niedziela, 9 czerwca 2013

Złączeni przeszłością [9]

 Znajdowali się w przestronnym salonie urządzonym gustownie, aczkolwiek ciężko. Widać było tu brak kobiecej ręki. Hermiona spojrzała na wielki portret zajmujący centralną część salonu. Przedstawiona była na nim piękna, dostojna kobieta o przenikliwych błękitnych oczach. Odziana była w piękną, szmaragdową suknię, a jej długie, blond włosy upięte miała w kunsztownego koka. Różdżkę miała przytkniętą do brody - jej mina zdradzała zadumę. Panna Granger rozpoznała na portrecie matkę Dracona - Narcyzę. Zerknęła w bok, gdzie znajdował się duży, kamienny kominek. Płonął w nim ogień. Na półce nad kominkiem, znajdowały się ramki z zdjęciami. Jedno szczególnie przykuło jej uwagę - maleńki chłopczyk, o wielkich niebieskich oczkach i blond włoskach. Uśmiechał się niewinnie i machał rączkami i nóżkami leżąc w łóżeczku. Czyjaś dłoń gładziła jego maleńką główkę. Kobieta podeszła bliżej. Miała wrażenie, że dziecko patrzy prosto na nią, i uśmiechem przekazuje swoje uczucia. Hermiona pocałowała swój palec wskazujący i musnęła nim drobną buźkę na fotografii. Jej serce przeszył ból.
 W tym momencie do salonu wrócił Draco. Na srebrnej tacy niósł trzy filiżanki, dzbanek z kawą, cukiernicę i śmietankę. Postawił wszystko na stole przed brązowowłosym mężczyzną i odszukał wzrokiem Granger. Zobaczył ją, wpatrującą się z bólem i uwielbieniem w zdjęcie dziecka. Podszedł do niej i objął ramieniem.
 - Nie wiedziałam, że masz jeszcze to zdjęcie - zacisnęła usta w wąską kreskę, jak zwykła robić gdy była zdenerwowana.
 - To mój syn, Hermiono. Nawet jeśli nie żyje, nigdy o nim nie zapomnę - odpowiedział. Dave patrzył na nich zdumiony. Nie bardzo rozumiał sytuację, w jakiej przyszło mu się znaleźć. Dlaczego te mężczyzna przytula jego szefową? Dlaczego rozmawiają o zdjęciu tego chłopca? Co stało się z dzieckiem, i czemu zainteresowało ono Hermionę? Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i otworzyła swoją torebkę. Wyjęła z niej zdjęcie - David ku swojemu rozgoryczeniu nie widział kto się na niej znajduje.
 - Zawsze go noszę przy sobie. Jest ze mną w każdej sytuacji. Mój malutki aniołek - szepnęła czule. Blondyn spojrzał na nią z troską. Hermiona uśmiechnęła się blado do Malfoy'a i usiadła na kanapie obok kolegi z pracy. Draco jeszcze chwilę wpatrywał się w fotografię syna, a później do nich dołączył. Usiadł w fotelu na przeciw nich, i nasypał cukru do swojej kawy. Hermiona położyła zdjęcie chłopczyka na ławie i nalała sobie śmietanki do kawy, posłodziła ją i upił łyk. Dave zerknął znad filiżanki na zdjęcie. Przeżył szok! Dlaczego Hermiona nosi przy sobie zdjęcie tego chłopca?! Tego samego, którego zdjęcie oprawione w ramkę stoi na kominku u Malfoy'a.
 - Twoja wizyta, Hermiono, jest dla mnie nie małym zdziwieniem. Tym bardziej, że jak mniemam, jesteś tu w sprawach służbowych, prawda? - zapytał Draco, zagłębiając się w fotelu. Granger bezmyślnie zamieszała kawę w naczyniu. Zastanawiała się jak zacząć.
 - Draco, bardzo mi przykro, że cię nachodzę, ale sprawa jest dosyć poważna. Otóż, pracujemy teraz nad pewnym śledztwem i w pewnym sensie ugrzęźliśmy w miejscu. Jestem pewna, że mógłbyś nam pomóc - wydusiła, nie patrząc na blondyna.
 - Ja? - zdziwił się mężczyzna - Nie miej mi za złe, ale doprawdy, nie mam pojęcia jak mógłbym ci... wam pomóc, Hermiono.
 Kobieta spojrzała na niego spod wachlarzu długich rzęs. Serce niebezpiecznie dudniło jej w piersi. Nie miała pojęcia co jest tego przyczyną. Czuła też uścisk w żołądku, który nie chciał zelżeć. Przygryzła wargę, jednak nie wyczuła mocy uścisku, bo po chwili poczuła wstrętny metaliczny posmak w ustach. Skrzywiła się nieco i zaczerpnęła głośno powietrza.
 - Draco, potrzebuje... - zganiła się w myślach za brak odwagi - potrzebuję adresu do twojej kuzynki. Megan - Mężczyzna spojrzał na nią zdumiony. Nie krył nawet szoku, jaki wywołały u niego słowa kobiety. Upił łyk gorzkiej kawy, która w tym momencie wydała mu się niesmaczna.
 - Megan? Potrzebujesz adresu do Megan? - Hermiona nieznacznie skinęła głową - Wybacz moje pytanie, ale... Po cóż ci potrzebny jej adres? Na Merlina! Czy coś jej się stało?! - zaniepokoił się. Granger westchnęła.
 - Przykro mi, Draco. Nie mogę...
 - Dajże spokój, Hermiono! Na gacie Merlina! - wyprostował się w fotelu i znacznie podniósł głos - Wydaje mi się, że mam prawo wiedzieć, nie sądzisz?!
 - Draco...
 - Nie! Posłuchaj mnie, Granger! Wpadasz do mojego domu, tak po prostu, nie dając znaku życiu wcześniej. Nie odpowiadając na moje listy i próby skontaktowania się... Wymagasz ode mnie podania adresu bliskiej mi osoby, nie argumentując swojej prośby. Proszę cię więc, w imię tego co nas łączyło, a także ze względu na moją kuzynkę, powiedz o co chodzi!
 - Ja na prawdę nie mogę... - mruknęła. Draco zerwał się z miejsca i podszedł do niej.
 - Możesz! Na Merlina, Hermiono! Czy coś złego stało się Megs? - Hermiona pokręciła głową, jednak nie powiedziała nic więcej. Malfoy złapał zdjęcie, które położyła na ławie i podstawił jej pod twarz.
 - Więc zrób to ze względu na niego! Zrób to ze względu na nasze dziecko! - wrzasnął ledwo panując nad emocjami. Szatynka spojrzała na zdjęcie syna, a w jej oczach zalśniły łzy. Poczuła jak Dave poruszył się na kanapie. Spojrzała łzawym wzrokiem na Malfoy'a i wydusiła:
 - Megan jest podejrzana o porwanie Bonnie, córeczki Ric'a - Malfoy głośno wciągnął powietrze do płuc. Spojrzał na kobietę i zamarł w bezruchu. Hermiona pociągając nosem, wyjęła z torebki zdjęcie przedstawiające kuzynkę Dracona i małą Bonnie. Draco zadrżał na widok zdjęcia. Fotografia faktycznie przedstawiała jego kuzynkę. Kobieta niosła na rękach małą dziewczynkę. Po chwili postawiła ją na ziemi i razem ruszył w stronę piaskownicy. Blondyn spojrzał na mokre oczy dziewczyny i uklęknął przed nią.
 - Granger... Hermiono. Przepraszam... ja nie wiedziałem - położył głowę na jej kolanach. Po chwili poczuł jak zgrabne palce kobiety wplatają się w jego włosy. Uśmiechnął się pod nosem. Tak bardzo brakowało mu jej dotyku.
 - Pomożesz mi, Draco? - zapytała. Podniósł głowę z jej kolan i spojrzał jej w oczy.
 - Pomogę.


