Stała na błoniach wpatrzona w zamarzniętą taflę jeziora. W jej głowie kotłowało się wiele myśli. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że jest córką Blackwoodów. Nie miała pojęcia jak powiedzieć o tym Harry'emu i Ronowi. Bała się ich reakcji. Jej przyjaciele od wielu tygodni przygotowywali się do niebezpiecznej wyprawy w poszukiwaniu horkruksów, a ona co? Miała zostać w Hogwarcie, bezpieczna, chroniona przez Śmierciożerców, z Mrocznym Znakiem na przegubie, który to niechybnie posiądzie, i donosząc na plany swoich dotychczasowych przyjaciół. Okrutny los z niej zadrwił. Wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni szaty i przymrużyła lekko powieki. Usłyszała za sobą kroki. Zdawała sobie sprawę, że ktoś zbliża się w jej kierunku, jednak nie miała siły i odwagi by się odwrócić. Nie była jeszcze gotowa na rozmowę z chłopakami. Obok niej nie stanął jednak ani Harry, ani Ron.
- Nie myśl już o tym, Hermiono. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy czymś tak nieistotnym. Nasz los był już od narodzin przypisany Czarnemu Panu. Nic na to nie poradzimy.
- Co ja im powiem, Draco? - zapytała przykucając nad brzegiem jeziora.
- Może prawdę? - odrzekł Malfoy, zbliżając się do niej.
- Och, oczywiście! Jak mogłam na to nie wpaść! - zironizowała - Draco, to moi przyjaciele... Nie chcę ich zranić.
- Wiesz co, Hermiono? Twoja naiwność wciąż mnie zadziwia. To będzie ważny moment w twoim życiu. A wiesz dlaczego? W dniu, w którym wyjawisz im prawdę, przekonasz się, czy warci byli miana przyjaciół.
- Ale...
- Nie, moja droga. Ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że ich reakcja nie będzie pozytywna.
- Zostanę sama...
- Absolutnie nie! I nie histeryzuj, proszę cię! Ja i Pansy nie pozwolimy byś czuła się samotna. - Uśmiechnęła się do niego. Poczuła dziwne ciepło w okolicy serca, aż zadziwiona przyłożyła swą dłoń do piersi. On poklepał ją po ramieniu i odszedł. Wystarczyło.
- Nie myśl już o tym, Hermiono. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy czymś tak nieistotnym. Nasz los był już od narodzin przypisany Czarnemu Panu. Nic na to nie poradzimy.
- Co ja im powiem, Draco? - zapytała przykucając nad brzegiem jeziora.
- Może prawdę? - odrzekł Malfoy, zbliżając się do niej.
- Och, oczywiście! Jak mogłam na to nie wpaść! - zironizowała - Draco, to moi przyjaciele... Nie chcę ich zranić.
- Wiesz co, Hermiono? Twoja naiwność wciąż mnie zadziwia. To będzie ważny moment w twoim życiu. A wiesz dlaczego? W dniu, w którym wyjawisz im prawdę, przekonasz się, czy warci byli miana przyjaciół.
- Ale...
- Nie, moja droga. Ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że ich reakcja nie będzie pozytywna.
- Zostanę sama...
- Absolutnie nie! I nie histeryzuj, proszę cię! Ja i Pansy nie pozwolimy byś czuła się samotna. - Uśmiechnęła się do niego. Poczuła dziwne ciepło w okolicy serca, aż zadziwiona przyłożyła swą dłoń do piersi. On poklepał ją po ramieniu i odszedł. Wystarczyło.
W Pokoju Życzeń panowała napięta atmosfera. Powietrze zdawało się być naelektryzowane od negatywnych emocji. Rudowłosy chłopak, czerwony na twarzy, krążył nerwowo przy parapecie, na którym siedziała znużona dziewczyna. Obracała w dłoni swą różdżkę. Czarnowłosy chłopak stał oparty o ścianę, oddając się zadumie.
- Jak mogłaś?! - po raz wtóry tego dnia krzyknął rudowłosy.
