widząc nadchodzącego Rica, złapał Hermionę za rękę. Blondyn zdziwił się widząc Hermionę z Draconem, ale nie okazał tego.
 - Hermiona! - przytulił ją, a zaraz potem uścisnął dłoń Malfoy'owi.
 - Wejdź Ric. Musimy porozmawiać. - zamknęła drzwi wejściowe i krzyknęła - Pansy! Mogłabyś tu przyjść?
 - Kim jest Pansy? - zapytał szeptem Alaric. W tym momencie w progu pojawiła się wymieniona kobieta.
 - To moja przyjaciółka. Pansy jest psychologiem dziecięcym. Ric, to jest Pansy, Pans to jest Alaric. - obydwoje wymienili się uściskami dłoni i uśmiechami.
 - Cóż, miło mi poznać twoich przyjaciół, Hermiona. Jednak nie rozumiem...
 - Odnalazłam Bonnie.

poniedziałek, 9 września 2013

Ankieta



Kochani ♥


Mam małą prośbę do was - na "Złączeni Przeszłością" rozdział pojawi się niedługo, będzie to ostatni rozdział przed epilogiem. Mam zamiar kontynuować działalność Historii Miłości i rozpocząć kolejne opowiadanie. I tutaj sprawa do was, jeśli możecie zagłosujcie, które opowiadanie chcecie jako pierwsze. Odpowiedzi proszę zostawiać w komentarzu pod tą notką:

ZGUBIONE SZCZĘŚCIE-  Losy bohaterów pięć lat po zakończeniu II Bitwy o Hogwart. Hermiona jest narzeczoną Harry'ego Pottera, uzdrowicielem w Mungu i wiedzie nudne, monotonne życie u boku faceta, który jest pracoholikiem. Jej przyjaciółka Ginny Weasley postanowiła wyruszyć na podbój świata i zaraz po wojnie wyleciała do USA gdzie wiedzie bujne, towarzyskie życie. Ronald pracuje w Ministerstwie, bierze udział w wyścigu szczurów dążąc do sukcesów. Każde z nich żyje... jakby z przymusu. Tymczasem może wydarzyć się coś, co odmieni życie każdego z nich.

TERAPIA NA ŻYCIE - Hermiona Granger jest uznanym przez świat czarodziejów, słynnym psychiatrą. Samotna, dwudziestopięcioletnia kobieta mierząca się z codziennymi problemami swoimi i... swoich pacjentów. W każdym rozdziale poznajemy sekrety i problemy bohaterów. Jej pacjentami będą między innymi Harry Potter, Ronald Weasley, Pansy Parkinson, Luna Lovegood, Gregory Goyle, Terrence Higgs oraz Narcyza Malfoy. Czy Granger poradzi sobie z otaczającymi ją problemami? Czy okaże się tą, która przeprowadzi dla nich TERAPIĘ NA ŻYCIE?

Z góry dziękuję i całuję.
Wasza Hal <3

niedziela, 9 czerwca 2013

Złączeni przeszłością [9]

 Znajdowali się w przestronnym salonie urządzonym gustownie, aczkolwiek ciężko. Widać było tu brak kobiecej ręki. Hermiona spojrzała na wielki portret zajmujący centralną część salonu. Przedstawiona była na nim piękna, dostojna kobieta o przenikliwych błękitnych oczach. Odziana była w piękną, szmaragdową suknię, a jej długie, blond włosy upięte miała w kunsztownego koka. Różdżkę miała przytkniętą do brody - jej mina zdradzała zadumę. Panna Granger rozpoznała na portrecie matkę Dracona - Narcyzę. Zerknęła w bok, gdzie znajdował się duży, kamienny kominek. Płonął w nim ogień. Na półce nad kominkiem, znajdowały się ramki z zdjęciami. Jedno szczególnie przykuło jej uwagę - maleńki chłopczyk, o wielkich niebieskich oczkach i blond włoskach. Uśmiechał się niewinnie i machał rączkami i nóżkami leżąc w łóżeczku. Czyjaś dłoń gładziła jego maleńką główkę. Kobieta podeszła bliżej. Miała wrażenie, że dziecko patrzy prosto na nią, i uśmiechem przekazuje swoje uczucia. Hermiona pocałowała swój palec wskazujący i musnęła nim drobną buźkę na fotografii. Jej serce przeszył ból.
 W tym momencie do salonu wrócił Draco. Na srebrnej tacy niósł trzy filiżanki, dzbanek z kawą, cukiernicę i śmietankę. Postawił wszystko na stole przed brązowowłosym mężczyzną i odszukał wzrokiem Granger. Zobaczył ją, wpatrującą się z bólem i uwielbieniem w zdjęcie dziecka. Podszedł do niej i objął ramieniem.
 - Nie wiedziałam, że masz jeszcze to zdjęcie - zacisnęła usta w wąską kreskę, jak zwykła robić gdy była zdenerwowana.
 - To mój syn, Hermiono. Nawet jeśli nie żyje, nigdy o nim nie zapomnę - odpowiedział. Dave patrzył na nich zdumiony. Nie bardzo rozumiał sytuację, w jakiej przyszło mu się znaleźć. Dlaczego te mężczyzna przytula jego szefową? Dlaczego rozmawiają o zdjęciu tego chłopca? Co stało się z dzieckiem, i czemu zainteresowało ono Hermionę? Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i otworzyła swoją torebkę. Wyjęła z niej zdjęcie - David ku swojemu rozgoryczeniu nie widział kto się na niej znajduje.
 - Zawsze go noszę przy sobie. Jest ze mną w każdej sytuacji. Mój malutki aniołek - szepnęła czule. Blondyn spojrzał na nią z troską. Hermiona uśmiechnęła się blado do Malfoy'a i usiadła na kanapie obok kolegi z pracy. Draco jeszcze chwilę wpatrywał się w fotografię syna, a później do nich dołączył. Usiadł w fotelu na przeciw nich, i nasypał cukru do swojej kawy. Hermiona położyła zdjęcie chłopczyka na ławie i nalała sobie śmietanki do kawy, posłodziła ją i upił łyk. Dave zerknął znad filiżanki na zdjęcie. Przeżył szok! Dlaczego Hermiona nosi przy sobie zdjęcie tego chłopca?! Tego samego, którego zdjęcie oprawione w ramkę stoi na kominku u Malfoy'a.
 - Twoja wizyta, Hermiono, jest dla mnie nie małym zdziwieniem. Tym bardziej, że jak mniemam, jesteś tu w sprawach służbowych, prawda? - zapytał Draco, zagłębiając się w fotelu. Granger bezmyślnie zamieszała kawę w naczyniu. Zastanawiała się jak zacząć.
 - Draco, bardzo mi przykro, że cię nachodzę, ale sprawa jest dosyć poważna. Otóż, pracujemy teraz nad pewnym śledztwem i w pewnym sensie ugrzęźliśmy w miejscu. Jestem pewna, że mógłbyś nam pomóc - wydusiła, nie patrząc na blondyna.
 - Ja? - zdziwił się mężczyzna - Nie miej mi za złe, ale doprawdy, nie mam pojęcia jak mógłbym ci... wam pomóc, Hermiono.
 Kobieta spojrzała na niego spod wachlarzu długich rzęs. Serce niebezpiecznie dudniło jej w piersi. Nie miała pojęcia co jest tego przyczyną. Czuła też uścisk w żołądku, który nie chciał zelżeć. Przygryzła wargę, jednak nie wyczuła mocy uścisku, bo po chwili poczuła wstrętny metaliczny posmak w ustach. Skrzywiła się nieco i zaczerpnęła głośno powietrza.
 - Draco, potrzebuje... - zganiła się w myślach za brak odwagi - potrzebuję adresu do twojej kuzynki. Megan - Mężczyzna spojrzał na nią zdumiony. Nie krył nawet szoku, jaki wywołały u niego słowa kobiety. Upił łyk gorzkiej kawy, która w tym momencie wydała mu się niesmaczna.
 - Megan? Potrzebujesz adresu do Megan? - Hermiona nieznacznie skinęła głową - Wybacz moje pytanie, ale... Po cóż ci potrzebny jej adres? Na Merlina! Czy coś jej się stało?! - zaniepokoił się. Granger westchnęła.
 - Przykro mi, Draco. Nie mogę...
 - Dajże spokój, Hermiono! Na gacie Merlina! - wyprostował się w fotelu i znacznie podniósł głos - Wydaje mi się, że mam prawo wiedzieć, nie sądzisz?!
 - Draco...
 - Nie! Posłuchaj mnie, Granger! Wpadasz do mojego domu, tak po prostu, nie dając znaku życiu wcześniej. Nie odpowiadając na moje listy i próby skontaktowania się... Wymagasz ode mnie podania adresu bliskiej mi osoby, nie argumentując swojej prośby. Proszę cię więc, w imię tego co nas łączyło, a także ze względu na moją kuzynkę, powiedz o co chodzi!
 - Ja na prawdę nie mogę... - mruknęła. Draco zerwał się z miejsca i podszedł do niej.
 - Możesz! Na Merlina, Hermiono! Czy coś złego stało się Megs? - Hermiona pokręciła głową, jednak nie powiedziała nic więcej. Malfoy złapał zdjęcie, które położyła na ławie i podstawił jej pod twarz.
 - Więc zrób to ze względu na niego! Zrób to ze względu na nasze dziecko! - wrzasnął ledwo panując nad emocjami. Szatynka spojrzała na zdjęcie syna, a w jej oczach zalśniły łzy. Poczuła jak Dave poruszył się na kanapie. Spojrzała łzawym wzrokiem na Malfoy'a i wydusiła:
 - Megan jest podejrzana o porwanie Bonnie, córeczki Ric'a - Malfoy głośno wciągnął powietrze do płuc. Spojrzał na kobietę i zamarł w bezruchu. Hermiona pociągając nosem, wyjęła z torebki zdjęcie przedstawiające kuzynkę Dracona i małą Bonnie. Draco zadrżał na widok zdjęcia. Fotografia faktycznie przedstawiała jego kuzynkę. Kobieta niosła na rękach małą dziewczynkę. Po chwili postawiła ją na ziemi i razem ruszył w stronę piaskownicy. Blondyn spojrzał na mokre oczy dziewczyny i uklęknął przed nią.
 - Granger... Hermiono. Przepraszam... ja nie wiedziałem - położył głowę na jej kolanach. Po chwili poczuł jak zgrabne palce kobiety wplatają się w jego włosy. Uśmiechnął się pod nosem. Tak bardzo brakowało mu jej dotyku.
 - Pomożesz mi, Draco? - zapytała. Podniósł głowę z jej kolan i spojrzał jej w oczy.
 - Pomogę.


