niedziela, 2 czerwca 2013

Złączeni przeszłością [8]

Obudził ją niemiłosierny ból rozsadzający czaszkę. Otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i... zamarła. Była w zupełnie innym pokoju niż do tej pory. I na pewno nie był to apartament Rica! W takim razie, gdzie była?! Co stało się ostatniej nocy? Spojrzała na swoje ciało i zobaczyła, że jest w samej bieliźnie. Przełknęła głośno ślinę. Wtem usłyszała szczęk otwieranych drzwi, i z łazienki wyszedł Dracon.
- O, już wstałaś? Jak się czujesz? - zapytał wycierając mokre włosy ręcznikiem. Hermiona skrzywiła się, bowiem jego głos dudnił jej w głowie. Pomasowała dłońmi skronie i oblizała usta.
- Draco... czy my? Czy my... no wiesz... - wyszeptała.
- Hermiono... za kogo ty mnie masz? Myślisz, że wykorzystałbym pijaną kobietę? - kobieta zarumieniła się.
- Nie... Przepraszam. Ja tylko...
- Spokojnie. Wczoraj trochę przesadziłaś z alkoholem i usnęłaś na plaży. Uznałem, że nie będę cię budził, tylko przeniosę cię do siebie.
- Dziękuję - odparła słabo. Wciąż masowała pulsującą głowę. Draco widząc to, uśmiechnął się pod nosem i podszedł do komody stojącej obok drzwi na balkon. Otworzył szufladę i wyjął z niej malutką fiolkę ze złotawym płynem. Rzucił nią w kierunku brązowowłosej. Hermiona machinalnie złapała lecący w jej kierunku przedmiot, a kiedy zorientowała się co to jest, uśmiechnęła się do blondyna. Wypiła zawartość fiolki i poczuła jak magiczny płyn rozpływa się w jej organizmie. Prawie widziała jak złoty napój topi ten okropny, pulsujący ból głowy. Uśmiechnęła się blado.
- Bardzo ci dziękuję. Za ten eliksir, za opiekę - zakryła się bardziej prześcieradłem.
- Nie musisz dziękować. To był miły wieczór.
- Która godzina? - zapytała nagle. Draco zerknął na swój srebrny zegarek na przegubie i odparł:
- Jest piętnaście po pierwszej - Hermiona wybałuszyła oczy. Owinęła się prześcieradłem i szybko wstała z łóżka.
- Lepiej będzie ja już pójdę... zaraz pewnie wróci twoja żona i... nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy. - Malfoy spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Moja żona? - zapytał drapiąc się po skroni.
- Nooo... Megan. Twoja żona - odparła mniej pewnie.
- Ale Hermiono... Megs nie jest moją żoną. To kuzynka - Hermiona zakryła dłonią usta i głośno wciągnęła powietrze. Nie mogła w to uwierzyć. Draco nie miał żony... poczuła coś na kształt ulgi i sama nie wiedziała co o tym myśleć. Miała taki mętlik w głowie. Los podesłał jej mężczyznę, którego kochała od lat. Jednak myśl, że jakaś inna kobieta zajęła jej miejsce był dla niej ogromnym ciosem. A tym czasem okazuje się, że to tylko kuzynka! A więc jest wolny... Zamknęła oczy i usiadła na łóżku.
- Pamiętasz jak nalegałem żeby Megan była chrzestną dla Gabriela? Jednak właśnie wtedy Adrian, mąż Megs umarł i nie mogła uczestniczyć w ceremonii. Pamiętasz to? - Hermiona kiwnęła głową, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Szumiało jej w czaszce i bała się, że zwariuje od natłoku wiadomości. Mężczyzna objął ją ramieniem, a ona wtuliła w niego swoją głowę.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Hermiona weszła do swojego biura, postawiła na biurku kawę i zabrała się za przeglądanie poczty. Na dzisiejszy dzień miała zaplanowane mało zajęć, toteż postanowiła, że urwie się nieco wcześniej i odwiedzi Pansy w jej biurze. Wśród poczty znalazła list od pewnego blondyna. Z uśmiechem na ustach rozwinęła pergamin.