 Hermiona prowadziła samochód. Na miejscu pasażera z przodu siedział Draco, z tyłu na siedzeniach rozparł się Dave. Patrzył w szybę i myślał. Jeśli dobrze zrozumiał to Hermiona i ten blondyn mieli dziecko. Tylko co się stało z ich synem? I jeszcze ta mała Bułgarka... Wyłapał tylko tyle, że jest córką jakiegoś Ric'a. Kim na gacie Merlina, jest Ric?! Nurtowało go wiele pytań, ale wiedział, że nie ma prawa pytać. Wiedział też, że między dwójką osób siedzących z przodu coś iskrzy. Musiał schować swoje uczucie do kieszeni - musiał zapomnieć. Hermiona nie była dla niego. Po pierwsze była jego szefem, po drugie była zajęta. Może i nie byli parą, ale widać, że w sercu tych dwojga miejsca nie zajmie nikt prócz ich nawzajem. Westchnął. Tyle by dał by móc ją kochać, przytulać, całować. Była ideałem kobiety - dla niego. Marzył o niej i jej miłości całe dnie. Był przegrany. Wiedział to. Jedynce co mógł w tej sytuacji zrobić to zapomnieć o niej. Nie mówić o swoich uczuciach - bo i tak jest z góry przegrany... Zdecydował, że zrobi wszystko żeby jej pomóc. Za wszelką cenę. Tak, by była szczęśliwa.
 - Skręć w prawo, już prawie jesteśmy - rzekł Malfoy. Hermiona spoglądała na rozciągający się przed nią krajobraz. Słońce chyliło się ku zachodowi tworząc z chmur piękne, różowo-pomarańczowe łanie. Jechała drogą wyłożoną kostką, by po chwili ujrzeć wielką posiadłość. Przepych i luksus, te dwa określenia naszły od razu jej na myśl. Zatrzymała się przed mosiężną bramą i wyłączyła silnik. Spojrzała na Dracona.
 - Masz jakiś plan, czy działasz spontanicznie? - zapytał z ironicznym uśmiechem błąkającym się po twarzy. Hermiona warknęła cicho.
 - Nie obrażaj mnie, Malfoy. Ja ZAWSZE mam plan. Za chwilę będą tu aurorzy z mojego biura, a my w tym czasie musimy tam wejść i zbadać teren. Ty nas tam wprowadzisz - blondyn kiwnął głową i otworzył drzwi auta.
 - A, Malfoy... - zamarł w bezruchu oczekując na jej słowa - Pamiętaj, że ja tu dowodzę. Jesteś tylko cywilem, więc nie bierzesz czynnego udziału w akcji. Tylko pomagasz nam tam wejść. Reszta należy do nas. I błagam cię... nie podstawiaj się! Ja wiem, że to twoja kuzynka, ale jeśli trzeba będzie, to będziemy walczyć. A wtedy ty masz się ewakuować... rozumiemy się? - łypnęła na niego groźnie.
 - Granger... ty chyba nie myślisz, że wyjdę w samym środku dobrego przedstawienia - uśmiechnął się szelmowsko. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą.
 - Wyjdziesz... Malfoy, jeśli nie wyjdziesz sam, to ja ci pomogę. Czy wyraziła się jasno? - mężczyzna westchnął teatralnie i kręcąc głową, wyszedł z samochodu. Chwilę później Hermiona i Dave stali obok niego. Blondyn podszedł do bramy i nacisnął dzwonek. Usłyszeli głos:
 - KIM JESTEŚ I CO CIĘ TU SPROWADZA?
 - Witaj, Dee. To ja Draco. Przyszedłem z przyjaciółmi do Megan - niebieski promień zeskanował po kolei twarze zebranych, a po chwili dało się słyszeć szczęk otwieranych zamków w bramie. Weszli na posesję. Hermiona i Dave szli spięci, trzymali różdżki w pogotowiu, tylko Malfoy szedł wyluzowany, choć nieco zamyślony. Blondyn zadzwonił do drzwi, które po chwili otworzyła starsza kobieta.
 - Witaj, Dee. Przyprowadziłem przyjaciół. Gdzie znajdziemy Megs? - zapytał całując kobietę w policzek. Staruszka zlustrowała Hermiona i Dave krytycznym wzrokiem, by po chwili uśmiechnąć się do brązowowłosej.
 - Och, Draco... Czy to nie jest...
 - Tak, droga Dee. To Hermiona - Malfoy uśmiechnął się przepraszająco do zdziwionej Granger.
 - Jestem Diana Walsh, ciotka Dracona i Megan. Cieszę się, że mogę wreszcie cię poznać - uścisnęła dłoń Hermiony i przepuściła ich w drzwiach. Hermiona uśmiechnęła się do Dee i ruszyła za Draconem. Rozglądała się w poszukiwaniu śladów dziecka, ale nic nie rzucało jej się w oczy. Weszli do salonu i jej oczom ukazała się piękna blondynka grająca na fortepianie. Kiedy ich zobaczyła, przestała grać i uśmiechnęła się do gości.
 - Witaj Draco, Hermiono... - przytuliła ich. Odwróciła się do Dave i uniosła brwi.
 - Pana nie znam... - Dave jakby oprzytomniał nagle. Odchrząknął i wyciągnął dłoń.
 - Proszę wybaczyć, jestem David Ranford - Megan zaśmiała się i gestem zaprosiła ich by usiedli.
 - Napijecie się czegoś? Może kawy? Albo czegoś mocniejszego? - kiedy nikt nie zdecydował się na napój zapytała grzecznym tonem:
 - Nie będziecie mieć w takim razie nic przeciwko, abym napiła się drinka? - wszyscy zgodnie pokręcili głowami, a kobieta podeszła do barku i stworzyła swój ulubiony napój alkoholowy. Z gotowym drinkiem usiadła obok swoich gości.
 - Nie wiedziałam, że znów się zeszliście! Cieszę się ogromnie - uśmiechnęła się do nich. Jednak widząc ich poważne miny, uśmiech szybko zniknął z jej twarzy.
 - Czy coś się... - chciała zapytać, ale głos ugrzązł jej w gardle.
- Megan, przepraszam - zaczęła Hermiona - niestety jesteśmy tutaj w sprawach służbowych.
  Blondynka zbladła. Wiedziała bowiem, że Hermiona pracuje w Ministerstwie, a dokładniej w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodzieja, co z kolei nie wróżyło niczego dobrego. Odstawiła koktajl na ławę i spojrzała na nich zlękniona.
 - Nie bardzo rozumiem... Czy coś się stało? - zapytała słabo.
 - Może ty nam powiesz... - warknął w jej stronę Dave, ale Hermiona uciszyła go ruchem dłoni.
 - Megan, musisz nam wybaczyć to wtargnięcie, i pytania które zaraz ci zadamy. Mogę liczyć na twoją współpracę? - Megan kiwnęła głową, Hermiona miała wątpliwości czy dobrze trafili. Być może się pomyliła. Megan wydawała się autentycznie przestraszona i nieświadoma tego co się dzieje. Ale z drugiej strony, mogła być dobrą aktorką.
 - Znasz to dziecko? - Granger pokazała jej zdjęcie trzyletniej Bonnie. Pani Malfoy wzięła fotografię do ręki i przyglądała jej się przez chwilę.
 - Ja... przykro mi, Hermiono. Nigdy w życiu nie widziałam tego dziecka - wydawała się być szczera. Hermiona spróbowała z innej strony.
 - Dobrze, Megan. W takim razie powiedz mi czy masz jakieś dzieci?
 - Nie mam! Przecież ja... przecież ja jestem bezpłodna! - w oczach blondynki zakręciły się łzy, a szczęka zaczęła jej latać. Hermionie zrobiło się jej żal, ale musiała pełnić swoje obowiązki. Musiała brnąć dalej.
 - Rozumiem, a czy kiedykolwiek chciałaś mieć dziecko? - teraz i Hermionie załamał się głos. Ledwo stała na nogach, ale była w pracy. Musiała.
 - Godryku! Oczywiście, że chciałam - krzyknęła - chciałam... Tyle się z Adrianem staraliśmy o dziecko, ale... nigdy się nie udawało. Tak bardzo chciałam... Poroniłam.. - po bladych policzkach kobiety spływały łzy. Hermiona nie mogła już patrzeć na ból tej kobiety, nie czuła się dobrze przesłuchując ją. Miała łzy w oczach. Malfoy patrzył to na jedną, to na drugą. W jego oczach kryło się przerażenie. Miał wrażenie, że za chwile jedna i druga upadną na podłogę, szlochając. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że są do siebie podobne. Obie silne, niezależne, piękne. Obie straciły dziecko... Popatrzył smutno na Hermionę, jakby chciał jej dodać otuchy.
 - M..Megan... - szepnęła Granger. Blondynka spojrzała na nią oczami pełnymi łez. Na policzkach miała czarne plamy, które zostawił po sobie rozmazany tusz do rzęs. Objęła się ramionami.
 - Straciłam moje dziecko - szepnęła Megs, a Granger niebezpiecznie się zachwiała.
 - Wiem co czujesz, Megan. Ja również straciła dziecko, przecież wiesz... Ale Megan, nigdy nie chciałam być szczęśliwa czyimś kosztem. Mój synek nie żyje, ten kto go zabił odebrał mi szczęście i sens życia... Jednak ta tragedia nie usprawiedliwia najgorszych czynów, Megan. Nie można komuś odbierać sensu życia - wydukała i opadła na kanapę. Malfoy złapał ją za rękę. Blondynka spojrzała na nią z przerażeniem. Już wyschły jej łzy.
 - O... o czym ty mówisz? - zapytała.
 - O porwaniu. Megan, zapytam wprost. Czy w tym domu jest dziecko? - Megan wciągnęła głośno powietrze i rozszerzyła oczy. Była zdezorientowana.
 - Nie..
 - Czy to ty porwałaś Bonnie Monson?
 - Nie...
 - Czy przetrzymujesz w tym domu trzyletnią Bonnie Monson? - Hermiona cała się trzęsła. Już dawno nie miała takiej dawki emocji. Potrzebowała alkoholu, ale była w pracy.
 - Nie! Do jasnej cholery! O co w tym wszystkim chodzi?! - krzyknęła zdenerwowana.
 - Megan, pytam jeszcze raz... Czy w tym domu znajduje się dziecko?
 - Nie, Godryku! Nie ma tu żadnego dziecka! - blondynka gwałtownie wstała i ze złością wpatrywała się w kuzyna i jego towarzyszkę. W tym momencie dało się słyszeć skrzypienie otwieranych drzwi i głos, który wszystkich zadziwił:
 - Mamusiu? - dziecięcy głosik zabrzęczał w głowach wszystkich zebranych.

niedziela, 2 czerwca 2013

Złączeni przeszłością [8]

Obudził ją niemiłosierny ból rozsadzający czaszkę. Otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i... zamarła. Była w zupełnie innym pokoju niż do tej pory. I na pewno nie był to apartament Rica! W takim razie, gdzie była?! Co stało się ostatniej nocy? Spojrzała na swoje ciało i zobaczyła, że jest w samej bieliźnie. Przełknęła głośno ślinę. Wtem usłyszała szczęk otwieranych drzwi, i z łazienki wyszedł Dracon.
- O, już wstałaś? Jak się czujesz? - zapytał wycierając mokre włosy ręcznikiem. Hermiona skrzywiła się, bowiem jego głos dudnił jej w głowie. Pomasowała dłońmi skronie i oblizała usta.
- Draco... czy my? Czy my... no wiesz... - wyszeptała.
- Hermiono... za kogo ty mnie masz? Myślisz, że wykorzystałbym pijaną kobietę? - kobieta zarumieniła się.
- Nie... Przepraszam. Ja tylko...
- Spokojnie. Wczoraj trochę przesadziłaś z alkoholem i usnęłaś na plaży. Uznałem, że nie będę cię budził, tylko przeniosę cię do siebie.
- Dziękuję - odparła słabo. Wciąż masowała pulsującą głowę. Draco widząc to, uśmiechnął się pod nosem i podszedł do komody stojącej obok drzwi na balkon. Otworzył szufladę i wyjął z niej malutką fiolkę ze złotawym płynem. Rzucił nią w kierunku brązowowłosej. Hermiona machinalnie złapała lecący w jej kierunku przedmiot, a kiedy zorientowała się co to jest, uśmiechnęła się do blondyna. Wypiła zawartość fiolki i poczuła jak magiczny płyn rozpływa się w jej organizmie. Prawie widziała jak złoty napój topi ten okropny, pulsujący ból głowy. Uśmiechnęła się blado.
- Bardzo ci dziękuję. Za ten eliksir, za opiekę - zakryła się bardziej prześcieradłem.
- Nie musisz dziękować. To był miły wieczór.
- Która godzina? - zapytała nagle. Draco zerknął na swój srebrny zegarek na przegubie i odparł:
- Jest piętnaście po pierwszej - Hermiona wybałuszyła oczy. Owinęła się prześcieradłem i szybko wstała z łóżka.
- Lepiej będzie ja już pójdę... zaraz pewnie wróci twoja żona i... nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy. - Malfoy spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Moja żona? - zapytał drapiąc się po skroni.
- Nooo... Megan. Twoja żona - odparła mniej pewnie.
- Ale Hermiono... Megs nie jest moją żoną. To kuzynka - Hermiona zakryła dłonią usta i głośno wciągnęła powietrze. Nie mogła w to uwierzyć. Draco nie miał żony... poczuła coś na kształt ulgi i sama nie wiedziała co o tym myśleć. Miała taki mętlik w głowie. Los podesłał jej mężczyznę, którego kochała od lat. Jednak myśl, że jakaś inna kobieta zajęła jej miejsce był dla niej ogromnym ciosem. A tym czasem okazuje się, że to tylko kuzynka! A więc jest wolny... Zamknęła oczy i usiadła na łóżku.
- Pamiętasz jak nalegałem żeby Megan była chrzestną dla Gabriela? Jednak właśnie wtedy Adrian, mąż Megs umarł i nie mogła uczestniczyć w ceremonii. Pamiętasz to? - Hermiona kiwnęła głową, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Szumiało jej w czaszce i bała się, że zwariuje od natłoku wiadomości. Mężczyzna objął ją ramieniem, a ona wtuliła w niego swoją głowę.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Hermiona weszła do swojego biura, postawiła na biurku kawę i zabrała się za przeglądanie poczty. Na dzisiejszy dzień miała zaplanowane mało zajęć, toteż postanowiła, że urwie się nieco wcześniej i odwiedzi Pansy w jej biurze. Wśród poczty znalazła list od pewnego blondyna. Z uśmiechem na ustach rozwinęła pergamin.