 Hermiona prowadziła samochód. Na miejscu pasażera z przodu siedział Draco, z tyłu na siedzeniach rozparł się Dave. Patrzył w szybę i myślał. Jeśli dobrze zrozumiał to Hermiona i ten blondyn mieli dziecko. Tylko co się stało z ich synem? I jeszcze ta mała Bułgarka... Wyłapał tylko tyle, że jest córką jakiegoś Ric'a. Kim na gacie Merlina, jest Ric?! Nurtowało go wiele pytań, ale wiedział, że nie ma prawa pytać. Wiedział też, że między dwójką osób siedzących z przodu coś iskrzy. Musiał schować swoje uczucie do kieszeni - musiał zapomnieć. Hermiona nie była dla niego. Po pierwsze była jego szefem, po drugie była zajęta. Może i nie byli parą, ale widać, że w sercu tych dwojga miejsca nie zajmie nikt prócz ich nawzajem. Westchnął. Tyle by dał by móc ją kochać, przytulać, całować. Była ideałem kobiety - dla niego. Marzył o niej i jej miłości całe dnie. Był przegrany. Wiedział to. Jedynce co mógł w tej sytuacji zrobić to zapomnieć o niej. Nie mówić o swoich uczuciach - bo i tak jest z góry przegrany... Zdecydował, że zrobi wszystko żeby jej pomóc. Za wszelką cenę. Tak, by była szczęśliwa.
 - Skręć w prawo, już prawie jesteśmy - rzekł Malfoy. Hermiona spoglądała na rozciągający się przed nią krajobraz. Słońce chyliło się ku zachodowi tworząc z chmur piękne, różowo-pomarańczowe łanie. Jechała drogą wyłożoną kostką, by po chwili ujrzeć wielką posiadłość. Przepych i luksus, te dwa określenia naszły od razu jej na myśl. Zatrzymała się przed mosiężną bramą i wyłączyła silnik. Spojrzała na Dracona.
 - Masz jakiś plan, czy działasz spontanicznie? - zapytał z ironicznym uśmiechem błąkającym się po twarzy. Hermiona warknęła cicho.
 - Nie obrażaj mnie, Malfoy. Ja ZAWSZE mam plan. Za chwilę będą tu aurorzy z mojego biura, a my w tym czasie musimy tam wejść i zbadać teren. Ty nas tam wprowadzisz - blondyn kiwnął głową i otworzył drzwi auta.
 - A, Malfoy... - zamarł w bezruchu oczekując na jej słowa - Pamiętaj, że ja tu dowodzę. Jesteś tylko cywilem, więc nie bierzesz czynnego udziału w akcji. Tylko pomagasz nam tam wejść. Reszta należy do nas. I błagam cię... nie podstawiaj się! Ja wiem, że to twoja kuzynka, ale jeśli trzeba będzie, to będziemy walczyć. A wtedy ty masz się ewakuować... rozumiemy się? - łypnęła na niego groźnie.
 - Granger... ty chyba nie myślisz, że wyjdę w samym środku dobrego przedstawienia - uśmiechnął się szelmowsko. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą.
 - Wyjdziesz... Malfoy, jeśli nie wyjdziesz sam, to ja ci pomogę. Czy wyraziła się jasno? - mężczyzna westchnął teatralnie i kręcąc głową, wyszedł z samochodu. Chwilę później Hermiona i Dave stali obok niego. Blondyn podszedł do bramy i nacisnął dzwonek. Usłyszeli głos:
 - KIM JESTEŚ I CO CIĘ TU SPROWADZA?
 - Witaj, Dee. To ja Draco. Przyszedłem z przyjaciółmi do Megan - niebieski promień zeskanował po kolei twarze zebranych, a po chwili dało się słyszeć szczęk otwieranych zamków w bramie. Weszli na posesję. Hermiona i Dave szli spięci, trzymali różdżki w pogotowiu, tylko Malfoy szedł wyluzowany, choć nieco zamyślony. Blondyn zadzwonił do drzwi, które po chwili otworzyła starsza kobieta.
 - Witaj, Dee. Przyprowadziłem przyjaciół. Gdzie znajdziemy Megs? - zapytał całując kobietę w policzek. Staruszka zlustrowała Hermiona i Dave krytycznym wzrokiem, by po chwili uśmiechnąć się do brązowowłosej.
 - Och, Draco... Czy to nie jest...
 - Tak, droga Dee. To Hermiona - Malfoy uśmiechnął się przepraszająco do zdziwionej Granger.
 - Jestem Diana Walsh, ciotka Dracona i Megan. Cieszę się, że mogę wreszcie cię poznać - uścisnęła dłoń Hermiony i przepuściła ich w drzwiach. Hermiona uśmiechnęła się do Dee i ruszyła za Draconem. Rozglądała się w poszukiwaniu śladów dziecka, ale nic nie rzucało jej się w oczy. Weszli do salonu i jej oczom ukazała się piękna blondynka grająca na fortepianie. Kiedy ich zobaczyła, przestała grać i uśmiechnęła się do gości.
 - Witaj Draco, Hermiono... - przytuliła ich. Odwróciła się do Dave i uniosła brwi.
 - Pana nie znam... - Dave jakby oprzytomniał nagle. Odchrząknął i wyciągnął dłoń.
 - Proszę wybaczyć, jestem David Ranford - Megan zaśmiała się i gestem zaprosiła ich by usiedli.
 - Napijecie się czegoś? Może kawy? Albo czegoś mocniejszego? - kiedy nikt nie zdecydował się na napój zapytała grzecznym tonem:
 - Nie będziecie mieć w takim razie nic przeciwko, abym napiła się drinka? - wszyscy zgodnie pokręcili głowami, a kobieta podeszła do barku i stworzyła swój ulubiony napój alkoholowy. Z gotowym drinkiem usiadła obok swoich gości.
 - Nie wiedziałam, że znów się zeszliście! Cieszę się ogromnie - uśmiechnęła się do nich. Jednak widząc ich poważne miny, uśmiech szybko zniknął z jej twarzy.
 - Czy coś się... - chciała zapytać, ale głos ugrzązł jej w gardle.
- Megan, przepraszam - zaczęła Hermiona - niestety jesteśmy tutaj w sprawach służbowych.
  Blondynka zbladła. Wiedziała bowiem, że Hermiona pracuje w Ministerstwie, a dokładniej w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodzieja, co z kolei nie wróżyło niczego dobrego. Odstawiła koktajl na ławę i spojrzała na nich zlękniona.
 - Nie bardzo rozumiem... Czy coś się stało? - zapytała słabo.
 - Może ty nam powiesz... - warknął w jej stronę Dave, ale Hermiona uciszyła go ruchem dłoni.
 - Megan, musisz nam wybaczyć to wtargnięcie, i pytania które zaraz ci zadamy. Mogę liczyć na twoją współpracę? - Megan kiwnęła głową, Hermiona miała wątpliwości czy dobrze trafili. Być może się pomyliła. Megan wydawała się autentycznie przestraszona i nieświadoma tego co się dzieje. Ale z drugiej strony, mogła być dobrą aktorką.
 - Znasz to dziecko? - Granger pokazała jej zdjęcie trzyletniej Bonnie. Pani Malfoy wzięła fotografię do ręki i przyglądała jej się przez chwilę.
 - Ja... przykro mi, Hermiono. Nigdy w życiu nie widziałam tego dziecka - wydawała się być szczera. Hermiona spróbowała z innej strony.
 - Dobrze, Megan. W takim razie powiedz mi czy masz jakieś dzieci?
 - Nie mam! Przecież ja... przecież ja jestem bezpłodna! - w oczach blondynki zakręciły się łzy, a szczęka zaczęła jej latać. Hermionie zrobiło się jej żal, ale musiała pełnić swoje obowiązki. Musiała brnąć dalej.
 - Rozumiem, a czy kiedykolwiek chciałaś mieć dziecko? - teraz i Hermionie załamał się głos. Ledwo stała na nogach, ale była w pracy. Musiała.
 - Godryku! Oczywiście, że chciałam - krzyknęła - chciałam... Tyle się z Adrianem staraliśmy o dziecko, ale... nigdy się nie udawało. Tak bardzo chciałam... Poroniłam.. - po bladych policzkach kobiety spływały łzy. Hermiona nie mogła już patrzeć na ból tej kobiety, nie czuła się dobrze przesłuchując ją. Miała łzy w oczach. Malfoy patrzył to na jedną, to na drugą. W jego oczach kryło się przerażenie. Miał wrażenie, że za chwile jedna i druga upadną na podłogę, szlochając. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że są do siebie podobne. Obie silne, niezależne, piękne. Obie straciły dziecko... Popatrzył smutno na Hermionę, jakby chciał jej dodać otuchy.
 - M..Megan... - szepnęła Granger. Blondynka spojrzała na nią oczami pełnymi łez. Na policzkach miała czarne plamy, które zostawił po sobie rozmazany tusz do rzęs. Objęła się ramionami.
 - Straciłam moje dziecko - szepnęła Megs, a Granger niebezpiecznie się zachwiała.
 - Wiem co czujesz, Megan. Ja również straciła dziecko, przecież wiesz... Ale Megan, nigdy nie chciałam być szczęśliwa czyimś kosztem. Mój synek nie żyje, ten kto go zabił odebrał mi szczęście i sens życia... Jednak ta tragedia nie usprawiedliwia najgorszych czynów, Megan. Nie można komuś odbierać sensu życia - wydukała i opadła na kanapę. Malfoy złapał ją za rękę. Blondynka spojrzała na nią z przerażeniem. Już wyschły jej łzy.
 - O... o czym ty mówisz? - zapytała.
 - O porwaniu. Megan, zapytam wprost. Czy w tym domu jest dziecko? - Megan wciągnęła głośno powietrze i rozszerzyła oczy. Była zdezorientowana.
 - Nie..
 - Czy to ty porwałaś Bonnie Monson?
 - Nie...
 - Czy przetrzymujesz w tym domu trzyletnią Bonnie Monson? - Hermiona cała się trzęsła. Już dawno nie miała takiej dawki emocji. Potrzebowała alkoholu, ale była w pracy.
 - Nie! Do jasnej cholery! O co w tym wszystkim chodzi?! - krzyknęła zdenerwowana.
 - Megan, pytam jeszcze raz... Czy w tym domu znajduje się dziecko?
 - Nie, Godryku! Nie ma tu żadnego dziecka! - blondynka gwałtownie wstała i ze złością wpatrywała się w kuzyna i jego towarzyszkę. W tym momencie dało się słyszeć skrzypienie otwieranych drzwi i głos, który wszystkich zadziwił:
 - Mamusiu? - dziecięcy głosik zabrzęczał w głowach wszystkich zebranych.