- Och, nie żartuj sobie! Naprawdę myślisz, że to wszystko moja wina? - odburknęła znudzona dziewczyna. Ron spojrzał na nią z pogardą i prawie wypluł kolejne słowa.
- Córka Blackwoodów! Dobre sobie, zgrywała przyjaciółkę, a w rzeczywistości sama należy do hordy Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać! Zdrajczyni!
- Nie przesadzaj, Weasley! - odkrzyknęła.
- A co? Naślesz na mnie nowych kolegów?! - prychnął.
- Uwierz mi, Weasley, sama potrafię o siebie zadbać.
- Nie wątpię - sarknął. - A ty co o tym sądzisz Harry? - zwrócił się do czarnowłosego. Chłopak poprawił swoje okulary.
- Ja... hmm... no cóż, sądzę... właściwie to nic nie sądzę - burknął.
- Za to ja SĄDZĘ, że nie chcemy cie znać! Wynoś się stąd! Wynoś!! I żebym cie ja więcej na oczy nie widział, Blackwood. - Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Na odchodne usłyszała jeszcze: "Głupia szlama". Pierwszy raz w życiu wyzwisko to skierowane w jej stronę, szczerze ją rozbawiło. Wcale nie czuła żalu ani rozgoryczenia, czuła się wyzwolona.
- Jak mogłaś?! - po raz wtóry tego dnia krzyknął rudowłosy.
- Och, nie żartuj sobie! Naprawdę myślisz, że to wszystko moja wina? - odburknęła znudzona dziewczyna. Ron spojrzał na nią z pogardą i prawie wypluł kolejne słowa.
- Córka Blackwoodów! Dobre sobie, zgrywała przyjaciółkę, a w rzeczywistości sama należy do hordy Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać! Zdrajczyni!
- Nie przesadzaj, Weasley! - odkrzyknęła.
- A co? Naślesz na mnie nowych kolegów?! - prychnął.
- Uwierz mi, Weasley, sama potrafię o siebie zadbać.
- Nie wątpię - sarknął. - A ty co o tym sądzisz Harry? - zwrócił się do czarnowłosego. Chłopak poprawił swoje okulary.
- Ja... hmm... no cóż, sądzę... właściwie to nic nie sądzę - burknął.
- Za to ja SĄDZĘ, że nie chcemy cie znać! Wynoś się stąd! Wynoś!! I żebym cie ja więcej na oczy nie widział, Blackwood. - Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Na odchodne usłyszała jeszcze: "Głupia szlama". Pierwszy raz w życiu wyzwisko to skierowane w jej stronę, szczerze ją rozbawiło. Wcale nie czuła żalu ani rozgoryczenia, czuła się wyzwolona.
Siedzieli przy długim stole. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji, jedynie Bellatrix wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Postać o białej, perłowej skórze, z dwiema dziurami zamiast nozdrzy siedziała w fotelu przy kominku. Czerwone oczy wpatrywały się w wijącą się u jego stóp postać. Nikt z biesiadników nie zwracał uwagi na zmaltretowane ciało leżące pod nogami Pana. Voldemort okręcił się fotelem w ich stronę i syknął:
- Podejdźźź do mnie, Cruelle - Hermiona patrzyła jak jej matka z błogim uśmiechem podchodzi do Czarnego Pana, i klęka u jego stóp. Pochyliła głowę, a blond loki opadły na jej twarz.
- Opowiedzzz mi, Cruelle, jak było przezzz te lata mojej nieobecccnośśści - kobieta podniosła głowę i spojrzała na niego z lubieżnością.
- Panie - rzekła - to były najgorsze lata. Najgorsze! Zniknąłeś, Ministerstwo rozpoczęło polowanie na nas, zabili mi syna, odebrali córkę! To były złe czasy, Panie!
- Sssłyszałem o waszej córcce. Wssspaniale, że się odnalazła! Przyda nam się w naszych szeregach - Czarny Pan omiótł groźnym spojrzeniem wszystkich zebranych. Jego oczy zatrzymały się na córce Blackwoodów. Hermiona spuściła wzrok.