Kochana Hermiono,Za kilka dni powinienem wrócić do Londynu. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie trochę czasu. Barcelona jest pięknym miastem, ale możesz mi wierzyć, lub nie... bez Ciebie jest tu strasznie nudno. Ciągle wspominam nasze wakacje na Hawajach, i muszę przyznać, że dziękuję losowi, że mieliśmy szansę się poznać. Zostało mi już tylko jedno spotkanie z Prezesem Najwyższego Banku Magicznego, i wracam! Co powiesz na wyjście do jakiegoś klubu?Całuję, Ric.
Hermiona uśmiechnęła się z nad pergaminu. Jej przyjaciel był teraz w delegacji, ale potem miał wrócić. Kobieta wyjęła z szuflady niezapisany pergamin i już miała zacząć odpisywać, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła. Do gabinetu wszedł pewien brunet, nieco zaczerwieniony na twarzy.
- Szefowo! Mogę zająć chwilkę? - zapytał z trudem łapiąc oddech.
- Jasne. Siadaj, Dave. Co cię do mnie sprowadza?
- Pamiętasz jak zaraz po powrocie kazałaś sporządzić portret tej małej Bułgarki? Jak mogłaby wyglądać teraz, uwzględniając oczywiście wszystkie znane nam zaklęcia zmieniające wygląd. Rozesłaliśmy te zdjęcia po całej Anglii i dostaliśmy właśnie odzew. Jakaś kobieta zawiadomiła Ministerstwo, że w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, kilkakrotnie widziała taką dziewczynkę wraz z jakąś kobietą, prawdo podobnie matką. Czasami też widuje ją z nieco starszą panią, możliwe, że babcią dziewczynki.
- Sprawdziliście to? - kobieta zesztywniała na krześle. Spojrzała na swojego podwładnego z przejęciem.
- Już raz przesłuchaliśmy tę kobietę, jednak niewiele nam to dało. Nazywa się ona Rita Boomger i mieszka na Flowers Street 711 w Brixton. Często widuje dziewczynkę w parku, natomiast nie ma pojęcia gdzie mieszka. Wysłałem tam Amandę Cooper, która razem z panią Boomger poszła do parku. Udało im się zrobić zdjęcie dziecka i kobiety, ale widocznie coś spłoszyło kobietę, ponieważ szybko zabrała dziewczynkę i deportowały się z parku. Jesteśmy w martwym punkcie - Dave opadł na krześle, i smutno spojrzał na szefową. Bardzo chciał jej pomóc, tym bardziej, że wiedział, iż jest to dla niej sprawa osobista. Nie wiedział kim była dla niej ta dziewczynka, Bonnie, ale miał wrażenie, że to ktoś bliski. Hermionie zależało na odnalezieniu dziecka, a on w tym momencie utknął i nie wiedział jak poprowadzić śledztwo dalej. Wyciągnął z kieszeni fotografię i rzucił ją w stronę szefowej. Brązowowłosa poniosła zdjęcia i spojrzała na nie. Po chwili rozszerzyła oczy i szepnęła "Na Merlina". Spojrzała na niego z nikłym uśmiechem.
- Wcale nie jesteśmy w martwym punkcie, Dave. Dobra robota - pochwaliła go, po czym szybko złapała torebkę i pobiegła w stronę wyjścia. Mężczyzna spojrzał za nią zdziwiony, ale wstał i dogonił Granger.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytał ledwo za nią nadążając. Do prawdy, podziwiał jej kondycję, tym bardziej, że ona miała na sobie wysokie szpilki, którymi teraz głośno stukała o posadzkę gmachu.
- Wiem kim jest ta kobieta ze zdjęcia - rzuciła na jednym tchu, naciskając przycisk przywołujący windę - jedziemy właśnie do archiwum. Zdobędziemy jej adres - uśmiechnęła się pod nosem. Drzwi windy rozsunęły się, a ona wpadła do środka i szybko nacisnęła przycisk z literką A - jechali do archiwum. Kiedy drzwi ponownie się rozsunęły, Hermiona nie tracąc ani chwili szybko ruszyła wzdłuż korytarza. Wyciągnęła z torebki swój identyfikator i różdżkę i podeszła do mężczyzny stojącego przy wejściu.
- Witaj, Gevin - rzekła wyciągając przed siebie przepustkę, a po chwili przyłożyła swoją różdżkę do panelu widniejącego obok drzwi.
- IDENTYFIKACJA PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE. PANNA HERMIONA JEAN GRANGER, SZEFOWA DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAW CZARODZIEJA. WITAMY W ARCHIWUM - Gevin uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jednocześnie nakazując jej towarzyszowi aby uczynił to samo.
- IDENTYFIKACJA PRZEBIEGŁA POMYŚLNIE. DAVID AARON RANFORD. PRACOWNIK DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAW CZARODZIEJA. WITAMY W ARCHIWUM.
- Czego poszukujesz, Hermiono? - spytał strażnik.
- Gevin, potrzebne mi się akta wszystkich zarejestrowanych czarodziejów w obrębie południowo-wschodniej części Wielkiej Brytanii. Gdzie je znajdę? - zapytała nerwowo przebierając nogami.
- Regał 17D - uśmiechnął się do niej, ale jej już nie było. Prawie biegła wąskimi alejkami, szukając odpowiedniego regału. 11...13...15...17. Znalazła już alejkę, teraz został jej regał. Widzi B więc gdzieś blisko musi być D. I nagle go zobaczyła. Zaczęła nerwowo przerzucać teczki w poszukiwaniu tej odpowiedniej, a kiedy ją znalazła... teczka była pusta.
- Dave, ktoś tu był! - krzyknęła opadając na pobliskie krzesło - Ktoś zapierdolił te akta - cisnęła teczką w regał. Była zła, wręcz wściekła. Jak mogła nie przewidzieć takiej możliwości. Co teraz będzie? Jej jedyny trop tak po prostu miał nagle przepaść? Obiecała Ricowi, że pomoże mu odnaleźć Bonnie. Nie mogła go zawieźć. Czuła, że jeśli znajdzie dziewczynkę uczyni coś wielkiego. Miejsce dziecka jest przy rodzicach, a nie przy obcych ludziach. Może tym sposobem uda jej się przekupić własne sumienie? Może wreszcie będzie mogła wybaczyć sobie, że nie uchroniła własnego dziecka? Być może, kiedy uratuje Bonnie, uwolni złe duchy przeszłości gnijące gdzieś w samym dnie jej duszy. Pragnęła tego całą sobą. Spojrzeć w lustro i nie mieć wyrzutów sumienia. Bonnie, gdzie jesteś?! krzyczała w myślach. I kiedy już prawie się poddała, do głowy wpadł jej pewien pomysł. Musiała tylko znaleźć jeszcze jedną teczkę...
Dave siedział na fotelu pasażera i kurczowo trzymał się fotela. Nerwowo zerkał na wskaźnik prędkości. 140 km/h. Przełknął głośno ślinę. Cóż, lubił szybką jazdę, ale kiedy sam prowadził, a nie ktoś inny. Zwłaszcza kobieta... Nie żeby był jakimś seksistą, czy coś, ale Hermiona była zdenerwowana, a połączenie zdenerwowana kobieta plus szybka jazda może się źle skończyć. Naprawdę źle.
- Mogłabyś... nieco zwolnić? - zapytał łagodnie.
- Cicho bądź! - burknęła - już prawie jesteśmy. - Po chwili zatrzymała się na podjeździe na prawdę dużego domu. Dave spojrzał nań z niemałą zazdrością. Szybko jednak się zreflektował, kiedy zauważył, że Hermiona opuściła już samochód i mknęła w stronę wejścia. Odpiął pasy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy drzwiach, kiedy czekała aż ktoś jej otworzy. Po kilku chwilach drzwi otworzyły się i stanął w nich zdziwiony mężczyzna. Dave wyjął swoją odznakę, a Hermiona założyła ręce na piersiach.
- Witaj, Draco... - odezwała się po chwili.

Złączeni przeszłością [7]

- Jesteś zupełnie pewna, Hermiono że nie chcesz jechać? - zapytał po raz setny Ric. Kobieta zaśmiała się i rozciągnęła wygodnie na leżaku. Znajdowali się na balkonie apartamentu panny Granger, która to odziana w skąpe, białe bikini opalała się, sącząc Margaritę.
- Jestem pewna, Ric. Możesz śmiało jechać na tą wycieczkę, ja chętnie zostanę w hotelu. Nie patrz tak na mnie, nic sobie nie zrobię. Jestem już dużą dziewczynką, Ric - uśmiechnęła się do niego przekonywująco, jednak on patrzył na nią z troską. Hermiona westchnęła głośnio, ściągając z oczu okulary przeciwsłoneczne i stanęła na wprost przyjaciela. Położyła mu rękę na ramieniu i odezwała się łagodnym tonem:
- Ric, wczoraj otowrzyliśmy przed sobą kolejne bramy, zaufaliśmy sobie, podzieliliśmy się naszymi demonami przeszłości. Zaufaliśmy sobie. Zaufaj mi kolejny raz, ja naprawdę czuję się dobrze, ale zwyczajnie nie lubię pływać statkiem... Mam chorobę morską - uśmiechnęła się przepraszająco. Mężczyzna pogłaskał ją po włosach, a po chwili przyciągnął ją do siebie i pocałował w czoło.
- No dobrze, maleńka... Pojadę sam na Moloka'i, ale masz na siebie uważać - pogroził jej palcem. Hermiona pokręciła głową i z powrotem usadowiła się na leżaku.
- O której masz zbiórkę? - zapytała zakładając na nos okulary.
- O 14:00, w hollu głównym - odpowiedział, automatycznie podnosząc rękę do góry i zerkając na zegarek. Przerażony wydał z siebie cichy jęk. Kobieta spojrzała na niego pytająco.
- Jest 13:50. Zbieram się, maleńka. Jutro w południe powinienem już być. Bądź ostrożna! - ukradł jej szybkiego całusa w policzek i już go nie było. Kobieta zaśmiała się w duchu. Miała dziś humor o wiele lepszy niż wczoraj. Udało jej się zrzucić z siebie ciężar swojej przeszłości. Była wdzięczna swojemu przyjacielowi, że jej wysłuchał, pocieszył ją. Najbardziej jednak wdzięczna była mu za to, że i on zaufał jej. Bardzo chciała mu pomóc w odnalezieniu zaginionej córeczki. Łapiąc szybkiego łyka Margarity, analizowała jego sytuację.
Ożenił się z Bułgarką, Kateriną Modorovą, córką słynnej alchemiczki Aleny Modorovej. Dwa lata po ślubie na świat przyszła ich córka, Bonnie Alena Monson. Alaric, wierząc że musi zapewnić swojej rodzinie dobrobyt oddał się całkowicie pracy. Nie zauważył zmiany w zachowaniu Kateriny. Pewnego dnia sowa przyniosła mu list, w którym to były tylko trzy słowa: Uważaj na nią!
Nie cały miesiąc później, Katerina wyszła z domu i już nie wróciła. Aurorzy próbowali ją namierzyć, ale przepadła jak kamień w wode. Równy rok po zniknięciu Kateriny, ktoś porwał dwuletnią wówczas Bonnie. Alaric załamał się. Aurorom i tym razem nie udało się pomóc mężczyźnie, przez co on zdruzgotany wyprowadził się do Anglii. I chociaż stracił nadzieję na odnalezienie żony (ktoś wysłał mu odciętą rękę z charakterystycznym tatuażem, jaki zrobiła sobie Kat), tak nadal łudził się, że uda mu się odnaleźć małą Bonnie.
Hermiona poczuła ze słońce przypiekło jej uda. Postanowiła wziąć zimny prysznic i poczytać książkę, leżąc na plaży. Wylegując się w cienu ogromnej palmy, Hermiona straciła poczucie czasu czytając książkę. Kiedy poczuła ssanie w żołądku, postanowiła iść coś zjeść. Udała się więc do swojego apartamentu, zakręciła sobie loki i zrobiła sobie wyjściowy makijaż. Ubrała się w białą sukieneczkę z gorsetem, która zdobiona była srebrnymi groszkami, jeansową kamizelkę i miętowe buty na kołku. Na szyję założyła czarny krzyż na dłuższym łańcuszku, na rędę wcisnęła trzy złote bransoletki, a na palec pierścionek z miętowym okiem. Stanęłą przed lustrem i stwierdziła, że czegoś jej brakuje. Z szuflady toaletki wyjęła czarno-złote kolczyki, i plecioną opaskę do włosów. Teraz wszystko komponowało się idealnie. Do małej, czarnej torebki wrzuciła różdżkę, perfumy, puder, błyszczyk i lusterko.