niedziela, 2 czerwca 2013

Złączeni przeszłością [8]

Obudził ją niemiłosierny ból rozsadzający czaszkę. Otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i... zamarła. Była w zupełnie innym pokoju niż do tej pory. I na pewno nie był to apartament Rica! W takim razie, gdzie była?! Co stało się ostatniej nocy? Spojrzała na swoje ciało i zobaczyła, że jest w samej bieliźnie. Przełknęła głośno ślinę. Wtem usłyszała szczęk otwieranych drzwi, i z łazienki wyszedł Dracon.
- O, już wstałaś? Jak się czujesz? - zapytał wycierając mokre włosy ręcznikiem. Hermiona skrzywiła się, bowiem jego głos dudnił jej w głowie. Pomasowała dłońmi skronie i oblizała usta.
- Draco... czy my? Czy my... no wiesz... - wyszeptała.
- Hermiono... za kogo ty mnie masz? Myślisz, że wykorzystałbym pijaną kobietę? - kobieta zarumieniła się.
- Nie... Przepraszam. Ja tylko...
- Spokojnie. Wczoraj trochę przesadziłaś z alkoholem i usnęłaś na plaży. Uznałem, że nie będę cię budził, tylko przeniosę cię do siebie.
- Dziękuję - odparła słabo. Wciąż masowała pulsującą głowę. Draco widząc to, uśmiechnął się pod nosem i podszedł do komody stojącej obok drzwi na balkon. Otworzył szufladę i wyjął z niej malutką fiolkę ze złotawym płynem. Rzucił nią w kierunku brązowowłosej. Hermiona machinalnie złapała lecący w jej kierunku przedmiot, a kiedy zorientowała się co to jest, uśmiechnęła się do blondyna. Wypiła zawartość fiolki i poczuła jak magiczny płyn rozpływa się w jej organizmie. Prawie widziała jak złoty napój topi ten okropny, pulsujący ból głowy. Uśmiechnęła się blado.
- Bardzo ci dziękuję. Za ten eliksir, za opiekę - zakryła się bardziej prześcieradłem.
- Nie musisz dziękować. To był miły wieczór.
- Która godzina? - zapytała nagle. Draco zerknął na swój srebrny zegarek na przegubie i odparł:
- Jest piętnaście po pierwszej - Hermiona wybałuszyła oczy. Owinęła się prześcieradłem i szybko wstała z łóżka.
- Lepiej będzie ja już pójdę... zaraz pewnie wróci twoja żona i... nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy. - Malfoy spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Moja żona? - zapytał drapiąc się po skroni.
- Nooo... Megan. Twoja żona - odparła mniej pewnie.
- Ale Hermiono... Megs nie jest moją żoną. To kuzynka - Hermiona zakryła dłonią usta i głośno wciągnęła powietrze. Nie mogła w to uwierzyć. Draco nie miał żony... poczuła coś na kształt ulgi i sama nie wiedziała co o tym myśleć. Miała taki mętlik w głowie. Los podesłał jej mężczyznę, którego kochała od lat. Jednak myśl, że jakaś inna kobieta zajęła jej miejsce był dla niej ogromnym ciosem. A tym czasem okazuje się, że to tylko kuzynka! A więc jest wolny... Zamknęła oczy i usiadła na łóżku.
- Pamiętasz jak nalegałem żeby Megan była chrzestną dla Gabriela? Jednak właśnie wtedy Adrian, mąż Megs umarł i nie mogła uczestniczyć w ceremonii. Pamiętasz to? - Hermiona kiwnęła głową, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Szumiało jej w czaszce i bała się, że zwariuje od natłoku wiadomości. Mężczyzna objął ją ramieniem, a ona wtuliła w niego swoją głowę.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Hermiona weszła do swojego biura, postawiła na biurku kawę i zabrała się za przeglądanie poczty. Na dzisiejszy dzień miała zaplanowane mało zajęć, toteż postanowiła, że urwie się nieco wcześniej i odwiedzi Pansy w jej biurze. Wśród poczty znalazła list od pewnego blondyna. Z uśmiechem na ustach rozwinęła pergamin.

Kochana Hermiono,Za kilka dni powinienem wrócić do Londynu. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie trochę czasu. Barcelona jest pięknym miastem, ale możesz mi wierzyć, lub nie... bez Ciebie jest tu strasznie nudno. Ciągle wspominam nasze wakacje na Hawajach, i muszę przyznać, że dziękuję losowi, że mieliśmy szansę się poznać. Zostało mi już tylko jedno spotkanie z Prezesem Najwyższego Banku Magicznego, i wracam! Co powiesz na wyjście do jakiegoś klubu?Całuję, Ric.
Hermiona uśmiechnęła się z nad pergaminu. Jej przyjaciel był teraz w delegacji, ale potem miał wrócić. Kobieta wyjęła z szuflady niezapisany pergamin i już miała zacząć odpisywać, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła. Do gabinetu wszedł pewien brunet, nieco zaczerwieniony na twarzy.
- Szefowo! Mogę zająć chwilkę? - zapytał z trudem łapiąc oddech.
- Jasne. Siadaj, Dave. Co cię do mnie sprowadza?
- Pamiętasz jak zaraz po powrocie kazałaś sporządzić portret tej małej Bułgarki? Jak mogłaby wyglądać teraz, uwzględniając oczywiście wszystkie znane nam zaklęcia zmieniające wygląd. Rozesłaliśmy te zdjęcia po całej Anglii i dostaliśmy właśnie odzew. Jakaś kobieta zawiadomiła Ministerstwo, że w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, kilkakrotnie widziała taką dziewczynkę wraz z jakąś kobietą, prawdo podobnie matką. Czasami też widuje ją z nieco starszą panią, możliwe, że babcią dziewczynki.
- Sprawdziliście to? - kobieta zesztywniała na krześle. Spojrzała na swojego podwładnego z przejęciem.