- Ach... Co za szkoda, co za szkoda! Wasz, sssyn... Ian, tak? - Cruelle skinęła głową - Cóż, wielka szkoda! Wiązałem z nim wielkie plany! Podejdź do mnie, Hermiono. - Sparaliżował ją strach. Wiedziała, że musi podejść. Spojrzała błagalnie na Dracona, potem na Pansy, ale żadne z nich nie mogło nic zaradzić. Posłali jej spojrzenia pełne otuchy. Hermiona powoli wstała od stołu. Wolnym krokiem zmierzała w stronę Voldemorta. Zdawała sobie sprawę, że musi zachowywać się stosownie. Idąc za przykładem matki, klęknęła przed jego obliczem.
- Panie... - szepnęła.
- Witaaaj, Hermiono. Kolejny Blackwood w moich szeregach, to szalenie dobra wiadomośśść. Datę waszej inicjacji wyznaczę - narazie wracajcie do szkoły! - po tych słowach skierował swą różdżkę w stronę ciała wijącego się na podłodze. Zielony promień ugodził je w plecy, uśmiercając pojmanego mężczyznę.
- Podejdźźź do mnie, Cruelle - Hermiona patrzyła jak jej matka z błogim uśmiechem podchodzi do Czarnego Pana, i klęka u jego stóp. Pochyliła głowę, a blond loki opadły na jej twarz.
- Opowiedzzz mi, Cruelle, jak było przezzz te lata mojej nieobecccnośśści - kobieta podniosła głowę i spojrzała na niego z lubieżnością.
- Panie - rzekła - to były najgorsze lata. Najgorsze! Zniknąłeś, Ministerstwo rozpoczęło polowanie na nas, zabili mi syna, odebrali córkę! To były złe czasy, Panie!
- Sssłyszałem o waszej córcce. Wssspaniale, że się odnalazła! Przyda nam się w naszych szeregach - Czarny Pan omiótł groźnym spojrzeniem wszystkich zebranych. Jego oczy zatrzymały się na córce Blackwoodów. Hermiona spuściła wzrok.
- Ach... Co za szkoda, co za szkoda! Wasz, sssyn... Ian, tak? - Cruelle skinęła głową - Cóż, wielka szkoda! Wiązałem z nim wielkie plany! Podejdź do mnie, Hermiono. - Sparaliżował ją strach. Wiedziała, że musi podejść. Spojrzała błagalnie na Dracona, potem na Pansy, ale żadne z nich nie mogło nic zaradzić. Posłali jej spojrzenia pełne otuchy. Hermiona powoli wstała od stołu. Wolnym krokiem zmierzała w stronę Voldemorta. Zdawała sobie sprawę, że musi zachowywać się stosownie. Idąc za przykładem matki, klęknęła przed jego obliczem.
- Panie... - szepnęła.
- Witaaaj, Hermiono. Kolejny Blackwood w moich szeregach, to szalenie dobra wiadomośśść. Datę waszej inicjacji wyznaczę - narazie wracajcie do szkoły! - po tych słowach skierował swą różdżkę w stronę ciała wijącego się na podłodze. Zielony promień ugodził je w plecy, uśmiercając pojmanego mężczyznę.
~~~~~~~~~~~~
Niebo zaczęło przybierać kolor granatu. Piasek pod ich stopami stawał się coraz chłodniejszy, jednak alkohol buzujący w żyłach, sprawiał, że było im ciepło. Mężczyzna przyglądał się swojej towarzyszce, jakby próbując wyczytać coś z jej oczu.
- Co było dalej, maleńka? - zapytał Ric.
- Wróciliśmy do szkoły - upiła łyk kolejnego drinka. Zaczynało szumieć jej w głowie, ale wiedziała, że tylko dziś da radę zdjąć z siebie ten ciężar.
- A potem? - dociekał.