Kiedy weszła do restauracji hotelowej, nie było takich tłumów jak ostatnio. Spokojnie usiadła przy jednym stoliku i zamówiła kolację. Miła kelnerka po kilku minutach przyniosła jej białe wino i sałatkę z granatem. Jedząc, obserwowała młode małżeństwo z dzieckiem siedzące nieopodal. Na oko trzyletni chłopiec, biegał wokół stolika rodziców i zaśmiewał się wesoło. Rodzice rozmawiali, jednak nie spuszczali dziecka z oczu. Po chwili malec upadł, a matka szybko do niego podbiegła. Dopiero teraz Hermiona zauważyła jej sporych rozmiarów brzuszek - kobieta była w ciąży.
- Harry, mamusia tyle razy Ci mówiła żebyś nie biegał. Pokaż nóżkę, nic ci nie jest? - blondynka czule utuliła malucha. Chłopiec wtulił się w matczyną pierś. Hermiona westchnęła przeciągle. Jej syn miałby dziś 8 lat, pewnie uczyłby się swoich pierwszych zaklęć, latać na miotle. Kto wie, może dziś była by tu razem z Gabrielem i Draco, a w jej łonie rozwijałoby się nowe życie? Wszystko jednak runęło tamtej nocy. I ona, Hermiona jest tu dziś sama. Ale jest i Draco, tylko że on przyjechał tutaj ze swoją żoną, a nie z nią. Może to jest ich miesiąc miodowy? Kobieta poczuła w gardle wielką gulę, dlatego szybkim ruchem podniosła do ust kieliszek i dopiła wino. Potem przeniosła się do baru. Usiadła przy ladzie i zamówiła whisky.
- Oho, jeśli kobieta zamawia whisky, to znaczy że jest mocno przygnębiona - zagaił do niej przystojny brunet.
- Albo jest alkoholiczką - odparowała. Barman postawił przed nią szklankę z lodem, a po chwili napełnił ją bursztynowym trunkiem.
- E, tam. Nie wygląda pani. Ośmielę się stwierdzić, że to taka chwilowa słabość, którą próbuje pani zapić - uśmiechnął się czarująco,
- No cóż, zgadł pan. Podobno whisky potrafi utopić nawet największe smutki, tak więc dziś rozpracuję ze dwie butelki - uśmiechnęła się smutno.
- Dwie butelki?! Sama? Słoneczko, chcesz mi tu paść na tym oto barze? Po takiej ilości to nawet ja bym przez dwa dni nie wstał.
- Nie gadaj pan tyle, tylko lej mi jeszcze - zaśmiała się kobieta. Barman pokręcił głową, ale dolał jej whisky do szklanki, a sam wrócił do wycierania kieliszków. Hermiona wypiła już kilka drinków, ale wciąż nie szumiało jej w głowie. Zauważyła, że barman podrywa właśnie jakąś młodziutką blondyneczkę, która rumieni się zawstydzona.
- Do Ognistej to się nie umywa, ale wypić można - mruknęła pod nosem.
- Muszę się z tobą zgodzić, Granger - obok niej usiadł Malfoy. Hermiona poruszyła się niespokojnie na krześle i jednym haustem dopiła swoją whisky. Zacisnęła mocno oczy, w nadziei, że kiedy je otworzy, Dracona już nie będzie, że okaże się tylko jej pijackim omamem.
- Barman! Jeszcze raz to samo - krzyknęła w stronę mężczyzny, wciąż uparcie ignorując blondyna. Barman podszedł do niej z butelką rudego trunku i wyszeptał:
- Jeszcze nie ma pani dość? - kobieta zacisnęłą buńczuczno wargi i pokręciła głową. Mężczyzna spojrzał na siedzącego obok niej blondyna i uśmiechnął się porozumiewawczo. Malfoy wzruszył ramionami i rzekł:
- Dla mnie to samo, co dla mojej towarzyszki... trzy razy - barman wykonał jego polecenie i zniknął gdzieś na sali.
- Dlaczego tak uparcie mnie ignorujesz? - zapytał.
- Bo ciebie tu nie ma, jesteś tylko pijackim omamem - czknęła i znów uniosła szklaneczkę do ust.
- Oj, Granger, Granger - pokręcił głową - doskonale zdajesz sobie sprawę, że tu jestem. Mało tego! Wiesz dobrze, że to idealna okazja żeby porozmawiać...
- Nie mamy o czym gadać, Malfoy... - Hermiona zauważyła, że jej szklanka jest pusta. Szybkim ruchem złapała więc jedną z trzech szklanek Malfoy'a i upiła kolejny łyk gorzkiego trunku. Draco uśmiechnął się tylko i rozsiadł wygodniej na barowym krześle.
- Odeszłaś tak nagle, nie zdążyliśmy porozmawiać... - wytknął jej. Kobieta gwałtownie odwróciła się w jego stronę i wycelowa palcem w jego pierś.
- Po co chcesz do tego wracać?! - warknęła - To już przeszłość, Malfoy. Rozdział zamknięty. Nasz syn nie żyje, minęło osiem lat, każde z nas ma swoje życie. Basta! A, właśnie - znowu czknęła - gdzie ta... Mandy...Megan...Moira?
- Megan. I popłynęła na wycieczkę na Moloka'i. - odpowiedział. Przyglądał jej się, jak podbiera mu kolejną szklankę z alkoholem. Widocznie miała dziś jeden z tych swoich parszywych humorów, które musiała zapić alkoholem. Zawsze z Pansy piły Ognistą Whisky, kiedy któraś z nich miała gorszy dzień. Piły na umór, a rano wstawały z potężnym kacem. Uważały, że tylko dzięki kacowi, potrafią zrozumieć jaki ich problem był błahostką. Draco zdawał sobie sprawę, że Hermiona nie wyrosła wcale z tego przekonania, i jutro mimo potężnego kaca, będzie czuła się lepiej.
- Ric też popłynął - wybełkotała. Powiedziała to takim tonem, jakim odzywała się tylko do ich synka. Malfoy poczuł ukłucie zazdrości w okolicach serca. Zdawał sobie sprawę, że po tylu latach Hermiona miała prawo ułożyć sobie życie, mimo to czuł się zazdrosny.
- Hej, posłuchaj. Może na dziś już starczy tego alkoholu, co? - spojrzał jej w oczy i ujrzał w nich ogromny ból.
- To moja sprawa ile piję, Malfoy - warknęła.
- Hermiona... - Draco spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Pamiętał to spojrzenie. Dokładnie ten sam wyraz oczu miała podczas pogrzebu Gabriela. Ból, pusta, cierpienie. Podejrzewał, że jego widok przypominał jej i tamtym dniu, nie chciał żeby przez niego cierpiała. On też bardzo cierpiał po śmierci ich dziecka, a kiedy Hermiona go zostawiła... Nie mógł się pozbierać. A teraz ten przewrotny los znowu podsunął mu ją pod nos. Nie chciał tak łatwo odpuścić, nie mógł. Musiał z nią porozmawiać.
Hermiona widziała jak Draco na nią patrzy. I choć była już pijana, gnębiło ją o czym teraz myśli. Była spragniona jego widoku, jego dotyku. Nawet nie wiedziała kiedy wypowiedziała te słowa:
- Chcę tańczyć! - i zeskoczyła z krzesełka. Zachwiała się lekko, ale Malfoy ją podtrzymał i ruszyli w stronę parkietu. Przeszedł ją cudowny dreszcz podniecenia, kiedy dotknął jej pleców. Ruszyli na parkiet. W tle leciała jakaś spokojna muzyka. Hermiona wtuliła się w jego tors i zaczęli poruszać się w takt muzyki. Czuła jego oddech na swojej szyi.
- Hermiono?
- Bardzo żałuję, że tak się stało, Draco - rzuciła.
- Ja też, księżniczko, ja też. Byliśmy młodzi i głupi. I czasy były ciężkie... - Hermiona zesztywniała nagle.
- Nie zwalaj na czasy, Malfoy! To my nawaliliśmy... Nie potrafiliśmy ochronić naszego dziecka! Co z nas byli za rodzice? Masz rację, byliśmy młodzi i głupi... I to nie Gabe powinien wtedy umrzeć, tylko my. Bo nie zasługiwaliśmy na niego, wiesz o tym? - mężczyzna westchnął. Hermiona bardzo się sepleniła, zdawał sobie sprawę, że jest pijana. Wiedział również, że tylko teraz zechce z nim rozmawiać, a miał tyle pytań.
- To fakt, nasz syn nie powinien zginąć tamtej nocy. I fakt, nawaliliśmy, nie ochroniliśmy Gabriela, ale nie możesz mówić, że to my powinniśmy umrzeć za niego.
- Racja... To ja powinnam umrzeć tamtej nocy - oparła czoło o jego klatkę piersiową.
- Pleciesz bzdury, Hermiono. Ale chciałbym wiedzieć, dlaczego odeszłaś. Możesz mi to wyjaśnić? - zapytał ostrożnie. Hermiona zatrzymała się na środku parkietu i spojrzała mu w oczy.
- Chodź, pójdziemy się przewietrzyć - pociągnęła go za rękę i ruszyli w stronę wyjścia. Na dworze było już ciemno. Wiał ciepły, przyjemny wietrzyk, a na niebie świeciło mnóstwo gwiazd. Hermiona chwiejnym krokiem podeszła do plażowego baru i zamówiła im drinki. Dzierżąc w dłoniach szklaneczki z alkoholem, usiedli na ławce na wprost oceanu.
- Chcesz wiedzieć dlaczego wtedy odeszłam? - zapytała patrząc na rozbijając się o brzeg morskie fale. Mężczyzna kiwnął głową, a ona westchnęła. Znowu musiała wracać do bolesnych wspomnień. Jednak, mimo alkoholu szumiącego w głowie, wiedziała że jest mu to winna.
- Draco... na pewno nie dlatego, że cię nie kochałam. Wręcz przeciwnie... Ale uznałam że skoro moje dziecko nie żyje, to ja nie zasługuję na to żeby być szczęśliwa. A wiedziałam, że zrobisz wszystko, żeby dać mi szczęśliwe życie. Poza tym... czułam się osaczona. Musiałam uciec, żeby zrozumieć...
- I zrozumiałaś? - zapytał szeptem.
- Zrozumiałam - oparła głowę na jego ramieniu. Pustą już szklankę postawiła koło nogi i wyciągnęła z torebki papierosy. Zaciągając się dymem, rzekła jeszcze:
- I wiesz co Malfoy, ja w gruncie rzeczy bardzo żałuję tego co zrobiłam. Zniszczyłam życie zarówno sobie jak i tobie. Tylko, że wtedy o tym nie myślałam.
- O czym?
- O konsekwencjach...
- Odcięłaś się ode mnie, od matki. Znikęłaś! Szukałem cię, ale każdy rozkładał bezradnie ręce. Udałem się nawet do Pottera, z prośbą o pomoc. Ale nawet on mi nie pomógł!
- Przepraszam cie, Draco... Naprawdę tego żałuję. Mogę wypić twojego drinka? - zapytała wyrywając mu szklankę z ręki - Tak jak mówiłam, była młoda i głupia. Ale czasu już nie cofniemy. Jesteśmy tu i teraz... - ziewnęła przeciągle i ułożyła głowę na ramieniu mężczyzny.
- ...Złączeni przeszłością - dodał Draco.
Zerknął na Hermionę, ale ta już spała. Postanowił jej nie budzić, wziął więc ją na ręce i zaniósł do swojego apartamentu. Ułożył ją na łóżku, zdjął jej buty, ubranie, biżuterię i opaskę, a potem zostawiając ją w samej bieliźnie, przykrył kołdrą. Sam wziął szybki prysznic i stanął nad śpiącą kobietą. Chwilę przyglądał się śpiącej brunetce, pocałował ją w czoło i położył się obok niej.

Złączeni przeszłością [6]

 Spojrzała w górę, na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Ric dostrzegł w jej oczach łzy. Wiedział, że teraz kiedy już się otworzyła nic jej nie zatrzyma. Musi zrzucić z siebie ciężar swojej przeszłości. Nie popędzał jej, czekał. Hermiona zagryzła wargi i załkał bezgłośnie. Po chwili na jej twarzy zagościł blady uśmiech.
   - Po kilku miesiącach urodził się mój synek. Gabriel. Gabriel Felix Malfoy. Mój mały, piękny Gabe. Byłam taka szczęśliwa, Ric. A wiesz co jest najgorsze? To, że wtedy zdawało mi się, że nic nie może zburzyć mojego szczęścia. Jaka ja byłam głupia - głos jej się załamał, mimo to kontynuowała.
   - Mieszkaliśmy na Fall's Hill. Mieliśmy zapewnioną ochronę przez Ministerstwo. Nie przeszliśmy na stronę Czarnego Pana. Mój ojciec nie mógł nam tego wybaczyć. Matka była neutralna, ale nie przyszła zobaczyć wnuka. I wiesz co, Ric? Żyło nam się dobrze, naprawdę dobrze. Aż pewnego dnia, spełnił się najgorszy z możliwych koszmarów. I wszystko się zmieniło…
  
   Patrzyła na swojego synka, leżącego w łóżeczku. Chłopiec gaworzył i uśmiechał się bezzębnym uśmiechem do swojej mamy. Jej serce przepełniała radość i duma. Do pokoju wszedł Draco.
   - Przyniosłem mu mleko.
   - Nakarm go. Spójrz, jest taki malutki– Draco podszedł do niej i przytulił się do jej pleców. Z lubością spojrzał na swojego syna, swojego dziedzica. – On ma już cztery miesiące, a jakby dopiero wczoraj się rodził. Czas leci tak szybko…
   - Wiem… Ma twoje oczy, wiesz? – cmoknął ją w skroń.
   - A twój nosek. Oby jednak charakter miał mój – oberwała kuksańca w bok – hej, a za co to?! – zaśmiała się.
   - A ja to mam zły charakter? – spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Zaśmiała się. Kochała i była kochana. Draco pocałował ją, a Gabriel w tym momencie zaśmiał się. Oderwali się od siebie.
   - Słyszałeś? Nasz synek, właśnie nas wyśmiał – zachichotała Hermiona.
   - Gabe… - Draco uśmiechnął się do syna, a ten odpowiedział mu tylko sobie zrozumiałym bełkotem dziecięcym. Malfoy ujął w swoją dłoń maleńką piąstkę dziecka. Nie chciał tego mówić Hermionie, ale czuł ogromną dumę, i jednocześnie był bardzo rozczulony.
   - No nakarm go wreszcie – odezwała się Granger. Ona też czuła wielką dumę, że ma wspaniałą rodzinę.
   - Już, już – szepnął i wyjął malca z łóżeczka. Chłopczyk spojrzał na niego wielkimi, orzechowymi oczami. Draco musnął jego główkę swoimi ustami i delikatnie wetknął chłopczykowi butelkę z mlekiem do buźki. Dziecko zjadła całą porcję, a Draco odłożył go do łóżeczka. Hermiona pogłaskała synka po główce i patrzyła jak młody stara się nie usnąć. Po chwili zmęczenie i pełny brzuszek sprawiły, że Gabriel usnął. Malfoy i Granger stali objęci nad łóżeczkiem synka, wpatrując się w śpiące maleństwo. Nagle usłyszeli trzaski teleportacji i huk wywarzanych drzwi. Hermiona pisnęła. Pośpiesznie opuścili pokój synka, zabezpieczając go kilkoma zaklęciami. 
   - Zejdę na dół zobaczyć co się dzieje.Zostań tu – przykazał jej i pobiegł schodami w dół. Hermiona wbiegła do swojej sypialni i zawiadomiła Ministerstwo o prawdopodobnym zagrożeniu. Wyszła z pokoju. Usłyszała przeraźliwy krzyk kobiety, a potem huk upadającego ciała.Przeszedł ją dreszcz. Wiedziała, że na dole rozgrywa się walka. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Mroczny Znak. Usłyszała kolejne trzaski teleportacji i usłyszała rozkaz atakowania. Przybyło Ministerstwo. Walka miała rozegrać się na dobre. Cicho zbiegła po schodach i rzuciła się w wir walki. Rzuciła zaklęcie rozbrajające w Bellatrix Lestrange, a potem Avadą w Yaxley’a, ten drugi padł martwy na ziemię. Kątem oka ujrzała jej ojca celującego Avadami w Stacey Moreno, nową aurorkę. Chciała pomóc dziewczynie, ale w tym momencie podeszła do niej matka: 
   - Uciekajcie stąd, Hermiono. Czarny Pan nie odpuści… - Cruelle jakby rozpłynęła się w powietrzu. Granger przeskoczyła leżące u jej stóp ciało jakiegoś Śmierciożercy i rzuciła tarczę w kierunku Harry’ego. Potter nie zdołał sam wybronić się przed zaklęciem Nott’a.Spojrzał na swoją wybawczynię, a na jego twarzy malował się szok. Nie spodziewał się, że życie uratuje mu Hermiona Blackwood, albo jak ktoś woli,Granger. Skinął jej głową w geście podziękowania. Kobieta próbowała odnaleźć swojego ukochanego, ale wokół widać było tylko walczących i poległych.Usłyszała głos Nott’a:
   - Przeszukajcie górę!! – sparaliżował ją strach. Tam był jej syn! Musiała tam biec, ratować dziecko, chronić go przed złem, przed wojną, przed złymi ludźmi. Biegnąc w stronę schodów, potknęła się o ciało Artura Weasley’a, a upadając rozcięła sobie brodę. Szybko się podniosła się na nogi, poczuła że z oczu płyną jej łzy. Nie wycierając ich, wbiegła na górę. Panowała tam cisza. Przeraźliwa cisza. Miała nadzieję, że nikt tu nie dotrze, nie odnajdzie jej dziecka. Wiedziała, że będzie walczyć, walczyć o swojego syna, o swojego mężczyznę życia. Zgasła ostatnia lampa.
 Ciemność. Cisza. 
 Cisza przed burzą.
 