- Już raz przesłuchaliśmy tę kobietę, jednak niewiele nam to dało. Nazywa się ona Rita Boomger i mieszka na Flowers Street 711 w Brixton. Często widuje dziewczynkę w parku, natomiast nie ma pojęcia gdzie mieszka. Wysłałem tam Amandę Cooper, która razem z panią Boomger poszła do parku. Udało im się zrobić zdjęcie dziecka i kobiety, ale widocznie coś spłoszyło kobietę, ponieważ szybko zabrała dziewczynkę i deportowały się z parku. Jesteśmy w martwym punkcie - Dave opadł na krześle, i smutno spojrzał na szefową. Bardzo chciał jej pomóc, tym bardziej, że wiedział, iż jest to dla niej sprawa osobista. Nie wiedział kim była dla niej ta dziewczynka, Bonnie, ale miał wrażenie, że to ktoś bliski. Hermionie zależało na odnalezieniu dziecka, a on w tym momencie utknął i nie wiedział jak poprowadzić śledztwo dalej. Wyciągnął z kieszeni fotografię i rzucił ją w stronę szefowej. Brązowowłosa poniosła zdjęcia i spojrzała na nie. Po chwili rozszerzyła oczy i szepnęła "Na Merlina". Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem.
- Wcale nie jesteśmy w martwym punkcie, Dave. Dobra robota - pochwaliła go, po czym szybko złapała torebkę i pobiegła w stronę wyjścia. Mężczyzna spojrzał za nią zdziwiony, ale wstał i dogonił Granger.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytał ledwo za nią nadążając. Do prawdy, podziwiał jej kondycję, tym bardziej, że ona miała na sobie wysokie szpilki, którymi teraz głośno stukała o posadzkę gmachu.
- Wiem kim jest ta kobieta ze zdjęcia - rzuciła na jednym tchu, naciskając przycisk przywołujący windę - jedziemy właśnie do archiwum. Zdobędziemy jej adres - uśmiechnęła się pod nosem. Drzwi windy rozsunęły się, a ona wpadła do środka i szybko nacisnęła przycisk z literką A - jechali do archiwum. Kiedy drzwi ponownie się rozsunęły, Hermiona nie tracąc ani chwili szybko ruszyła wzdłuż korytarza. Wyciągnęła z torebki swój identyfikator i różdżkę i podeszła do mężczyzny stojącego przy wejściu.
- Witaj, Gevin - rzekła wyciągając przed siebie przepustkę, a po chwili przyłożyła swoją różdżkę do panelu widniejącego obok drzwi.
- IDENTYFIKACJA PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE. PANNA HERMIONA JEAN GRANGER, SZEFOWA DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAW CZARODZIEJA. WITAMY W ARCHIWUM - Gevin uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jednocześnie nakazując jej towarzyszowi aby uczynił to samo.
- IDENTYFIKACJA PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE. DAVID AARON RANFORD. PRACOWNIK DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAW CZARODZIEJA. WITAMY W ARCHIWUM.
- Czego poszukujesz, Hermiono? - spytał strażnik.
- Gevin, potrzebne mi się akta wszystkich zarejestrowanych czarodziejów w obrębie południowo-wschodniej części Wielkiej Brytanii. Gdzie je znajdę? - zapytała nerwowo przebierając nogami.
- Regał 17D - uśmiechnął się do niej, ale jej już nie było. Prawie biegła wąskimi alejkami, szukając odpowiedniego regału. 11...13...15...17. Znalazła już alejkę, teraz został jej regał. Widzi B więc gdzieś blisko musi być D. I nagle go zobaczyła. Zaczęła nerwowo przerzucać teczki w poszukiwaniu tej odpowiedniej, a kiedy ją znalazła... teczka była pusta.
- Dave, ktoś tu był! - krzyknęła opadając na pobliskie krzesło - Ktoś zapierdolił te akta - cisnęła teczką w regał. Była zła, wręcz wściekła. Jak mogła nie przewidzieć takiej możliwości. Co teraz będzie? Jej jedyny trop tak po prostu miał nagle przepaść? Obiecała Ricowi, że pomoże mu odnaleźć Bonnie. Nie mogła go zawieźć. Czuła, że jeśli znajdzie dziewczynkę uczyni coś wielkiego. Miejsce dziecka jest przy rodzicach, a nie przy obcych ludziach. Może tym sposobem uda jej się przekupić własne sumienie? Może wreszcie będzie mogła wybaczyć sobie, że nie uchroniła własnego dziecka? Być może, kiedy uratuje Bonnie, uwolni złe duchy przeszłości gnijące gdzieś w samym dnie jej duszy. Pragnęła tego całą sobą. Spojrzeć w lustro i nie mieć wyrzutów sumienia. Bonnie, gdzie jesteś?! krzyczała w myślach. I kiedy już prawie się poddała, do głowy wpadł jej pewien pomysł. Musiała tylko znaleźć jeszcze jedną teczkę...
Dave siedział na fotelu pasażera i kurczowo trzymał się fotela. Nerwowo zerkał na wskaźnik prędkości. 140 km/h. Przełknął głośno ślinę. Cóż, lubił szybką jazdę, ale kiedy sam prowadził, a nie ktoś inny. Zwłaszcza kobieta... Nie żeby był jakimś seksistą, czy coś, ale Hermiona była zdenerwowana, a połączenie zdenerwowana kobieta plus szybka jazda może się źle skończyć. Naprawdę źle.
- Mogłabyś... nieco zwolnić? - zapytał łagodnie.
- Cicho bądź! - burknęła - już prawie jesteśmy. - Po chwili zatrzymała się na podjeździe na prawdę dużego domu. Dave spojrzał nań z niemałą zazdrością. Szybko jednak się zreflektował, kiedy zauważył, że Hermiona opuściła już samochód i mknęła w stronę wejścia. Odpiął pasy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy drzwiach, kiedy czekała aż ktoś jej otworzy. Po kilku chwilach drzwi otworzyły się i stanął w nich zdziwiony mężczyzna. Dave wyjął swoją odznakę, a Hermiona założyła ręce na piersiach.
- Witaj, Draco... - odezwała się po chwili.