- Mijały miesiące. Długo by opowiadać. Monotonność dla postronnego słuchacza. Nie działo się nic związanego z Czarnym Panem, ani z Potterem czy Weasleym. Ale był to czas kiedy moja przyjaźń z Pansy rozwinęła się, a między mną a Draconem zaczęło rodzić się uczucie.
- Ty go kochałaś?! - autentycznie zdziwił się Ric.
- Słuchaj dalej - burknęła - To było coś pięknego, coś czego w życiu nie doznałam. Hogwart huczał od plotek i spekulacji, bo widzisz, nie dość, że szlama Granger okazała się czystokrwistą czarownicą, córką Blackwoodów, to jeszcze zaprzyjaźniła się z Pansy i wdała w romans z Malfoyem. Armagedon!
- Nie używasz nazwiska Blackwood... - zauważył blondyn.
- Ano, nie. Nie chcę, to by mnie wiązało z przeszłością.
- Nie utrzymujesz kontaktów z rodzicami?
- To nie takie proste, Ric. Mój ojciec już nie żyje, a z matką się widuję. Powiedz szczerze, umiałbyś kochać kogoś, kto chciał cię zabić? - pokręcił głową.
- Czy matka... czy ona... chciała cię zabić? - zapytał.
- Nie ona - zaśmiała się gorzko - Ale posłuchaj dalej.
- Co było dalej, maleńka? - zapytał Ric.
- Wróciliśmy do szkoły - upiła łyk kolejnego drinka. Zaczynało szumieć jej w głowie, ale wiedziała, że tylko dziś da radę zdjąć z siebie ten ciężar.
- A potem? - dociekał.
- Mijały miesiące. Długo by opowiadać. Monotonność dla postronnego słuchacza. Nie działo się nic związanego z Czarnym Panem, ani z Potterem czy Weasleym. Ale był to czas kiedy moja przyjaźń z Pansy rozwinęła się, a między mną a Draconem zaczęło rodzić się uczucie.
- Ty go kochałaś?! - autentycznie zdziwił się Ric.
- Słuchaj dalej - burknęła - To było coś pięknego, coś czego w życiu nie doznałam. Hogwart huczał od plotek i spekulacji, bo widzisz, nie dość, że szlama Granger okazała się czystokrwistą czarownicą, córką Blackwoodów, to jeszcze zaprzyjaźniła się z Pansy i wdała w romans z Malfoyem. Armagedon!
- Nie używasz nazwiska Blackwood... - zauważył blondyn.
- Ano, nie. Nie chcę, to by mnie wiązało z przeszłością.
- Nie utrzymujesz kontaktów z rodzicami?
- To nie takie proste, Ric. Mój ojciec już nie żyje, a z matką się widuję. Powiedz szczerze, umiałbyś kochać kogoś, kto chciał cię zabić? - pokręcił głową.
- Czy matka... czy ona... chciała cię zabić? - zapytał.
- Nie ona - zaśmiała się gorzko - Ale posłuchaj dalej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nadeszła wiosna. Hermiona wiedziała, że w każdej chwili może spodziewać się sowy od Czarnego Pana. Sowy z datą ich inicjacji. Nie chciała tego, nie chciała przystąpić do Śmierciożerców. Wiedziała też, że Draco i Pansy również boją się przyszłości jaka ich czeka. Siedząc na łóżku, czekała na swojego ukochanego. Po chwili pojawił się przed nią, owinięty w biodrach ręcznikiem, jeszcze mokry na klatce. Podszedł do niej i pocałował. Oplotła go rękami za szyję i pociągnęła na łóżko.
- Jakie mamy na dziś plany, aniołku? - wymruczał jej do ucha. Zaśmiała się.
- Nie wiem jak ty, ale ja to dziś nie wychodzę z łóżka - powiedziawszy to, zakopała się pod kołdrą. Draco pokręcił głową i wszedł za nią pod kołdrę.
- To ja też - powiedział, po czym objął ją w pasie. Dziewczyna wtuliła się w niego.
- Wszystko się pozmieniało - mruknęła.
- Hej, chyba nie jest ci źle? - zapytał głaszcząc ją po policzku.