Strach sparaliżował jej wszystkie mięśnie. Stała tam, po środku przestronnego korytarza. Na mokrych od łez polikach, czuła zimne podmuchy wiatru. Różdżkę trzymała w pogotowiu. Wolnym krokiem zbliżała się do zamkniętego pokoju. Dreszcze przechodziły jej zmęczone ciało, a ona próbowała zmusić się do bezszelestnego poruszania. Cicho otworzyła drzwi, i weszła do pokoju.
 I wtedy się zaczęło... 
 Głosy otaczały ją zewsząd. Czuła się przez nie osaczona. Rzucane zaklęcia zlewały się ze sobą, nie była wstanie rozróżnić poszczególnych klątw. W tym momencie nie liczyło się dla niej nic... nic, prócz JEGO bezpieczeństwa.Chciała zrobić kolejny krok, lecz w tym momencie w pokoju pojawiły się dwie postacie. ON... i ktoś kogo nie rozpoznała. Walczyli ze sobą zawzięcie, a kiedy jej serce przepełniła nadzieja na wygraną...
 Zielone światło.
 
Zielony promień poszybował w JEGO stronę. Płacz małego dziecka przerodził się w rozrywający serce szloch dorosłej kobiety. 
  Opadła na kolana. Usłyszała szyderczy śmiech, ktoś krzyknął że się udało, a potem były już tylko trzaski teleportacji. Znowu nastała cisza, złowroga, ciążąca cisza. Ktoś opadł obok niej i mocno ją przytulił. Po zapachu rozpoznała Draco. Nie wtuliła się w niego, odepchnęła go z całej siły i zaczęła krzyczeć, był to okropnie smutny krzyk kobiety, której pękło serce. Krzyk bólu, żalu, bezradności i bezsilności. Podbiegła do łóżeczka Gabriela i wyjęła zeń jego małe, martwe ciałko. Zawodząc z płaczu, błagała by nie umierał.
   - Gabe… Proszę… - załkała. Usłyszała za sobą stłumiony szloch Dracona. Podszedł do niej i razem z nią płakał nad zmarłym dzieckiem. Ktoś wszedł do pokoju, Hermiona odwróciła się gwałtownie. Kto śmiał zakłócić ich pożegnanie z synem?! W progu ujrzała matkę.
    Przepraszam – szepnęła, a potem opadła obok córki, płacząc nad ciałem wnuka.
   - Zabili go!!! – wrzasnęła Granger.
   - Nawet go nie poznałam… Nie przyszłam kiedy się urodził, a teraz widzę go martwego…
   - Mamo… - Cruelle wstała, i gestem ręki uciszyła córkę. Wytarła oczy białą chusteczką z wyhaftowanym godłem rodu.
   - Chcę ci powiedzieć coś ważnego.Wiem, że chwila jest niestosowna… Zabiłam go. Zabiłam przed chwilą twojego ojca. Szedł tu, żeby cię zabić. Wybacz mi, proszę – rozpłakała się na nowo. Hermiona mocniej wtuliła się w ciałko synka. Nie miała siły myśleć, nie miała siły żyć. Kiwnęła głową, a jej mama opuściła pomieszczenie z szelestem długiej, zielonej peleryny.
   Ric nie wiedział co zrobić. Hermiona rozpłakała się na dobre. Wstał i objął ją, a ona wtuliła głowę w jego tors.Chciał coś powiedzieć, ale bał się, że żadne słowa nie wyrażą tego co czuł w tej chwili. Kobieta uniosła głowę i spojrzała na niego.
   - Potem był pogrzeb Gabriela. Piękna i smutna ceremonia. Następnego dnia po pogrzebie Draco zniknął… Zaprowadził Ministerstwo do swojego domu, gdzie była siedziba Śmierciożerców. Zrobili rzeź, zabili Voldemorta i wszystkich popleczników. Oszczędzili tylko moją matkę i Narcyzę Malfoy, matkę Dracona. A kiedy wrócił i powiedział mi, że się zemścił… Ja nie mogłam, Ric. Zabrałam swoje rzeczy i odeszłam. Starałam ułożyć sobie życie, zajęłam się domem, pracą… Wszystkim, byle tylko nie myśleć o przeszłości. Ale nie umiałam od tego uciec. Co noc męczyły mnie koszmary, od ośmiu lat, Ric. Rozumiesz? – wydawała się taka zmęczona, aż musiał ją pogłaskać po włosach – I Pansy, moja cudowna Pansy, wysłała mnie tutaj, na wakacje, żebym odpoczęła i przestała o tym myśleć. I udało mi się, Ric, dopóki nie zobaczyłam Draco. A wiesz co jest najgorsze? Że ja go kocham, wciąż go kocham. A on ma żonę, zapomniał i ułożył sobie życie… Nie to co ja, dla mnie już nie ma nadziei… 
   Chciał jej powiedzieć, że myśli inaczej, ale nie powiedział nic. Milczał. Milczała. Milczeli razem.

Złączeni przeszłością [5]

    Stała na błoniach wpatrzona w zamarzniętą taflę jeziora. W jej głowie kotłowało się wiele myśli. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że jest córką Blackwoodów. Nie miała pojęcia jak powiedzieć o tym Harry'emu i Ronowi. Bała się ich reakcji. Jej przyjaciele od wielu tygodni przygotowywali się do niebezpiecznej wyprawy w poszukiwaniu horkruksów, a ona co? Miała zostać w Hogwarcie, bezpieczna, chroniona przez Śmierciożerców, z Mrocznym Znakiem na przegubie, który to niechybnie posiądzie, i donosząc na plany swoich dotychczasowych przyjaciół. Okrutny los z niej zadrwił. Wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni szaty i przymrużyła lekko powieki. Usłyszała za sobą kroki. Zdawała sobie sprawę, że ktoś zbliża się w jej kierunku, jednak nie miała siły i odwagi by się odwrócić. Nie była jeszcze gotowa na rozmowę z chłopakami. Obok niej nie stanął jednak ani Harry, ani Ron.
   - Nie myśl już o tym, Hermiono. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy czymś tak nieistotnym. Nasz los był już od narodzin przypisany Czarnemu Panu. Nic na to nie poradzimy.
   - Co ja im powiem, Draco? - zapytała przykucając nad brzegiem jeziora.
   - Może prawdę? - odrzekł Malfoy, zbliżając się do niej.
   - Och, oczywiście! Jak mogłam na to nie wpaść! - zironizowała - Draco, to moi przyjaciele... Nie chcę ich zranić.
   - Wiesz co, Hermiono? Twoja naiwność wciąż mnie zadziwia. To będzie ważny moment w twoim życiu. A wiesz dlaczego? W dniu, w którym wyjawisz im prawdę, przekonasz się, czy warci byli miana przyjaciół.
   - Ale...
   - Nie, moja droga. Ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że ich reakcja nie będzie pozytywna.
   - Zostanę sama...
   - Absolutnie nie! I nie histeryzuj, proszę cię! Ja i Pansy nie pozwolimy byś czuła się samotna. - Uśmiechnęła się do niego. Poczuła dziwne ciepło w okolicy serca, aż zadziwiona przyłożyła swą dłoń do piersi. On poklepał ją po ramieniu i odszedł. Wystarczyło.
   W Pokoju Życzeń panowała napięta atmosfera. Powietrze zdawało się być naelektryzowane od negatywnych emocji. Rudowłosy chłopak, czerwony na twarzy, krążył nerwowo przy parapecie, na którym siedziała znużona dziewczyna. Obracała w dłoni swą różdżkę. Czarnowłosy chłopak stał oparty o ścianę, oddając się zadumie.
   - Jak mogłaś?! - po raz wtóry tego dnia krzyknął rudowłosy.
   - Och, nie żartuj sobie! Naprawdę myślisz, że to wszystko moja wina? - odburknęła znudzona dziewczyna. Ron spojrzał na nią z pogardą i prawie wypluł kolejne słowa.
   - Córka Blackwoodów! Dobre sobie, zgrywała przyjaciółkę, a w rzeczywistości sama należy do hordy Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać! Zdrajczyni!
   - Nie przesadzaj, Weasley! - odkrzyknęła.
   - A co? Naślesz na mnie nowych kolegów?! - prychnął.
   - Uwierz mi, Weasley, sama potrafię o siebie zadbać.
   - Nie wątpię - sarknął. - A ty co o tym sądzisz Harry? - zwrócił się do czarnowłosego. Chłopak poprawił swoje okulary.
   - Ja... hmm... no cóż, sądzę... właściwie to nic nie sądzę - burknął.
   - Za to ja SĄDZĘ, że nie chcemy cie znać! Wynoś się stąd! Wynoś!! I żebym cie ja więcej na oczy nie widział, Blackwood. - Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Na odchodne usłyszała jeszcze: "Głupia szlama". Pierwszy raz w życiu wyzwisko to skierowane w jej stronę, szczerze ją rozbawiło. Wcale nie czuła żalu ani rozgoryczenia, czuła się wyzwolona.
   Siedzieli przy długim stole. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji, jedynie Bellatrix wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Postać o białej, perłowej skórze, z dwiema dziurami zamiast nozdrzy siedziała w fotelu przy kominku. Czerwone oczy wpatrywały się w wijącą się u jego stóp postać. Nikt z biesiadników nie zwracał uwagi na zmaltretowane ciało leżące pod nogami Pana. Voldemort okręcił się fotelem w ich stronę i syknął:
   - Podejdźźź do mnie, Cruelle - Hermiona patrzyła jak jej matka z błogim uśmiechem podchodzi do Czarnego Pana, i klęka u jego stóp. Pochyliła głowę, a blond loki opadły na jej twarz. 
   - Opowiedzzz mi, Cruelle, jak było przezzz te lata mojej nieobecccnośśści - kobieta podniosła głowę i spojrzała na niego z lubieżnością. 
   - Panie - rzekła - to były najgorsze lata. Najgorsze! Zniknąłeś, Ministerstwo rozpoczęło polowanie na nas, zabili mi syna, odebrali córkę! To były złe czasy, Panie!
   - Sssłyszałem o waszej córcce. Wssspaniale, że się odnalazła! Przyda nam się w naszych szeregach - Czarny Pan omiótł groźnym spojrzeniem wszystkich zebranych. Jego oczy zatrzymały się na córce Blackwoodów. Hermiona spuściła wzrok.
   - Ach... Co za szkoda, co za szkoda! Wasz, sssyn... Ian, tak? - Cruelle skinęła głową - Cóż, wielka szkoda! Wiązałem z nim wielkie plany! Podejdź do mnie, Hermiono. - Sparaliżował ją strach. Wiedziała, że musi podejść. Spojrzała błagalnie na Dracona, potem na Pansy, ale żadne z nich nie mogło nic zaradzić. Posłali jej spojrzenia pełne otuchy. Hermiona powoli wstała od stołu. Wolnym krokiem zmierzała w stronę Voldemorta. Zdawała sobie sprawę, że musi zachowywać się stosownie. Idąc za przykładem matki, klęknęła przed jego obliczem.
   - Panie... - szepnęła.
   - Witaaaj, Hermiono. Kolejny Blackwood w moich szeregach, to szalenie dobra wiadomośśść. Datę waszej inicjacji wyznaczę - narazie wracajcie do szkoły! - po tych słowach skierował swą różdżkę w stronę ciała wijącego się na podłodze. Zielony promień ugodził je w plecy, uśmiercając pojmanego mężczyznę.
                                   ~~~~~~~~~~~~
   Niebo zaczęło przybierać kolor granatu. Piasek pod ich stopami stawał się coraz chłodniejszy, jednak alkohol buzujący w żyłach, sprawiał, że było im ciepło. Mężczyzna przyglądał się swojej towarzyszce, jakby próbując wyczytać coś z jej oczu.
   - Co było dalej, maleńka? - zapytał Ric.
   - Wróciliśmy do szkoły - upiła łyk kolejnego drinka. Zaczynało szumieć jej w głowie, ale wiedziała, że tylko dziś da radę zdjąć z siebie ten ciężar. 
   - A potem? - dociekał.
   - Mijały miesiące. Długo by opowiadać. Monotonność dla postronnego słuchacza. Nie działo się nic związanego z Czarnym Panem, ani z Potterem czy Weasleym. Ale był to czas kiedy moja przyjaźń z Pansy rozwinęła się, a między mną a Draconem zaczęło rodzić się uczucie.
   - Ty go kochałaś?! - autentycznie zdziwił się Ric.
   - Słuchaj dalej - burknęła - To było coś pięknego, coś czego w życiu nie doznałam. Hogwart huczał od plotek i spekulacji, bo widzisz, nie dość, że szlama Granger okazała się czystokrwistą czarownicą, córką Blackwoodów, to jeszcze zaprzyjaźniła się z Pansy i wdała w romans z Malfoyem. Armagedon!
   - Nie używasz nazwiska Blackwood... - zauważył blondyn.
   - Ano, nie. Nie chcę, to by mnie wiązało z przeszłością.
   - Nie utrzymujesz kontaktów z rodzicami?
   - To nie takie proste, Ric. Mój ojciec już nie żyje, a z matką się widuję. Powiedz szczerze, umiałbyś kochać kogoś, kto chciał cię zabić? - pokręcił głową.
   - Czy matka... czy ona... chciała cię zabić? - zapytał.
   - Nie ona - zaśmiała się gorzko - Ale posłuchaj dalej.
                   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   Nadeszła wiosna. Hermiona wiedziała, że w każdej chwili może spodziewać się sowy od Czarnego Pana. Sowy z datą ich inicjacji. Nie chciała tego, nie chciała przystąpić do Śmierciożerców. Wiedziała też, że Draco i Pansy również boją się przyszłości jaka ich czeka. Siedząc na łóżku, czekała na swojego ukochanego. Po chwili pojawił się przed nią, owinięty w biodrach ręcznikiem, jeszcze mokry na klatce. Podszedł do niej i pocałował. Oplotła go rękami za szyję i pociągnęła na łóżko. 
   - Jakie mamy na dziś plany, aniołku? - wymruczał jej do ucha. Zaśmiała się.
   - Nie wiem jak ty, ale ja to dziś nie wychodzę z łóżka - powiedziawszy to, zakopała się pod kołdrą. Draco pokręcił głową i wszedł za nią pod kołdrę.
   - To ja też - powiedział, po czym objął ją w pasie. Dziewczyna wtuliła się w niego. 
   - Wszystko się pozmieniało - mruknęła.
   - Hej, chyba nie jest ci źle? - zapytał głaszcząc ją po policzku.
   - Nie, skąd. Tylko wciąż nie może do mnie dotrzeć to wszystko. Nie jestem szlamą, Harry i Ron nie chcą mnie znać, przyjaźnię się z Pansy, jestem z tobą. A to wszystko w ciągu siedmiu miesięcy.
   - Siedem miesięcy temu myślałaś, że pochodzisz z mugolskiej rodziny, miałaś tych dwóch pajaców za przyjaciół, wciąż się uczyłaś i nie miałaś mnie. Lepsze to było? - uśmiechnął się zadziornie.
   - Tego nie powiedziałam. Po prostu... Dziwnie mi. 
   - Kocham cię, naprawdę cię kocham - szepnął jej do ucha. Poczuła miły dreszcz na ciele i przywarła do niego wargami.
   - Ja ciebie też kocham - rzekła, kiedy się od niego oderwała. Milczeli patrząc sobie w oczy. Każde z nich myślami było gdzieś indziej.
   - Jak myślisz, kiedy będzie chciał nas inicjować? - zapytała słabym głosem.
   - Myślę, że mamy trochę czasu, kochanie. Przynajmniej póki nie urodzisz, będziesz bezpieczna.
   - A ty? - zapytała drżącym głosem.
   - A ja razem z tobą. W końcu wspólnie zmajstrowaliśmy malucha - zaśmiała się gładząc po niewielkim brzuszku. Za cztery miesiące mieli zostać rodzicami. Wiedzieli jednak, że ich dziecko przyjdzie na świat w czasie wojny.