Złączeni przeszłością [7]

- Jesteś zupełnie pewna, Hermiono że nie chcesz jechać? - zapytał po raz setny Ric. Kobieta zaśmiała się i rozciągnęła wygodnie na leżaku. Znajdowali się na balkonie apartamentu panny Granger, która to odziana w skąpe, białe bikini opalała się, sącząc Margaritę.
- Jestem pewna, Ric. Możesz śmiało jechać na tą wycieczkę, ja chętnie zostanę w hotelu. Nie patrz tak na mnie, nic sobie nie zrobię. Jestem już dużą dziewczynką, Ric - uśmiechnęła się do niego przekonywująco, jednak on patrzył na nią z troską. Hermiona westchnęła głośnio, ściągając z oczu okulary przeciwsłoneczne i stanęła na wprost przyjaciela. Położyła mu rękę na ramieniu i odezwała się łagodnym tonem:
- Ric, wczoraj otowrzyliśmy przed sobą kolejne bramy, zaufaliśmy sobie, podzieliliśmy się naszymi demonami przeszłości. Zaufaliśmy sobie. Zaufaj mi kolejny raz, ja naprawdę czuję się dobrze, ale zwyczajnie nie lubię pływać statkiem... Mam chorobę morską - uśmiechnęła się przepraszająco. Mężczyzna pogłaskał ją po włosach, a po chwili przyciągnął ją do siebie i pocałował w czoło.
- No dobrze, maleńka... Pojadę sam na Moloka'i, ale masz na siebie uważać - pogroził jej palcem. Hermiona pokręciła głową i z powrotem usadowiła się na leżaku.
- O której masz zbiórkę? - zapytała zakładając na nos okulary.
- O 14:00, w hollu głównym - odpowiedział, automatycznie podnosząc rękę do góry i zerkając na zegarek. Przerażony wydał z siebie cichy jęk. Kobieta spojrzała na niego pytająco.
- Jest 13:50. Zbieram się, maleńka. Jutro w południe powinienem już być. Bądź ostrożna! - ukradł jej szybkiego całusa w policzek i już go nie było. Kobieta zaśmiała się w duchu. Miała dziś humor o wiele lepszy niż wczoraj. Udało jej się zrzucić z siebie ciężar swojej przeszłości. Była wdzięczna swojemu przyjacielowi, że jej wysłuchał, pocieszył ją. Najbardziej jednak wdzięczna była mu za to, że i on zaufał jej. Bardzo chciała mu pomóc w odnalezieniu zaginionej córeczki. Łapiąc szybkiego łyka Margarity, analizowała jego sytuację.
Ożenił się z Bułgarką, Kateriną Modorovą, córką słynnej alchemiczki Aleny Modorovej. Dwa lata po ślubie na świat przyszła ich córka, Bonnie Alena Monson. Alaric, wierząc że musi zapewnić swojej rodzinie dobrobyt oddał się całkowicie pracy. Nie zauważył zmiany w zachowaniu Kateriny. Pewnego dnia sowa przyniosła mu list, w którym to były tylko trzy słowa: Uważaj na nią!
Nie cały miesiąc później, Katerina wyszła z domu i już nie wróciła. Aurorzy próbowali ją namierzyć, ale przepadła jak kamień w wode. Równy rok po zniknięciu Kateriny, ktoś porwał dwuletnią wówczas Bonnie. Alaric załamał się. Aurorom i tym razem nie udało się pomóc mężczyźnie, przez co on zdruzgotany wyprowadził się do Anglii. I chociaż stracił nadzieję na odnalezienie żony (ktoś wysłał mu odciętą rękę z charakterystycznym tatuażem, jaki zrobiła sobie Kat), tak nadal łudził się, że uda mu się odnaleźć małą Bonnie.
Hermiona poczuła ze słońce przypiekło jej uda. Postanowiła wziąć zimny prysznic i poczytać książkę, leżąc na plaży. Wylegując się w cienu ogromnej palmy, Hermiona straciła poczucie czasu czytając książkę. Kiedy poczuła ssanie w żołądku, postanowiła iść coś zjeść. Udała się więc do swojego apartamentu, zakręciła sobie loki i zrobiła sobie wyjściowy makijaż. Ubrała się w białą sukieneczkę z gorsetem, która zdobiona była srebrnymi groszkami, jeansową kamizelkę i miętowe buty na kołku. Na szyję założyła czarny krzyż na dłuższym łańcuszku, na rędę wcisnęła trzy złote bransoletki, a na palec pierścionek z miętowym okiem. Stanęłą przed lustrem i stwierdziła, że czegoś jej brakuje. Z szuflady toaletki wyjęła czarno-złote kolczyki, i plecioną opaskę do włosów. Teraz wszystko komponowało się idealnie. Do małej, czarnej torebki wrzuciła różdżkę, perfumy, puder, błyszczyk i lusterko.