Kochana Hermiono,Za kilka dni powinienem wrócić do Londynu. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie trochę czasu. Barcelona jest pięknym miastem, ale możesz mi wierzyć, lub nie... bez Ciebie jest tu strasznie nudno. Ciągle wspominam nasze wakacje na Hawajach, i muszę przyznać, że dziękuję losowi, że mieliśmy szansę się poznać. Zostało mi już tylko jedno spotkanie z Prezesem Najwyższego Banku Magicznego, i wracam! Co powiesz na wyjście do jakiegoś klubu?Całuję, Ric.
Hermiona uśmiechnęła się z nad pergaminu. Jej przyjaciel był teraz w delegacji, ale potem miał wrócić. Kobieta wyjęła z szuflady niezapisany pergamin i już miała zacząć odpisywać, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła. Do gabinetu wszedł pewien brunet, nieco zaczerwieniony na twarzy.
- Szefowo! Mogę zająć chwilkę? - zapytał z trudem łapiąc oddech.
- Jasne. Siadaj, Dave. Co cię do mnie sprowadza?
- Pamiętasz jak zaraz po powrocie kazałaś sporządzić portret tej małej Bułgarki? Jak mogłaby wyglądać teraz, uwzględniając oczywiście wszystkie znane nam zaklęcia zmieniające wygląd. Rozesłaliśmy te zdjęcia po całej Anglii i dostaliśmy właśnie odzew. Jakaś kobieta zawiadomiła Ministerstwo, że w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, kilkakrotnie widziała taką dziewczynkę wraz z jakąś kobietą, prawdo podobnie matką. Czasami też widuje ją z nieco starszą panią, możliwe, że babcią dziewczynki.
- Sprawdziliście to? - kobieta zesztywniała na krześle. Spojrzała na swojego podwładnego z przejęciem.
- Już raz przesłuchaliśmy tę kobietę, jednak niewiele nam to dało. Nazywa się ona Rita Boomger i mieszka na Flowers Street 711 w Brixton. Często widuje dziewczynkę w parku, natomiast nie ma pojęcia gdzie mieszka. Wysłałem tam Amandę Cooper, która razem z panią Boomger poszła do parku. Udało im się zrobić zdjęcie dziecka i kobiety, ale widocznie coś spłoszyło kobietę, ponieważ szybko zabrała dziewczynkę i deportowały się z parku. Jesteśmy w martwym punkcie - Dave opadł na krześle, i smutno spojrzał na szefową. Bardzo chciał jej pomóc, tym bardziej, że wiedział, iż jest to dla niej sprawa osobista. Nie wiedział kim była dla niej ta dziewczynka, Bonnie, ale miał wrażenie, że to ktoś bliski. Hermionie zależało na odnalezieniu dziecka, a on w tym momencie utknął i nie wiedział jak poprowadzić śledztwo dalej. Wyciągnął z kieszeni fotografię i rzucił ją w stronę szefowej. Brązowowłosa poniosła zdjęcia i spojrzała na nie. Po chwili rozszerzyła oczy i szepnęła "Na Merlina". Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem.
- Wcale nie jesteśmy w martwym punkcie, Dave. Dobra robota - pochwaliła go, po czym szybko złapała torebkę i pobiegła w stronę wyjścia. Mężczyzna spojrzał za nią zdziwiony, ale wstał i dogonił Granger.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytał ledwo za nią nadążając. Do prawdy, podziwiał jej kondycję, tym bardziej, że ona miała na sobie wysokie szpilki, którymi teraz głośno stukała o posadzkę gmachu.
- Wiem kim jest ta kobieta ze zdjęcia - rzuciła na jednym tchu, naciskając przycisk przywołujący windę - jedziemy właśnie do archiwum. Zdobędziemy jej adres - uśmiechnęła się pod nosem. Drzwi windy rozsunęły się, a ona wpadła do środka i szybko nacisnęła przycisk z literką A - jechali do archiwum. Kiedy drzwi ponownie się rozsunęły, Hermiona nie tracąc ani chwili szybko ruszyła wzdłuż korytarza. Wyciągnęła z torebki swój identyfikator i różdżkę i podeszła do mężczyzny stojącego przy wejściu.