Złączeni przeszłością [4]

   Usiedli w ich ulubionym miejscu na plaży - na leżakach kryjących się w cieniu rozłożystych palm. Hermiona trzęsąc się z nerwów podciągnęła nogi pod brodę o objęła je ramionami. Ric podsunął swój leżak blisko niej, a siadając podał przyjaciółce drinka. Hermiona pociągnęła łyk chłodnego, alkoholowego napoju i przymknęła oczy by choć przez chwilę nie myśleć o rozdzierającym serce bólu.
   - On ma żonę, Ric - wyszeptała zduszonym przez szloch głosem.
   - Kto?
   - Piękną żonę, która spędzi z nim całe swoje życie...
   - Na litość boską, Hermiono! Powiedzże wreszcie kto! - zniecierpliwił się mężczyzna.
   - Posłuchaj, Ric. Do tej pory nie umiałam się otworzyć na moją przeszłość, ale myślę, że jestem gotowa opowiedzieć ci mój sekret. 
   - Zamieniam się w słuch.
   Dziewczyna zaczerpnęła głośno powietrze, i przeniosła się w czasie, kilkanaście lat wstecz.
                                           ~~~~~~~~~~~~
   W Wielkiej Sali zapanował gwar, gdy do pomieszczenia wleciały sowy. Wielu uczniów oczekiwało tego dnia listu od rodziców, lub przesyłki. 
   Mimo iż nastały ciężkie czasy dla świata czarodziejów wiele osób powróciło do Hogwartu by kontynuować naukę. Niestety duża część uczniów, po śmierci Dumbledore'a nie powróciła do szkoły. Strach przed rządami Czarnego Pana skłonił ich do przerwania nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa, oraz do ucieczki. Ci co zostali, wiedli niepewne życie. Szkoła nie była już bezpieczna. Mimo to, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele starali się wieść normalne, szkolne życie.
   Hermiona Granger, uczennica siódmego roku, siedziała spokojnie w towarzystwie swoich przyjaciół - Harry'ego Pottera i Rona Weasley'a. Zaczytana była w Proroku Codziennym, dlatego nie zauważyła czarnej sowy, która nad nią krążyła. Dopiero, kiedy owe ptaszysko upuściło przed nią list, dziewczyna spojrzała w jego stronę. Dziwny dreszcz przeszedł jej ciało. Mimowolnie spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego, a jej wzrok napotkał złowrogie spojrzenie Mistrza Eliksirów - Severusa Snape'a. Profesor kiwnął jej sztywno głową, na co Hermiona spuściła wzrok i wbiła go w kopertę. Zgrabną kaligrafią ktoś napisał: Panna Hermiona Granger. Gryffindor. Na jej odwrocie znajdowała się zielona pieczęć z herbem nieznanego jej rodu. Czytając treść listu, Hermiona bladła z każdą linijką tekstu. Widząc to, Harry zaniepokoił się o przyjaciółkę.
   - Hermiono, czy wszystko w porządku? - zapytał.
   - T-tak, Harry. Ja... Wszystko dobrze - uśmiechnęła się krzywo i gniotąc pergamin w dłoni, wepchnęła go do kieszeni szaty.
   Przemierzała korytarze Hogwartu biegnąc co sił w nogach. Postacie z portretów i obrazów nawoływały do niej by zwolniła. Nie słuchała. Zatrzymała się przed drzwiami gabinetu profesora Snape'a by złapać oddech i uspokoić myśli. Kiedy zdawało jej się, że oddycha w miarę normalnie, z całej siły pchnęła drzwiami i wbiegła do pomieszczenia. Bez zbędnych kurtuazji stanęła przed swoim profesorem i krzyknęła z rozpaczą w głosie:
   - Co to znaczy, że nie jestem tym za kogo się uważam?! - Snape spojrzał na nią z nad szklaneczki Ognistej Whisky. Ręką wskazał jej krzesło, na które po chwili opadła. Mężczyzna patrzył na nią delektując się smakiem trunku. Cisza ciążąca w pomieszczeniu, zdawała się elektryzować wszystko w okół. Hermiona tarła dłońmi kolana, oczekując odpowiedzi. Snape podrapał się po brodzie i od niechcenia rzucił:
   - Nie jesteś szlamą.
   Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia. Nie mogło do niej dotrzeć to co przed chwilą usłyszała. Sądziła, że się przesłyszała. Zamknęła oczy próbując przeanalizować sens słów nauczyciela.
   - Nie wierzę! Jak to możliwe? - zapytała przełykając ślinę.
   - Och, nie sądzę by moja była w tym głowa, by cię uświadamiać. Aczkolwiek, znaj moją dobroć... Raczę cię poinformować, że dziś zjawisz się wraz z panem Malfoy'em w Hogsmeade. Pójdziecie do domu numer 311, gdzie czekać na was będą twoi rodzice, i matka Dracona - Severus wstał zza biurka i podszedł do drzwi. Otworzył je, dając Hermionie znak, że powinna się zbierać. Dziewczyna niepewnie zsunęła się z krzesła i podeszła do nauczyciela. Stanęła przed nim, uporczywie patrząc mu w oczy.
   - O 20 pod moim gabinetem -nachylił się, by wyszeptać jej do ucha. Dziewczynę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nauczyciel wyprostował się i mrużąc oczy dorzucił - Możesz mówić mi wuju... - Hermiona wybiegła z gabinetu. Sunąc się korytarzami zamku, słyszała za sobą szyderczy śmiech Snape'a. 
   Równo o 20:00 zjawiła się pod gabinetem. Ujrzała Malfoya nonszalancko opartego o ścianę. Jej serce z niejasnych przyczyn przyśpieszyło bicia. Tłumacząc to lękiem przed nieznanym, dziewczyna podeszła do Ślizgona. Chłopak spojrzał na nią z ukosa i przywitał ją beznamiętnym tonem. W odpowiedzi kiwnęła mu tylko głową, przez ściśnięte gardło nie była w stanie wydusić ani słowa.
   - Wejdźcie! - usłyszeli groźny ton profesora. Idąc ramię w ramię, doszli do futryny. Malfoy usunął się na bok, pozwalając wejść jej pierwszej. Ten dżentelmeński gest zdziwił nieco Granger, jednak nie dała po sobie poznać dezorientacji. Śmiałym krokiem wmaszerowała do środka i stanęła przy biurku. Po chwili u jej boku znalazł się Malfoy. Snape stał przodem do nich, podpierając się myślodsiewni. W prawej dłoni dzierżył szklankę z Ognistą Whisky, w lewej natomiast trzymał łyżkę. Widok ten wywołał w głowie Hermiony lawinę myśli. Zadawała sobie pytanie po kiego czorta mu ta łyżka?! Z zadumy wyrwał ją głos nauczyciela oznajmiający, że do Hogsmeade przeniosą się za pomocą świstoklika, który uaktywni się za minutę. Po chwili łyżka, która była dla Hermiony zagadką, znalazła się w dłoni Malfoya. No i zagadka rozwiązana, pomyślała kwaśno.
   - Granger, łap świstoklik. Zostało piętnaście sekund. - Hermiona złapała łyżkę i kilka chwil później poczuła szarpnięcie w pępku. Prawie jak przy teleportacji, poczuła mdłości.
   Wylądowali na pustej, słabo oświetlonej ulicy. Ponura jesień strąciła już z drzew liście, które gnijąc leżały pod pniami. W okół rozciągał się przenikliwy smród szamba. Dziewczynę przeszły ciarki.
   - To jest najmroczniejsza część Hogsmeade. Niewiele osób tu się zapuszcza - powiedział Draco, wymijając ją. Szybko zrównała się z chłopakiem. Szli w milczeniu, otoczeni ciemnością i ponurym świstem wiatru.
   - Ktoś musiał powiedzieć ci wreszcie prawdę, Granger - powiedział chłopak.
   - To znaczy, że ty o wszystkim wiesz? - zapytała zachrypniętym głosem. Malfoy zatrzymał się gwałtownie i pociągnął ją tak, by stanęła z nim twarzą w twarz. Patrzyli sobie w oczy. Ona ujrzała w jego szarobłękitnych tęczówkach determinację i odwagę. On w jej orzechowych oczach ujrzał strach i niepewność. Nie miał jednak wątpliwości, że jest silną kobietą. 
   - Posłuchaj, jestem synem Śmierciożerców, obracam się w towarzystwie Śmierciożerców... Czy jest zatem możliwość bym czegokolwiek nie wiedział? Hermiono, mam tylko nadzieję, że jesteś świadoma, a przynajmniej domyślasz się po mojej obecności, że zarówno ty, jak i sytuacja, w której się znalazłaś związana jest z Czarnym Panem i Śmierciożercami? - kiwnęła głową, nie pewna swoich myśli. Draco natychmiast ruszył dalej zostawiając oszołomioną dziewczynę w tyle. Hermiona potrząsnęła głową i ruszyła by znów zrównać się z Malfoyem. Kiedy wyrównała z nim krok, poczuła jego dłoń na swojej. Draco podniósł jej rękę do swojej twarzy i delikatnie muskając ustami jej palce, wyszeptał:
   - Nic złego ci się nie przytrafi, obiecuję.
   Do wyznaczonego domu wprowadził ją Draco. Szła kurczowo ściskając w dłoni swoją różdżkę. Stojąc przed wielkimi wrotami, Hermiona łapała głośno oddech. Draco, w geście otuchy, poklepał ją po ramieniu. Drzwi otworzył im starzec z siwej pelerynie. Celował w nich różdżką:
   - Ostatnie słowa Yaxleya przed śmiercią? - wychrypiał w ich stronę. Hermiona drgnęła, a Draco odrzekł:
   - Mugole i szlamy nie mają prawa bytu na tej ziemi. - Starzec odsunął się i przepuścił ich w drzwiach. Idąc długim, ciemnym korytarzem, Hermiona przyglądała się postaciom na obrazach. Byli to bogaci, dumni i groźno łypiący ludzie. Hermiona czuła na sobie wzrok podążającego za nimi starca. Weszli do wielkiego salonu. Przy długim stole siedziały trzy postacie. Hermiona rozpoznała jedynie matkę Malfoya, Narcyzę. Obok niej siedziała blondwłosa kobieta, a z jej lewej strony mężczyzna o czarnych włosach przyprószonych lekko siwizną. Nikt nie wstał by ich przywitać. Hermiona speszona stanęła blisko drzwi, a Draco poszedł przywitać się z matką.
   - Usiądź, Hermiono - rzekł głębokim głosem mężczyzna. Hermiona posłusznie usiadła naprzeciw nich.
   - Witaj, Hermiono. Nazywam się Cruella Blackwood, a to jest mój mąż, Edward. Sprowadziliśmy cię tutaj, aby wyjawić ci prawdę. Uznaliśmy, że po siedemnastu latach, jesteś już gotowa ją poznać. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przez te lata byłaś szykanowana i wyśmiewana z powodu swojego pochodzenia. Wybacz, to nasza wina. Prawdę mówiąc, nie jesteś szlamą. Ba, jesteś czystokrwistą czarownicą, w każdym pokoleniu. Niestety, urodziłaś się w ciężkich dla nas czasach. Ja i Edward, jako najbliżsi poplecznicy Czarnego Pana, byliśmy po jego zniknięciu poszukiwani listami gończymi. Miałaś zaledwie rok, kiedy zmuszeni byliśmy cię oddać, dla twojego własnego dobra. Inaczej mogłabyś nie przeżyć, jak Ian, twój starszy brat. Teraz, kiedy nasz Pan powrócił, mogliśmy cię odnaleźć. Nie było łatwo, ale pomogła nam Narcyza i Severus - Hermiona zdawała sobie sprawę, że Cruella nadal coś mówi, ale nie docierało do niej nic więcej. Starała się skupić na tym czego już się dowiedziała, i poukładać to sobie w głowie. Nie była w stanie, nie potrafiła. Nie jestem szlamą, nie jestem... Ja... Właściwie to nawet nie wiem kim jestem. Nie jestem Hermioną Granger. Nazywam się Hermiona Blackwood? Córka Śmierciożerców? Będę... muszę... ja... Śmierciożerczyni?