Kiedy weszła do restauracji hotelowej, nie było takich tłumów jak ostatnio. Spokojnie usiadła przy jednym stoliku i zamówiła kolację. Miła kelnerka po kilku minutach przyniosła jej białe wino i sałatkę z granatem. Jedząc, obserwowała młode małżeństwo z dzieckiem siedzące nieopodal. Na oko trzyletni chłopiec, biegał wokół stolika rodziców i zaśmiewał się wesoło. Rodzice rozmawiali, jednak nie spuszczali dziecka z oczu. Po chwili malec upadł, a matka szybko do niego podbiegła. Dopiero teraz Hermiona zauważyła jej sporych rozmiarów brzuszek - kobieta była w ciąży.
- Harry, mamusia tyle razy Ci mówiła żebyś nie biegał. Pokaż nóżkę, nic ci nie jest? - blondynka czule utuliła malucha. Chłopiec wtulił się w matczyną pierś. Hermiona westchnęła przeciągle. Jej syn miałby dziś 8 lat, pewnie uczyłby się swoich pierwszych zaklęć, latać na miotle. Kto wie, może dziś była by tu razem z Gabrielem i Draco, a w jej łonie rozwijałoby się nowe życie? Wszystko jednak runęło tamtej nocy. I ona, Hermiona jest tu dziś sama. Ale jest i Draco, tylko że on przyjechał tutaj ze swoją żoną, a nie z nią. Może to jest ich miesiąc miodowy? Kobieta poczuła w gardle wielką gulę, dlatego szybkim ruchem podniosła do ust kieliszek i dopiła wino. Potem przeniosła się do baru. Usiadła przy ladzie i zamówiła whisky.
- Oho, jeśli kobieta zamawia whisky, to znaczy że jest mocno przygnębiona - zagaił do niej przystojny brunet.
- Albo jest alkoholiczką - odparowała. Barman postawił przed nią szklankę z lodem, a po chwili napełnił ją bursztynowym trunkiem.
- E, tam. Nie wygląda pani. Ośmielę się stwierdzić, że to taka chwilowa słabość, którą próbuje pani zapić - uśmiechnął się czarująco,
- No cóż, zgadł pan. Podobno whisky potrafi utopić nawet największe smutki, tak więc dziś rozpracuję ze dwie butelki - uśmiechnęła się smutno.
- Dwie butelki?! Sama? Słoneczko, chcesz mi tu paść na tym oto barze? Po takiej ilości to nawet ja bym przez dwa dni nie wstał.
- Nie gadaj pan tyle, tylko lej mi jeszcze - zaśmiała się kobieta. Barman pokręcił głową, ale dolał jej whisky do szklanki, a sam wrócił do wycierania kieliszków. Hermiona wypiła już kilka drinków, ale wciąż nie szumiało jej w głowie. Zauważyła, że barman podrywa właśnie jakąś młodziutką blondyneczkę, która rumieni się zawstydzona.
- Do Ognistej to się nie umywa, ale wypić można - mruknęła pod nosem.
- Muszę się z tobą zgodzić, Granger - obok niej usiadł Malfoy. Hermiona poruszyła się niespokojnie na krześle i jednym haustem dopiła swoją whisky. Zacisnęła mocno oczy, w nadziei, że kiedy je otworzy, Dracona już nie będzie, że okaże się tylko jej pijackim omamem.
- Barman! Jeszcze raz to samo - krzyknęła w stronę mężczyzny, wciąż uparcie ignorując blondyna. Barman podszedł do niej z butelką rudego trunku i wyszeptał:
- Jeszcze nie ma pani dość? - kobieta zacisnęłą buńczuczno wargi i pokręciła głową. Mężczyzna spojrzał na siedzącego obok niej blondyna i uśmiechnął się porozumiewawczo. Malfoy wzruszył ramionami i rzekł:
- Dla mnie to samo, co dla mojej towarzyszki... trzy razy - barman wykonał jego polecenie i zniknął gdzieś na sali.
- Dlaczego tak uparcie mnie ignorujesz? - zapytał.
- Bo ciebie tu nie ma, jesteś tylko pijackim omamem - czknęła i znów uniosła szklaneczkę do ust.
- Oj, Granger, Granger - pokręcił głową - doskonale zdajesz sobie sprawę, że tu jestem. Mało tego! Wiesz dobrze, że to idealna okazja żeby porozmawiać...
- Nie mamy o czym gadać, Malfoy... - Hermiona zauważyła, że jej szklanka jest pusta. Szybkim ruchem złapała więc jedną z trzech szklanek Malfoy'a i upiła kolejny łyk gorzkiego trunku. Draco uśmiechnął się tylko i rozsiadł wygodniej na barowym krześle.
- Odeszłaś tak nagle, nie zdążyliśmy porozmawiać... - wytknął jej. Kobieta gwałtownie odwróciła się w jego stronę i wycelowa palcem w jego pierś.
- Po co chcesz do tego wracać?! - warknęła - To już przeszłość, Malfoy. Rozdział zamknięty. Nasz syn nie żyje, minęło osiem lat, każde z nas ma swoje życie. Basta! A, właśnie - znowu czknęła - gdzie ta... Mandy...Megan...Moira?
- Megan. I popłynęła na wycieczkę na Moloka'i. - odpowiedział. Przyglądał jej się, jak podbiera mu kolejną szklankę z alkoholem. Widocznie miała dziś jeden z tych swoich parszywych humorów, które musiała zapić alkoholem. Zawsze z Pansy piły Ognistą Whisky, kiedy któraś z nich miała gorszy dzień. Piły na umór, a rano wstawały z potężnym kacem. Uważały, że tylko dzięki kacowi, potrafią zrozumieć jaki ich problem był błahostką. Draco zdawał sobie sprawę, że Hermiona nie wyrosła wcale z tego przekonania, i jutro mimo potężnego kaca, będzie czuła się lepiej.
- Ric też popłynął - wybełkotała. Powiedziała to takim tonem, jakim odzywała się tylko do ich synka. Malfoy poczuł ukłucie zazdrości w okolicach serca. Zdawał sobie sprawę, że po tylu latach Hermiona miała prawo ułożyć sobie życie, mimo to czuł się zazdrosny.
- Hej, posłuchaj. Może na dziś już starczy tego alkoholu, co? - spojrzał jej w oczy i ujrzał w nich ogromny ból.
- To moja sprawa ile piję, Malfoy - warknęła.
- Hermiona... - Draco spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Pamiętał to spojrzenie. Dokładnie ten sam wyraz oczu miała podczas pogrzebu Gabriela. Ból, pusta, cierpienie. Podejrzewał, że jego widok przypominał jej i tamtym dniu, nie chciał żeby przez niego cierpiała. On też bardzo cierpiał po śmierci ich dziecka, a kiedy Hermiona go zostawiła... Nie mógł się pozbierać. A teraz ten przewrotny los znowu podsunął mu ją pod nos. Nie chciał tak łatwo odpuścić, nie mógł. Musiał z nią porozmawiać.
Hermiona widziała jak Draco na nią patrzy. I choć była już pijana, gnębiło ją o czym teraz myśli. Była spragniona jego widoku, jego dotyku. Nawet nie wiedziała kiedy wypowiedziała te słowa:
- Chcę tańczyć! - i zeskoczyła z krzesełka. Zachwiała się lekko, ale Malfoy ją podtrzymał i ruszyli w stronę parkietu. Przeszedł ją cudowny dreszcz podniecenia, kiedy dotknął jej pleców. Ruszyli na parkiet. W tle leciała jakaś spokojna muzyka. Hermiona wtuliła się w jego tors i zaczęli poruszać się w takt muzyki. Czuła jego oddech na swojej szyi.
- Hermiono?
- Bardzo żałuję, że tak się stało, Draco - rzuciła.
- Ja też, księżniczko, ja też. Byliśmy młodzi i głupi. I czasy były ciężkie... - Hermiona zesztywniała nagle.
- Nie zwalaj na czasy, Malfoy! To my nawaliliśmy... Nie potrafiliśmy ochronić naszego dziecka! Co z nas byli za rodzice? Masz rację, byliśmy młodzi i głupi... I to nie Gabe powinien wtedy umrzeć, tylko my. Bo nie zasługiwaliśmy na niego, wiesz o tym? - mężczyzna westchnął. Hermiona bardzo się sepleniła, zdawał sobie sprawę, że jest pijana. Wiedział również, że tylko teraz zechce z nim rozmawiać, a miał tyle pytań.
- To fakt, nasz syn nie powinien zginąć tamtej nocy. I fakt, nawaliliśmy, nie ochroniliśmy Gabriela, ale nie możesz mówić, że to my powinniśmy umrzeć za niego.
- Racja... To ja powinnam umrzeć tamtej nocy - oparła czoło o jego klatkę piersiową.
- Pleciesz bzdury, Hermiono. Ale chciałbym wiedzieć, dlaczego odeszłaś. Możesz mi to wyjaśnić? - zapytał ostrożnie. Hermiona zatrzymała się na środku parkietu i spojrzała mu w oczy.
- Chodź, pójdziemy się przewietrzyć - pociągnęła go za rękę i ruszyli w stronę wyjścia. Na dworze było już ciemno. Wiał ciepły, przyjemny wietrzyk, a na niebie świeciło mnóstwo gwiazd. Hermiona chwiejnym krokiem podeszła do plażowego baru i zamówiła im drinki. Dzierżąc w dłoniach szklaneczki z alkoholem, usiedli na ławce na wprost oceanu.
- Chcesz wiedzieć dlaczego wtedy odeszłam? - zapytała patrząc na rozbijając się o brzeg morskie fale. Mężczyzna kiwnął głową, a ona westchnęła. Znowu musiała wracać do bolesnych wspomnień. Jednak, mimo alkoholu szumiącego w głowie, wiedziała że jest mu to winna.
- Draco... na pewno nie dlatego, że cię nie kochałam. Wręcz przeciwnie... Ale uznałam że skoro moje dziecko nie żyje, to ja nie zasługuję na to żeby być szczęśliwa. A wiedziałam, że zrobisz wszystko, żeby dać mi szczęśliwe życie. Poza tym... czułam się osaczona. Musiałam uciec, żeby zrozumieć...
- I zrozumiałaś? - zapytał szeptem.
- Zrozumiałam - oparła głowę na jego ramieniu. Pustą już szklankę postawiła koło nogi i wyciągnęła z torebki papierosy. Zaciągając się dymem, rzekła jeszcze:
- I wiesz co Malfoy, ja w gruncie rzeczy bardzo żałuję tego co zrobiłam. Zniszczyłam życie zarówno sobie jak i tobie. Tylko, że wtedy o tym nie myślałam.
- O czym?
- O konsekwencjach...
- Odcięłaś się ode mnie, od matki. Znikęłaś! Szukałem cię, ale każdy rozkładał bezradnie ręce. Udałem się nawet do Pottera, z prośbą o pomoc. Ale nawet on mi nie pomógł!
- Przepraszam cie, Draco... Naprawdę tego żałuję. Mogę wypić twojego drinka? - zapytała wyrywając mu szklankę z ręki - Tak jak mówiłam, była młoda i głupia. Ale czasu już nie cofniemy. Jesteśmy tu i teraz... - ziewnęła przeciągle i ułożyła głowę na ramieniu mężczyzny.
- ...Złączeni przeszłością - dodał Draco.
Zerknął na Hermionę, ale ta już spała. Postanowił jej nie budzić, wziął więc ją na ręce i zaniósł do swojego apartamentu. Ułożył ją na łóżku, zdjął jej buty, ubranie, biżuterię i opaskę, a potem zostawiając ją w samej bieliźnie, przykrył kołdrą. Sam wziął szybki prysznic i stanął nad śpiącą kobietą. Chwilę przyglądał się śpiącej brunetce, pocałował ją w czoło i położył się obok niej.