- Witaj, Gevin - rzekła wyciągając przed siebie przepustkę, a po chwili przyłożyła swoją różdżkę do panelu widniejącego obok drzwi.
- IDENTYFIKACJA PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE. PANNA HERMIONA JEAN GRANGER, SZEFOWA DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAW CZARODZIEJA. WITAMY W ARCHIWUM - Gevin uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jednocześnie nakazując jej towarzyszowi aby uczynił to samo.
- IDENTYFIKACJA PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE. DAVID AARON RANFORD. PRACOWNIK DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAW CZARODZIEJA. WITAMY W ARCHIWUM.
- Czego poszukujesz, Hermiono? - spytał strażnik.
- Gevin, potrzebne mi się akta wszystkich zarejestrowanych czarodziejów w obrębie południowo-wschodniej części Wielkiej Brytanii. Gdzie je znajdę? - zapytała nerwowo przebierając nogami.
- Regał 17D - uśmiechnął się do niej, ale jej już nie było. Prawie biegła wąskimi alejkami, szukając odpowiedniego regału. 11...13...15...17. Znalazła już alejkę, teraz został jej regał. Widzi B więc gdzieś blisko musi być D. I nagle go zobaczyła. Zaczęła nerwowo przerzucać teczki w poszukiwaniu tej odpowiedniej, a kiedy ją znalazła... teczka była pusta.
- Dave, ktoś tu był! - krzyknęła opadając na pobliskie krzesło - Ktoś zapierdolił te akta - cisnęła teczką w regał. Była zła, wręcz wściekła. Jak mogła nie przewidzieć takiej możliwości. Co teraz będzie? Jej jedyny trop tak po prostu miał nagle przepaść? Obiecała Ricowi, że pomoże mu odnaleźć Bonnie. Nie mogła go zawieźć. Czuła, że jeśli znajdzie dziewczynkę uczyni coś wielkiego. Miejsce dziecka jest przy rodzicach, a nie przy obcych ludziach. Może tym sposobem uda jej się przekupić własne sumienie? Może wreszcie będzie mogła wybaczyć sobie, że nie uchroniła własnego dziecka? Być może, kiedy uratuje Bonnie, uwolni złe duchy przeszłości gnijące gdzieś w samym dnie jej duszy. Pragnęła tego całą sobą. Spojrzeć w lustro i nie mieć wyrzutów sumienia. Bonnie, gdzie jesteś?! krzyczała w myślach. I kiedy już prawie się poddała, do głowy wpadł jej pewien pomysł. Musiała tylko znaleźć jeszcze jedną teczkę...
Dave siedział na fotelu pasażera i kurczowo trzymał się fotela. Nerwowo zerkał na wskaźnik prędkości. 140 km/h. Przełknął głośno ślinę. Cóż, lubił szybką jazdę, ale kiedy sam prowadził, a nie ktoś inny. Zwłaszcza kobieta... Nie żeby był jakimś seksistą, czy coś, ale Hermiona była zdenerwowana, a połączenie zdenerwowana kobieta plus szybka jazda może się źle skończyć. Naprawdę źle.
- Mogłabyś... nieco zwolnić? - zapytał łagodnie.
- Cicho bądź! - burknęła - już prawie jesteśmy. - Po chwili zatrzymała się na podjeździe na prawdę dużego domu. Dave spojrzał nań z niemałą zazdrością. Szybko jednak się zreflektował, kiedy zauważył, że Hermiona opuściła już samochód i mknęła w stronę wejścia. Odpiął pasy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy drzwiach, kiedy czekała aż ktoś jej otworzy. Po kilku chwilach drzwi otworzyły się i stanął w nich zdziwiony mężczyzna. Dave wyjął swoją odznakę, a Hermiona założyła ręce na piersiach.
- Witaj, Draco... - odezwała się po chwili.

3 komentarze:

  1. <3 czekam na kolejną część! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny rozdział? Czekam z niecierpliwością!
    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  3. słooodko :D
    ciekawa jestem jak sprawa z Bonnie się rozwiąże .
    Świetny rozdział, idę do nexta :D

    Pozdrawiam,
    Sama-Wiesz-Kto

    OdpowiedzUsuń