Złączeni przeszłością [3]

   Pierwszy tydzień minął jej bardzo szybko. Nim się spostrzegła, jej skóra przybrała odcień czekolady z mlekiem. Kobieta czuła się zrelaksowana. Codziennie oddawała się oferowanym przez hotel przyjemnością - chodziła na masaże, korzystała z sauny, pływała w basenie, relaksowała się na plaży. Przez ostatnie dni brała lekcje windsurfingu, tańca hula i nurkowania. We wszystkich tych czynnościach towarzyszył jej Ric. Ich przyjaźń bardzo szybko się rozwinęła, stali się sobie bliscy. Nigdy nie brakowało im tematów do rozmów, nigdy się ze sobą nie nudzili. Mieli jednak jedną zasadę - przyjaźń i nic więcej. Zasadę tę ustalili wspólnie, i jak najbardziej obojgu ona pasowała.
   Nastał ósmy dzień ich pobytu na wyspie. Hermiona i Ric wracali właśnie z lekcji windsurfingu. Mieli na sobie piankowe kombinezony, które ociekały wodą. Na szyjach zawiesili sobie białe ręczniki. Zaśmiewając się ze swoich upadków, podeszli do plażowego basenu i zamówili drinki.
   - Co powiesz, żebyśmy po kolacji poszli potrenować nasz taniec hula? Dziś organizują hawajski wieczorek w Makoto, to jest jakieś 500 metrów od hotelu.
   - Hmm... No nie wiem, Ric. Boję się, że okażę się lepsza, a wtedy mogłoby być ci przykro - Hermiona zaśmiała się, odchylając do tyłu głowę. Blondyn popatrzył na nią mrużąc jedno oko, i również zaczął się śmiać. 
   - Jesteś niemożliwa, maleńka... - pokręcił głową. Hermiona położyła ramiona na blacie baru, i oparła na nich głowę. Przez chwilę myślała o minionym tygodniu i nie mogła przestać się dziwić, jak łatwo przyszło jej się tu zaaklimatyzować. Czuła się wypoczęta, szczęśliwa. Odcięta od pracy, problemów, pośpiechu, od tego całego wyścigu szczurów, od magii. Odcięta od przeszłości... Od dwóch dni zaczęła normalnie spać, nie miała już koszmarów. Czuła się trochę winna, że odsunęła na bok wydarzenia z przeszłości, ale wyrzuty sumienia mijały szybko, ponieważ ciągle coś robiła, ciągle przebywała z Rickiem. Ric... Poczuła jak uśmiech wpełza na jej usta. Ric był jej przyjacielem, jej ostoją. Co prawda nie opowiedziała mu o sobie wszystkiego, nie opowiedziała mu o tamtej nocy, ale miała na to jeszcze czas. Kiedyś mu o tym powie, ale jeszcze nie teraz. Hermiona zdawała sobie sprawę, że i on ma jakąś mroczną tajemnicę, że coś ukrywa. Widziała to w jego oczach, widziała to w cieniach pod oczami, z którymi tu przyjechał. Co prawda te szpetne wory z pod oczu zniknęły im obojgu już po kilku dniach, ale smutek w oczach pozostał - była pewna, że nie tylko Rickowi, ale także i jej. Wiedziała również, że Ric odwzajemnia jej przyjaźń, i że on również nie jest jeszcze gotowy wyznać jej swoją tajemnicę. Nie naciskała. Czekała. Na odpowiedni moment, kiedy to oboje wszystko sobie wyjawią. 
   - Coś się stało? - z zamyślenia wyrwał ją głos przyjaciela. Hermiona spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Pokręciła głową i rzekła:
   - Po prostu uwielbiam jak mówisz do mnie "maleńka" - zaśmiała się. Dziewczyna dopiła swojego drinka, zsunęła się z krzesła i zaczekała aż Ric uczyni to samo. Razem ruszyli do swoich apartamentów. 
   Ubrana w krótką, obcisłą, czarną sukienkę z baskinką założyła czarne, lakierkowe szpilki z małym czubkiem, zapinane na kostkę. Ponieważ gorset sukienki był wycięty w serce, na szyję zawiesiła delikatny łańcuszek z białego złota. Oczy podkreśliła czarną kredką, a rzęsy wydłużyła i pogrubiła czarną maskarą. Na policzki nałożyła róż, a na usta krwistoczerwoną szminkę. Smukłą szyję spryskała perfumami, które wraz ze szminką, pudrem i różdżką znalazły się w jej białej kopertówce. Torebeczka powiększona zaklęciem mieściła w sobie także mugolską komórkę, portfel i zdjęcie, na którym był ON. Hermiona wyprostowała włosy, ale pozwoliła aby kosmyki okalające jej twarz lekko się falowały. Kobieta podeszła do toaletki i usiadła na taboreciku. Spojrzała w lustro, ale nie zobaczyła w nim dawnej, zmęczonej i smutnej Hermiony. Patrzyła na siebie z zaciekawieniem.
   - Kim ty jesteś? - pytała samą siebie, śmiejąc się cicho. Wtem w apartamencie rozległo się pukanie do drzwi. Hermiona pobiegła żeby otworzyć drzwi. W progu stał Ric.
   - Wooow! - wydusiła na widok swojej przyjaciółki, a ta zachichotała. Alaric wręczył jej lei wykonane z plumerii. Kobieta przymknęła oczy, wdychając zapach kwiatów. Położyła je na komodzie i ruszyli do restauracji hotelowej na kolację.
   Oboje zdecydowali się zjeść pieczoną kaczkę w winie i gruszkach, kozi serek zapiekany w migdałach oraz krakersy z foie gras. Uraczenie pyszną kolacją ruszyli w stronę wyjścia, tak jak planowali, zamierzali iść do Makoto, na drinka i hawajski wieczorek. Będąc w lobby, Ric przeprosił na chwilę Hermionę i udał się do swojego apartamentu po swoją różdżkę. Kobieta tymczasem przyglądała się ludziom w lobby. W pewnym momencie serce na chwilę jej stanęło. Przy recepcji ujrzała blondwłosego mężczyznę, na którego ramieniu wisiała piękna kobieta. Jej ruchy były tak dystyngowane jakby należała do królewskiej rodziny. Długie blond włosy spływały luźno po jej szczupłych ramionach. Odziana była w czerwoną sukienkę, która idealnie podkreślała jej wydatny biust, i szczuplutką talię. W delikatnej dłoni dzierżyła torebkę. Szepnęła coś blondynowi na ucho i oddaliła się gdzieś. Hermiona z bijącym sercem przyglądała się mężczyźnie, a on jakby wyczuł jej wzrok na sobie, odwrócił się. Ich spojrzenia się spotkały. Hermiona zamknęła oczy, zdawało jej się, że tylko na chwilę, ale kiedy je otworzyła on stał przy niej. Głośno wciągnęła powietrze do płuc.
   - Witaj, Hermiono - odezwał się blondyn. Jego głos spowodował, że przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Tak dawno nie słyszała tego głosu. W tym momencie poczuła, że słabnie, że zaczyna się trząść.
   - Witaj - musiała się zebrać w sobie by móc odpowiedzieć. Patrzyła w jego oczy, i choć sprawiało jej to ból, nie miała siły odwrócić wzroku. W jego oczach, jak w kalejdoskopie, widziała wiele wydarzeń, wiele chwil sprzed lat. Czuła się jak na karuzeli, wszystko wokół niej wirowało, czuła się wyrwana z rzeczywistości, sama nie wiedziała dlaczego jeszcze stoi na nogach. W jego oczach też widziała ból i niepewność. 
   - Miło spotkać cię po tylu latach - odchrząknął, by móc kontynuować - pięknie wyglądasz. Jesteś trochę blada, ale wydajesz się szczęśliwa, mam rację?
   - Um, tak. Jestem szcz...szczęśliwa. - Poczuła, że łamie jej się głos, więc i ona odchrząknęła. Zmusiła się całą siłą woli, i przeniosła swój wzrok gdzieś ponad jego ramię.
   - Przyjechałeś tu na wakacje, Draco? - zapytała, z trudem wymawiając jego imię. Na chwilę przygryzła wargę, ale szybko ułożyła wargi w coś, co miało być uśmiechem. Czuła napięcie w każdym mięśniu. Oczekując na odpowiedź, znów spojrzała w jego oczy.  
   - Tak, wczoraj przyjechaliśmy. Mniemam, że ty również jesteś tu na wakacjach?
   - Taaak, na wakacjach. Wydaje mi się, że zasłużyłam na urlop. - Hermiona ledwo oddychała, ale dzielnie stała i próbowała rozmawiać z Draconem. Łapiąc oddech, zauważyła, że podchodzi do nich kobieta, z która wcześniej stał blondyn. Draco również ją zauważył, bo odwrócił się do niej, i złapał ją za rękę.
   - Megs, pozwól że ci przedstawię, moją towarzyszkę. To jest Hermiona Granger - na twarzy kobiety dało się zauważyć szok, który szybko zamaskowała pod uśmiechem. Kobieta wyciągnęła w stronę Hermiony swoją smukłą dłoń.
   - Witaj Hermiono, jestem Megan Malfoy. Bardzo miło cię poznać. - Hermiona uścisnęła dłoń pani Malfoy, i ostatkiem sił wydusiła z siebie:
   - Mi również miło cię poznać, Megan. - Nie miała już siły, czuła że się zapada. Na szczęście dla niej, z windy wysiadł Ric. Podszedł do niej z uśmiechem, a ona poczuła ogromną ulgę, gdy ten złapał ją za rękę.
   - Przepraszam maleńka, że tak długo musiałaś czekać. Ale widzę, że miałaś towarzystwo? - uśmiechnął się do niej, a ona lekko kiwnęła głową. Alaric przedstawił się Malfoy'om i zwrócił do Hermiony:
   - To co, maleńka? Idziemy? - Hermiona mocniej łapiąc go za rękę, kiwnęła głową. Czuła, że karuzela w jej głowie przyspiesza, że bez ręki Ricka, upadłaby. Krótko pożegnała się z towarzyszami i wyszli z Rickiem z lobby. Na dworze poczuła, że ma mokre policzki. Nawet nie wiedziała kiedy poleciały jej łzy. Widząc to Ric, stanął przed nią, i nie wiedząc co uczynić, patrzył na nią przez chwilę bezczynnie.
   - Nie mogę nigdzie iść, Ric. Przepraszam - wychlipała. Mężczyzna kiwnął głową i przygryzł wargę. Po chwili poczuł na swojej piersi jej głowę, a w okół talii jej szczupłe ramiona. Mocniej przygarnął ją do siebie i gładził po włosach.
   - Chcesz... Chcesz pogadać, maleńka? - wyszeptał. Hermiona podniosła głowę, by na niego spojrzeć. W jej zapłakanych oczach, Ric ujrzał tyle bólu, że zachciało mu się wyć z bezsilności.
   - Tak... Już czas Ric, żebym ci to powiedziała. Muszę wreszcie pozwolić złym duchom przeszłości odejść.
   Nie wiedział co chce mu powiedzieć. Wiedział na pewno, że opowiedzenie tej historii będzie dla niej ciężkie i bolesne. Chciał jednak to usłyszeć, i wiedział, że zrobi wszystko żeby jej pomóc. Czuł, że tej nocy otworzą dla siebie kolejną bramę, że ich najskrytsze tajemnice zostaną opowiedziane na plaży, przy hotelowych drinkach. Sam również postanowił tej nocy zdjąć z siebie ciężar swego sekretu. Idąc na plażę milczeli wtuleni w siebie. Sprawiali wrażenie szczęśliwej i zakochanej pary, ale w rzeczywistości byli tylko przyjaciółmi, bratem i siostrą.