Złączeni przeszłością [6]

 Spojrzała w górę, na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Ric dostrzegł w jej oczach łzy. Wiedział, że teraz kiedy już się otworzyła nic jej nie zatrzyma. Musi zrzucić z siebie ciężar swojej przeszłości. Nie popędzał jej, czekał. Hermiona zagryzła wargi i załkał bezgłośnie. Po chwili na jej twarzy zagościł blady uśmiech.
   - Po kilku miesiącach urodził się mój synek. Gabriel. Gabriel Felix Malfoy. Mój mały, piękny Gabe. Byłam taka szczęśliwa, Ric. A wiesz co jest najgorsze? To, że wtedy zdawało mi się, że nic nie może zburzyć mojego szczęścia. Jaka ja byłam głupia - głos jej się załamał, mimo to kontynuowała.
   - Mieszkaliśmy na Fall's Hill. Mieliśmy zapewnioną ochronę przez Ministerstwo. Nie przeszliśmy na stronę Czarnego Pana. Mój ojciec nie mógł nam tego wybaczyć. Matka była neutralna, ale nie przyszła zobaczyć wnuka. I wiesz co, Ric? Żyło nam się dobrze, naprawdę dobrze. Aż pewnego dnia, spełnił się najgorszy z możliwych koszmarów. I wszystko się zmieniło…
  