- Nie, skąd. Tylko wciąż nie może do mnie dotrzeć to wszystko. Nie jestem szlamą, Harry i Ron nie chcą mnie znać, przyjaźnię się z Pansy, jestem z tobą. A to wszystko w ciągu siedmiu miesięcy.
- Siedem miesięcy temu myślałaś, że pochodzisz z mugolskiej rodziny, miałaś tych dwóch pajaców za przyjaciół, wciąż się uczyłaś i nie miałaś mnie. Lepsze to było? - uśmiechnął się zadziornie.
- Tego nie powiedziałam. Po prostu... Dziwnie mi.
- Kocham cię, naprawdę cię kocham - szepnął jej do ucha. Poczuła miły dreszcz na ciele i przywarła do niego wargami.
- Ja ciebie też kocham - rzekła, kiedy się od niego oderwała. Milczeli patrząc sobie w oczy. Każde z nich myślami było gdzieś indziej.
- Jak myślisz, kiedy będzie chciał nas inicjować? - zapytała słabym głosem.
- Myślę, że mamy trochę czasu, kochanie. Przynajmniej póki nie urodzisz, będziesz bezpieczna.
- A ty? - zapytała drżącym głosem.
- A ja razem z tobą. W końcu wspólnie zmajstrowaliśmy malucha - zaśmiała się gładząc po niewielkim brzuszku. Za cztery miesiące mieli zostać rodzicami. Wiedzieli jednak, że ich dziecko przyjdzie na świat w czasie wojny.
- Jakie mamy na dziś plany, aniołku? - wymruczał jej do ucha. Zaśmiała się.
- Nie wiem jak ty, ale ja to dziś nie wychodzę z łóżka - powiedziawszy to, zakopała się pod kołdrą. Draco pokręcił głową i wszedł za nią pod kołdrę.
- To ja też - powiedział, po czym objął ją w pasie. Dziewczyna wtuliła się w niego.
- Wszystko się pozmieniało - mruknęła.
- Hej, chyba nie jest ci źle? - zapytał głaszcząc ją po policzku.
- Nie, skąd. Tylko wciąż nie może do mnie dotrzeć to wszystko. Nie jestem szlamą, Harry i Ron nie chcą mnie znać, przyjaźnię się z Pansy, jestem z tobą. A to wszystko w ciągu siedmiu miesięcy.
- Siedem miesięcy temu myślałaś, że pochodzisz z mugolskiej rodziny, miałaś tych dwóch pajaców za przyjaciół, wciąż się uczyłaś i nie miałaś mnie. Lepsze to było? - uśmiechnął się zadziornie.
- Tego nie powiedziałam. Po prostu... Dziwnie mi.
- Kocham cię, naprawdę cię kocham - szepnął jej do ucha. Poczuła miły dreszcz na ciele i przywarła do niego wargami.
- Ja ciebie też kocham - rzekła, kiedy się od niego oderwała. Milczeli patrząc sobie w oczy. Każde z nich myślami było gdzieś indziej.
- Jak myślisz, kiedy będzie chciał nas inicjować? - zapytała słabym głosem.
- Myślę, że mamy trochę czasu, kochanie. Przynajmniej póki nie urodzisz, będziesz bezpieczna.
- A ty? - zapytała drżącym głosem.
- A ja razem z tobą. W końcu wspólnie zmajstrowaliśmy malucha - zaśmiała się gładząc po niewielkim brzuszku. Za cztery miesiące mieli zostać rodzicami. Wiedzieli jednak, że ich dziecko przyjdzie na świat w czasie wojny.
woooooooow !
OdpowiedzUsuńpowiem ci że pod koniec z moich ust wyrwało się "Coooooo?"
Hermi w ciąży , no no !
Bardzo się ciesze że są razem, a dziewczyny zaprzyjaźniły się.
Harry i Ron zachowali się karygodnie, ale to tylko o nich świadczy..
Bardzo ciekawi mnie co będzie dalej!
Pozdrawiam,
Sama-Wiesz-Kto