Złączeni przeszłością [2]

Krajobraz, który się przed nią rozciągał zauroczył ją. Siedząc w taksówce podziwiała błękit nieba, bujną roślinność i tłumy ludzi wybierających się na plażę. Palmy widziała pierwszy raz w życiu. Ich rozmiar, zieleń i dorodność były dla niej jak natchnienie. Ludzie byli opaleni, lub też nosili na sobie ślady poparzeń - wynik zbyt długiego wylegiwania się na słońcu. W taksówce unosił się zapach świeżych pomarańczy zmieszanych z obrzydliwym dymem papierosowym. Kierowca, sędziwy mężczyzna o siwych loczkach, i przenikliwych brązowych oczkach, ukrytych pod okularami-połówkami, spoglądał na nią we wstecznym lusterku. 
  - Hotel Wailea to dobry wybór, panienko. Jeżeli pragnie panienka odpocząć, to nie ma lepszego miejsca. Te sińce pod oczami, które nie pasują do tak pięknej twarzy, znikną. Już oni się tam postarają. - przez chwilę Hermiona poczuła się urażona, że obcy mężczyzna wspomina o jej niedoskonałości, jednak po chwili uświadomiła sobie, że starzec mówi to z troski.
  - Panienka, potrzebuje odpoczynku. Proszę o siebie dbać - Hermiona uśmiechnęła się do niego w lusterku. Reszta podróży upłynęła im w milczeniu. Hermiona jak zaczarowana wpatrywała się w szybę, kierowca od czasu do czasu zaś, zerkał w lusterku na dziewczynę. Kręcił przy tym delikatnie głową. Wyglądało to, jakby rzeczywiście martwił się o tę drobną kobietę siedzącą na tylnym siedzeniu jego taksówki. Zatrzymał się przed wejściem do hotelu, a Hermiona ze zdumieniem ujrzała urok tego miejsca. Budynek hotelu, w którym mieściło się lobby i recepcja, wyglądało jak wielka, gliniana chatka ze słomianym dachem. Było to tak piękne, że Hermiona przez kilka chwil nie mogła otrząsnąć się z szoku. 
  - Byłem pewien, że hotel się panience spodoba. Proszę dzwonić po Kayeha w razie potrzeby. Przyjadę o każdej porze. - rzekł wręczając jej swoją wizytówkę. Kobieta schowała kartkę do torebki, i razem z Kayehem wyszła z pojazdu. Mężczyzna wyjął jej walizki z bagażnika, i uśmiechem wsiadł do taksówki. Hermiona pomachała Kayehowi i ruszyła w stronę wejścia. W ułamku sekundy pojawił się przy niej boy hotelowy.
  - Witam, mogę pani jakoś służyć? - zapytał z nieznanym jej dotąd akcentem.
  - Mam rezerwację na dwa tygodnie. Proszę mnie poprowadzić do recepcji. - Mężczyzna spojrzał na nią z lubieżnym uśmiechem, a ona zacisnęła zęby. Boy zabrał od niej bagaże i ruszyli w stronę lobby.
  - Jestem Franco. Miło mi pomagać tak pięknej kobiecie. Jak pani na imię? - zapytał.
  - Jestem Hermiona.
  - Cudowne imię, Hermiono! Niespotykane... Jesteś tu sama?
  - Czy pana obowiązkiem jest wypytywanie o wszystko swoich gości, Franco? - warknęła w jego stronę.
  - Ja... przepraszam. Tu jest recepcja, Hermiono. - podeszła do recepcji. Recepcjonistka, czarnowłosa kobieta o sporych walorach, spojrzała na nią z nad swoich drogich i modnych okularów w czarnej oprawce. Przywołała na twarz swój służbowy uśmiech i odezwała się do Hermiony:
  - Dzień dobry. Witamy w hotelu Wailea Luxury Boutique. Mogę pani w czymś pomóc?
  - Dzień dobry. Rezerwacja na nazwisko Granger - kobieta wstukała do komputera jej nazwisko i po chwili zwróciła się do Hermiony.
  - Oczywiście. Apartament 1012 znajduje się w budynku W. Jest to budynek bogini Pele. Zaraz poproszę Hartikona żeby panią odwiózł wraz z bagażami.
   Apartament był cudowny. Hermiona miała łzy w oczach, kiedy przekroczyła próg jej tymczasowego mieszkania. Ściany salonu pomalowane były na jasny beż i oliwkową zieleń. Dwa miękkie, beżowy fotele stały obok tego samego koloru kanapy. Między nimi znajdował się szklany stolik, na którym leżały czasopisma, piloty od wielkiego kina domowego oraz tacka z szklankami i dzbankiem wody z cytryną. Ścianę równoległą do drzwi zdobiły wielkie okna. Było wśród nich wyjście na balkon. Hermiona skierowała się w bok, i rozsunęła wielkie bambusowe drzwi. Za nimi znajdowała się sypialnia. Była pomalowana na ciepły beż i jasny karmel. Wielkie łoże zajmowało centralną cześć pomieszczenia. Okna były zasłonięte bambusowymi żaluzjami. W kącie stał wielki, zielony bambus. Hermiona za pomocą zaklęcia wypakowała swoje rzeczy do ukrytej w ścianie szafy i poszła pod prysznic. Ubrana w zwiewną, krótką, kremową sukienkę, i brązowe letnie kozaczki, ruszyła do hotelowej restauracji. Usiadła przy wolnym stoliku i spojrzała w menu. Tak jak myślała, wybór był ogromny. Kiedy podeszła do niej kelnerka, zamówiła nadziewanego homara, krakersy z foie gras i lampkę czerwonego wina. Oczekując na posiłek rozglądała się po pomieszczeniu. Była to ogromna sala, z niezliczoną ilością stolików i krzeseł. Wytworne posiłki podane były na eleganckiej zastawie. Z rozmyśleń wyrwał ją męski głos nad głową.
  - Przepraszam panią bardzo, czy jest tu pani sama? Chciałbym się dosiąść, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu. Na sali brak wolnych miejsc, a chciałbym zjeść kolację - Hermiona spojrzała na niego i zamarła. Stał przed nią blondwłosy mężczyzna o oczach tak niebieskich, że niemal przypominających lazur oceanu. Jego prawie biała grzywka opadała mu w nieładzie na czoło. Mężczyzna w nerwowym geście przeczesywał ją dłonią, oczekując na odpowiedź.
  - Och, ależ proszę bardzo. Niech pan siada - uśmiechnęła się.
  - Bardzo pani dziękuję. Jestem wdzięczny. Czasami ciężko tutaj znaleźć jakieś wolne miejsce. Jestem tutaj dopiero drugi dzień, a już zdarzyło mi się czekać na stolik. Ups, co za gafa - wstał i podszedł z wyciągniętą dłonią do Hermiony.
  - Proszę mi wybaczyć. Jestem Alaric Monson.
  - Hermiona Granger - ucałował jej dłoń i usiadł. W tym momencie podeszła kelnerka zebrać od niego zamówienie. Kiedy odeszła Alaric odezwał się ponownie:
  - Jesteś czarownicą - Hermiona poczuła jak napinają jej się wszystkie nerwy i mięśnie. Na twarzy pojawił się wyraz zdumienia i lęku. Widząc to, Alaric roześmiał się przyjaźnie. 
  - Nie denerwuj się tak, Hermiono. Ja też jestem czarodziejem, a Ciebie rozpoznałem po różdżce. Wystaje Ci z buta - ręka Hermiona automatycznie powędrowała do ukrytej w bucie różdżki.
  - Wiesz - ponownie rozpoczął Alaric - mugole tego nie dostrzegają, możesz być spokojna. 
My, czarodzieje, wiemy gdzie można różdżki chować, stąd też pewnie zwracamy na te miejsca uwagę.
  - Och... - to było jedyne co Hermiona była w stanie powiedzieć. Czuła, że się czerwieni.
  - Do jakiej szkoły chodziłaś, Hermiono? - widząc jej zakłopotanie, sprawnie zmienił temat.
  - Do Hogwartu - odparła dumnie - a Ty, Alaric? 
  -  Och, no tak. Hermiona Granger, koleżanka Pottera. Jak mogłem nie poznać. Proszę, mów mi Ric. Ja chodziłem do Durmstrangu, i raz w życiu miałem przyjemność odwiedzić Hogwart. Podczas Turnieju Trójmagicznego - uśmiechnął się.
  - Była koleżanka Pottera, Ric. Żałuję, że nie poznaliśmy się wcześniej.
  - Mamy szansę nadrobić. Co robisz po kolacji? Może masz ochotę popływać? - kelnerka podała im jedzenie. Kiedy oddaliła się od stolika, Hermiona zapytała:
  - Masz na myśli basen czy ocean?
  - Ocean! A jakże!
   Wracając wieczorem z plaży byli zmęczeni, mokrzy i szczęśliwi. Spędzili razem miły wieczór. Ganiali się po plaży, grali w piłkę plażową, pływali, bawili się w wodnego berka, lepili zamki z piasku. W tak uroczej atmosferze minął im wieczór, i teraz wracali do swoich pokoi by oddać się w ramiona Morfeusza. 
  - Co robisz jutro? - zapytał
  - Nie wiem - roześmiała się.
  - Um.. OK. W takim razie jutro o 8 przed restauracją. Zjemy razem śniadanie - uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź. Kobieta roześmiała się i przystała na propozycję.
  - W którym mieszkasz budynku? - zapytała.
  - W.
  - Och, to tak jak ja! - roześmiała się. Dalszą cześć drogi przegadali. Zatrzymali się przed apartamentem kobiety.
  - Tutaj mieszkam - odezwała się.
  - Ja też - uśmiechnął się mężczyzna. Hermiona spojrzała na niego powątpiewająco, a on pomachał jej przed oczami kartą, i żeby udowodnić swoje, otworzył drzwi do apartamentu 1011.
  - Jutro o 8 przed drzwiami. Dobranoc, Hermiono. - mówiąc to zniknął za drzwiami. Hermiona pokręciła głową, a na jej ustach gościł uśmieszek. Również weszła do swojego pokoju i skierowała swe kroki do sypialni. Tej nocy szybko zasnęła.