   Patrzyła na swojego synka, leżącego w łóżeczku. Chłopiec gaworzył i uśmiechał się bezzębnym uśmiechem do swojej mamy. Jej serce przepełniała radość i duma. Do pokoju wszedł Draco.
   - Przyniosłem mu mleko.
   - Nakarm go. Spójrz, jest taki malutki– Draco podszedł do niej i przytulił się do jej pleców. Z lubością spojrzał na swojego syna, swojego dziedzica. – On ma już cztery miesiące, a jakby dopiero wczoraj się rodził. Czas leci tak szybko…
   - Wiem… Ma twoje oczy, wiesz? – cmoknął ją w skroń.
   - A twój nosek. Oby jednak charakter miał mój – oberwała kuksańca w bok – hej, a za co to?! – zaśmiała się.
   - A ja to mam zły charakter? – spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Zaśmiała się. Kochała i była kochana. Draco pocałował ją, a Gabriel w tym momencie zaśmiał się. Oderwali się od siebie.
   - Słyszałeś? Nasz synek, właśnie nas wyśmiał – zachichotała Hermiona.
   - Gabe… - Draco uśmiechnął się do syna, a ten odpowiedział mu tylko sobie zrozumiałym bełkotem dziecięcym. Malfoy ujął w swoją dłoń maleńką piąstkę dziecka. Nie chciał tego mówić Hermionie, ale czuł ogromną dumę, i jednocześnie był bardzo rozczulony.
   - No nakarm go wreszcie – odezwała się Granger. Ona też czuła wielką dumę, że ma wspaniałą rodzinę.
   - Już, już – szepnął i wyjął malca z łóżeczka. Chłopczyk spojrzał na niego wielkimi, orzechowymi oczami. Draco musnął jego główkę swoimi ustami i delikatnie wetknął chłopczykowi butelkę z mlekiem do buźki. Dziecko zjadła całą porcję, a Draco odłożył go do łóżeczka. Hermiona pogłaskała synka po główce i patrzyła jak młody stara się nie usnąć. Po chwili zmęczenie i pełny brzuszek sprawiły, że Gabriel usnął. Malfoy i Granger stali objęci nad łóżeczkiem synka, wpatrując się w śpiące maleństwo. Nagle usłyszeli trzaski teleportacji i huk wywarzanych drzwi. Hermiona pisnęła. Pośpiesznie opuścili pokój synka, zabezpieczając go kilkoma zaklęciami. 
   - Zejdę na dół zobaczyć co się dzieje.Zostań tu – przykazał jej i pobiegł schodami w dół. Hermiona wbiegła do swojej sypialni i zawiadomiła Ministerstwo o prawdopodobnym zagrożeniu. Wyszła z pokoju. Usłyszała przeraźliwy krzyk kobiety, a potem huk upadającego ciała.Przeszedł ją dreszcz. Wiedziała, że na dole rozgrywa się walka. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Mroczny Znak. Usłyszała kolejne trzaski teleportacji i usłyszała rozkaz atakowania. Przybyło Ministerstwo. Walka miała rozegrać się na dobre. Cicho zbiegła po schodach i rzuciła się w wir walki. Rzuciła zaklęcie rozbrajające w Bellatrix Lestrange, a potem Avadą w Yaxley’a, ten drugi padł martwy na ziemię. Kątem oka ujrzała jej ojca celującego Avadami w Stacey Moreno, nową aurorkę. Chciała pomóc dziewczynie, ale w tym momencie podeszła do niej matka: 
   - Uciekajcie stąd, Hermiono. Czarny Pan nie odpuści… - Cruelle jakby rozpłynęła się w powietrzu. Granger przeskoczyła leżące u jej stóp ciało jakiegoś Śmierciożercy i rzuciła tarczę w kierunku Harry’ego. Potter nie zdołał sam wybronić się przed zaklęciem Nott’a.Spojrzał na swoją wybawczynię, a na jego twarzy malował się szok. Nie spodziewał się, że życie uratuje mu Hermiona Blackwood, albo jak ktoś woli,Granger. Skinął jej głową w geście podziękowania. Kobieta próbowała odnaleźć swojego ukochanego, ale wokół widać było tylko walczących i poległych.Usłyszała głos Nott’a:
   - Przeszukajcie górę!! – sparaliżował ją strach. Tam był jej syn! Musiała tam biec, ratować dziecko, chronić go przed złem, przed wojną, przed złymi ludźmi. Biegnąc w stronę schodów, potknęła się o ciało Artura Weasley’a, a upadając rozcięła sobie brodę. Szybko się podniosła się na nogi, poczuła że z oczu płyną jej łzy. Nie wycierając ich, wbiegła na górę. Panowała tam cisza. Przeraźliwa cisza. Miała nadzieję, że nikt tu nie dotrze, nie odnajdzie jej dziecka. Wiedziała, że będzie walczyć, walczyć o swojego syna, o swojego mężczyznę życia. Zgasła ostatnia lampa.
 Ciemność. Cisza. 
 Cisza przed burzą.
 
Strach sparaliżował jej wszystkie mięśnie. Stała tam, po środku przestronnego korytarza. Na mokrych od łez polikach, czuła zimne podmuchy wiatru. Różdżkę trzymała w pogotowiu. Wolnym krokiem zbliżała się do zamkniętego pokoju. Dreszcze przechodziły jej zmęczone ciało, a ona próbowała zmusić się do bezszelestnego poruszania. Cicho otworzyła drzwi, i weszła do pokoju.
 I wtedy się zaczęło... 
 Głosy otaczały ją zewsząd. Czuła się przez nie osaczona. Rzucane zaklęcia zlewały się ze sobą, nie była wstanie rozróżnić poszczególnych klątw. W tym momencie nie liczyło się dla niej nic... nic, prócz JEGO bezpieczeństwa.Chciała zrobić kolejny krok, lecz w tym momencie w pokoju pojawiły się dwie postacie. ON... i ktoś kogo nie rozpoznała. Walczyli ze sobą zawzięcie, a kiedy jej serce przepełniła nadzieja na wygraną...
 Zielone światło.
 
Zielony promień poszybował w JEGO stronę. Płacz małego dziecka przerodził się w rozrywający serce szloch dorosłej kobiety. 
  Opadła na kolana. Usłyszała szyderczy śmiech, ktoś krzyknął że się udało, a potem były już tylko trzaski teleportacji. Znowu nastała cisza, złowroga, ciążąca cisza. Ktoś opadł obok niej i mocno ją przytulił. Po zapachu rozpoznała Draco. Nie wtuliła się w niego, odepchnęła go z całej siły i zaczęła krzyczeć, był to okropnie smutny krzyk kobiety, której pękło serce. Krzyk bólu, żalu, bezradności i bezsilności. Podbiegła do łóżeczka Gabriela i wyjęła zeń jego małe, martwe ciałko. Zawodząc z płaczu, błagała by nie umierał.
   - Gabe… Proszę… - załkała. Usłyszała za sobą stłumiony szloch Dracona. Podszedł do niej i razem z nią płakał nad zmarłym dzieckiem. Ktoś wszedł do pokoju, Hermiona odwróciła się gwałtownie. Kto śmiał zakłócić ich pożegnanie z synem?! W progu ujrzała matkę.
    Przepraszam – szepnęła, a potem opadła obok córki, płacząc nad ciałem wnuka.
   - Zabili go!!! – wrzasnęła Granger.
   - Nawet go nie poznałam… Nie przyszłam kiedy się urodził, a teraz widzę go martwego…
   - Mamo… - Cruelle wstała, i gestem ręki uciszyła córkę. Wytarła oczy białą chusteczką z wyhaftowanym godłem rodu.
   - Chcę ci powiedzieć coś ważnego.Wiem, że chwila jest niestosowna… Zabiłam go. Zabiłam przed chwilą twojego ojca. Szedł tu, żeby cię zabić. Wybacz mi, proszę – rozpłakała się na nowo. Hermiona mocniej wtuliła się w ciałko synka. Nie miała siły myśleć, nie miała siły żyć. Kiwnęła głową, a jej mama opuściła pomieszczenie z szelestem długiej, zielonej peleryny.
   Ric nie wiedział co zrobić. Hermiona rozpłakała się na dobre. Wstał i objął ją, a ona wtuliła głowę w jego tors.Chciał coś powiedzieć, ale bał się, że żadne słowa nie wyrażą tego co czuł w tej chwili. Kobieta uniosła głowę i spojrzała na niego.
   - Potem był pogrzeb Gabriela. Piękna i smutna ceremonia. Następnego dnia po pogrzebie Draco zniknął… Zaprowadził Ministerstwo do swojego domu, gdzie była siedziba Śmierciożerców. Zrobili rzeź, zabili Voldemorta i wszystkich popleczników. Oszczędzili tylko moją matkę i Narcyzę Malfoy, matkę Dracona. A kiedy wrócił i powiedział mi, że się zemścił… Ja nie mogłam, Ric. Zabrałam swoje rzeczy i odeszłam. Starałam ułożyć sobie życie, zajęłam się domem, pracą… Wszystkim, byle tylko nie myśleć o przeszłości. Ale nie umiałam od tego uciec. Co noc męczyły mnie koszmary, od ośmiu lat, Ric. Rozumiesz? – wydawała się taka zmęczona, aż musiał ją pogłaskać po włosach – I Pansy, moja cudowna Pansy, wysłała mnie tutaj, na wakacje, żebym odpoczęła i przestała o tym myśleć. I udało mi się, Ric, dopóki nie zobaczyłam Draco. A wiesz co jest najgorsze? Że ja go kocham, wciąż go kocham. A on ma żonę, zapomniał i ułożył sobie życie… Nie to co ja, dla mnie już nie ma nadziei… 
   Chciał jej powiedzieć, że myśli inaczej, ale nie powiedział nic. Milczał. Milczała. Milczeli razem.